Anthony Piers - Xanth 19 Rok i prawne komplikacje.rtf

(2023 KB) Pobierz
Rozdzia³ 1

Piers Anthony

Rok i prawne komplikacje

(Roc and a Hard Place)

Xanth - 19

Przełożyła Lucyna Targosz

Data wydania oryginalnego - 1995

Data wydania polskiego - 2004

 

Rozdział 1

Problem

 

To był ładny zamek z wysokimi wieżyczkami, solidnymi murami, głęboką fosą i wysoko ulokowanym gabinetem, którego panoramiczne okno wychodziło na pobliską kolonię nimf. Wokół muru rosły petardowce, pomocne w porannym rozpalaniu ognia, a i same petardki nieźle smakowały. W zamkowym sadzie rosły drzewa rodzące najprzeróżniejsze przepyszne ciastka i paszteciki. Pani domu była dokładnie tak piękna, oddana i przychylnie usposobiona, jak pragnął jej mąż. Człowiek nie mógłby więcej sobie życzyć.

Z wyjątkiem jednego lub dwóch drobiazgów.

- Gdzie twoja gorsza połowa? - mruknął Veleno, rozglądając się z niepokojem.

- Nie trap się - odparła z uśmiechem demonica Metria, a jej skąpe odzienie się ulotniło. - Wysłałam Mentię do demona Grossclouta w pewnej naszej sprawie.

- Pewnej sprawie?

Udała, że nie dosłyszała.

- Grossclout to taki uparty i zawzięty typek, że wyduszenie z niego jakiejkolwiek odpowiedzi może jej zabrać wiele dni.

- Co za ulga! - odparł Veleno, nie kryjąc zadowolenia. - Nie to, ze chciałbym źle o niej mówić, ale...

- Ale Mentia jest lekko szurnięta - dokończyła Metria. - A ty się ożeniłeś za mną, a nie z moją gorszą połową. Nie możemy się jej pozbyć, po tym jak się ode mnie oddzieliła, zbrzydzona moją aniołkowatościa, w jaką popadłam, kiedy dostałam połowę twojej duszy. Jest tą moją połową, bezduszną połową, której nie lubisz, bo stara się uprzykrzyć ci życie.

- U... co?

- Poplątać, pokiełbasić, zakałapućkać...

Pocałował ją.

- Pojmę to, jak się skupię. Kujmy żelazo, póki gorące.

Zdumiała się.

- Żelazo? A zdawało mi się, że masz na myśli coś innego. W strategicznym miejscu pojawiła się kusząca osłonka.

- Uwielbiam, kiedy się ze mną droczysz - oznajmił, biorąc ją na ręce i niosąc do sypialni.

Przybrała postać nimfy.

- Oooooo! - pisnęła słabo, wierzgając niczym nimfa wspaniałymi obnażonymi nogami. - I cóż mam robić?!

- Masz mnie uczynić nieprzytomnie szczęśliwym, ty ponętna istoto.

Wciągnęła powietrze, uwypuklając to, co wcale uwypuklenia nie potrzebowało.

- O, jakże mam umknąć przed tym okrutnym losem? - Zawodząc słodko, całowała go w oko, ucho, nos i szyję.

Upadli razem na łoże w plątaninie kończyn, twarzy, pocałunków i Bóg wie czego jeszcze.

- Jesteś najlepszym, co mi się przytrafiło - westchnął bardzo zajęty Veleno. - Jesteś najcudowniejszym, najpiękniejszym, najmilszym, najbardziej ekscytującym i najfantastyczniejszym stworzeniem w całym Xanth!

- Obrażasz mnie takimi skąpymi pochwałami - mruknęła i objęła go z takim żarem, że każda próba opisu byłaby niecenzuralna.

Do komnaty wsunęła się druga demonica.

- Ach, to tutaj jesteś, Metrio! - wykrzyknęła. - Nie dziwota, że nie mogłam cię znaleźć. Przyniosłam ci to, czego najbardziej potrzebujesz.

Veleno zesztywniał (lecz niestety nie tak, jak pragnął).

- O nie!

Metria podniosła wzrok znad tego, co ją właśnie pasjonowało.

- W najmniej odpowiednim momencie, ma się rozumieć. Może potem, moja gorsza połowo? Tak się składa, że właśnie jestem zajęta.

Mentia przyjrzała się dokładniej.

- Tak? A co robisz?

- Czynię mego męża nieprzytomnie szczęśliwym, rzecz jasna, tak jak tylko demonica potrafi.

- Kiedy się jej złośliwie nie przeszkadza - burknął Veleno.

Mentia znów się bacznie przyjrzała.

- Przepraszam. Myślałam, że na twarzy tego-jak-mu-tam widzę grymas bólu. Jesteś pewna, lepsza połowo, że robisz, co trzeba?

- Jasne, że jestem pewna! - odparła z oburzeniem Metria. - Ani razu się nie skarżył w trakcie tych siedmiuset pięćdziesięciu razy w ubiegłym roku!

- Tak? No a ten jęk, który przed chwilką wydał?

- Bo wtedy TY się pojawiłaś!

- Cóż, skoro tak na to patrzysz, to zaraz sobie pójdę z tym, co ci przyniosłam, i już nigdy przenigdy nie wrócę!

- Oooo nie! - krzyknęła zaniepokojona Metria. - Jest mi to potrzebne!

Jej mąż, nieco speszony ową chwilą przerwy, dorzucił swoje trzy grosze:

- Co ci potrzebne?

- Mniejsza o to - odrzekła Metria. - To zagmatwana sprawa.

- Jaka sprawa?

- Ciemna, mroczna, zawiła, skomplikowana...

- Osobista?

- Niech będzie - zgodziła się z rozdrażnieniem.

- A cóż to chcesz zataić przed swoim mężem? - zapytał z lekka płaczliwym tonem.

- Tak, cóż to tak podejrzliwie ukrywasz przed swoim ufnym małżonkiem? - zawtórowała niczym echo Mentia.

- Może porozmawiamy o tym kiedy indziej? - spytała zirytowana Metria.

- Jasne, kochanieńka - zgodziła się Mentia. - Wpadnę w przyszłym stuleciu.

Zaczęła znikać.

- Nie! Poczekaj! - wrzasnęła Metria. - W końcu możemy pogadać i teraz!

- Jak milutko - oznajmiła Mentia, a w jej uśmiechu była nie tylko życzliwość. - Ale może byś nas najpierw sobie przedstawiła?

- A po co? Od tego szaleństwa z gargulcem on dobrze wie, jaką jesteś intrygantką.

- Taaak, ale mógł zapomnieć. W końcu nie było mnie całą godzinę.

- Aż tak długo? - zapytał z rezygnacją Veleno.

Metria zacisnęła zęby. Nie ma nic gorszego niż połówka demonicy! Ale wiedziała, że jej gorsza połowa nie odpuści, dopóki jej nie dopiecze.

- Veleno, przedstawiam ci demonicę Mentię, moją bezduszną gorszą połowę, która jest taka, jak ja byłam, zanim dostałam połowę duszy, tyle tylko, że nie ma kłopotów z głosowaniem.

- Z czym???

- Z idiomami, językiem, mową, wysławianiem się, zwrotami, wypowiadaniem się, artykulacją...

- Słowami?

- Niech będzie. Za to jest trochę szurnięta.

- Tak, to mój talent - przyznała dumnie Mentia.

- A to, Mentio, jest mój mąż, Veleno, który przedtem był nimfomanem, ale nie tknął nimfy, od kiedy za niego wyszłam i zabrałam mu pół duszy.

- Tak, ale czyż nie gapi się na nimfy przez okno z błyskiem w...

- Miło mi cię poznać - warknął Veleno. Uwolnił rękę i podał jej. Mogłabyś teraz zniknąć?

- Jestem oczarowana - rzekła Mentia, zamieniając jedną dłoń w parę szczypiec.

- Ixnay - szepnęła ostrzegawczo Metria. - W tym zamku śmiertelnikom nic się nie może stać.

- Ooooch, racja - przyznała z rozczarowaniem Mentia; szczypce znów się stały dłonią, która potrząsnęła ręką Veleno. - To był jeden z warunków powrotu. A teraz, kiedy twój mąż śmiertelnik i ja zostaliśmy sobie przedstawieni, dam ci to, Metrio, czego najbardziej potrzebujesz.

Nareszcie! Ale Metria dalej się krępowała.

- Veleno, skarbie, nie zdrzemnąłbyś się na chwilkę? - zapytała słodziutko, zasłaniając mu oczy dłonią.

- Czym jest to, czego pragniesz, a czego ci nie dałem? - spytał zachmurzony,

- Jestem pewna, że jego naprawdę interesuje ta ogromnie ważna tajemna sprawa - rzekła Mentia i usiadła na skraju łoża w taki sposób, że udem dotykała Veleno.

- No dobrze - przystała Metria (naprawdę wkurzona).

- Nie przejmuj się, kochanieńka, wytłumaczę to szalenie jasno oznajmiła Mentia. - Przyniosłam informację, jak masz pokonać swój brak umiejętności, żebyś już nigdy nie była kiepska.

- Jaki brak umiejętności? - zapytał Veleno. - Moja żona od ślubu niemal nieustannie czyni mnie szaleńczo szczęśliwym.

- I w tym problem - odparła Mentia. - Pomagała ci przyzywać bociana siedemset pięćdziesiąt... - zerknęła - i pół raza w tym roku, i jeszcze częściej w ubiegłym, kiedy na nieszczęście byłam zbyt zajęta, żeby jej towarzyszyć, a przecież bocian nie dostał tej wieści. W tej sprawie najwyraźniej jest kiepska.

Veleno dumał i powoli uświadamiał sobie prawdę zawartą w tych słowach.

- Nie przyszło mi to do głowy - przyznał. - Byłem zbyt otumaniony szczęściem, żeby myśleć o bocianie. Ale jak mógł nie dostać wieści?

- I właśnie tego Metria chciała się dowiedzieć - wyjaśniła Mentia. - Co z nią jest nie tak, że poniosła taką klapę w tak wielu próbach? Czemu z niej taka ofiara losu? Zwłaszcza że ja tak łatwo mogłabym...

- Nuh-uh! - rzekli jednym głosem Metria i Veleno.

- No i wysłała mnie po radę do najinteligentniejszej istoty, jaką zna, do demona Grossclouta - ciągnęła spokojnie Mentia - a on natychmiast kazał mi zanieść jej tę ważną poradę. Jasne, że ani sekundy nie zwlekałam z wypełnieniem jego polecenia. Jej niewydolność jest zbyt poważną sprawą, by sobie pozwalać na zwłokę.

- Stokrotne dzięki, Gorsza - parsknęła Metria.

- Nie ma za co, Lepsza. Wiedziałam, że bez zwłoki zechcesz się zająć tym swoim blamażem. - Postać Mentii rozmyła się i przybrała kształt olbrzymiej cytryny, a potem pieczonego indyka. - Jestem zachwycona, że mogłam pomóc.

- Jeszcze zbytnio nie pomogłaś - odezwała się ponuro Metria. Co powiedział Grossclout?

- Ach, to. Mówi, że powinnaś zapytać Dobrego Maga Humfreya.

- Ale Humfrey każe sobie rok służyć za jedną Odpowiedź! - zaprotestowała Metria. - Nie chcę płacić takiej ceny! To dlatego wybrałam Grossclouta.

- Grossclout dorzucił kilka słów - dodała Mentia. - Chyba: tępota, kutwa i dobrze jej tak.

- To cały Grossclout - przyznała Metria. - Ciągle jeszcze boczy się na mnie za to, że piłowałam sobie paznokcie na tych jego nudnych wykładach z magii na Uniwersytecie Magii.

- Tak naprawdę to ja je piłowałam - rzekła Mentia, uśmiechając się z rozrzewnieniem. - Kiedy byłyśmy niepodzielnie złączone jako dwie przeciwstawne „strony” jednej demonicy. To były czasy! Ale uznałam, że lepiej profesorowi o tym nie przypominać - przerwała i zamyśliła się. - Może zdołam sobie przypomnieć jeszcze parę jego słów, jeżeli to takie ważne - zaproponowała.

- Dzięki, nie kłopocz się tym - odparła Metria. - Chyba zrozumiałam jego nastawność.

- Jego co???

- Postawę, usposobienie, temperament, skłonność, inklinację, tendencję...

- Stanowisko? - spytał Veleno.

- Niech ci będzie - odparła z rozdrażnieniem Metria.

- Ze szczytu jego wyniosłości - przyznała Mentia. - Jeżeli nie trzeba ci wsparcia lub porady co do techniki...

- W żadnym razie! - stwierdziła Metria.

- Szkoooda. - Mentia się rozwiała.

- Chcesz, żeby bocian przyniósł dzidziusia? - zapytał Veleno, kiedy Metria wznowiła działania.

- Tak. Bo to właśnie robią pary małżeńskie. Wychowują dzieci.

- Ale demonice mają dzieci tylko wtedy, kiedy chcą.

- Otóż to. Chcę dzidziusia - odwróciła wzrok. - Pewnie powinnam była ci o tym powiedzieć, więc nie mam ci za złe, że się gniewasz.

- Wcale się nie gniewam.

- Nie? No ale przecież to by przerwało szaleństwo i nałożyło na ciebie obowiązek wychowania dziecka.

- No właśnie! Jak już o tym pomyślałem, to wiem, że chcę mieć rodzinę.

Metria wpatrywała się w niego z uwielbieniem i ulgą.

- Cudownie!

Zadumał się.

- Bocian pewnie uznał, że te nasze znaki nie są na poważnie.

- Co za ironia losu! Przecież nadaliśmy im tyle mocy! Muszę przyciągnąć ważność bociana!

- Co?

- Zainteresowanie, czujność, baczenie, skupienie...

- Uwagę?

- Niech ci będzie. Jak myślisz, co powinnam zrobić?

Zastanowił się nad tym.

- Uważam, że powinnaś iść do Dobrego Maga i spytać go.

- Ale wtedy będę cię musiała zostawić samego na cały rok.

- Na pewno wrócisz, gdy tylko będziesz mogła. Pewnie uczyniłabyś mnie w tym roku szaleńczo szczęśliwym ze trzysta lub czterysta razy, ale jakoś to przeżyję. Przecież chcę, żebyś i ty była szczęśliwa.

- Mój najdroższy wspaniały mężczyzno! - wykrzyknęła i postarała się urzeczywistnić nieprawdopodobne (czyli uczynić go dwukrotnie bardziej szaleńczo szczęśliwym niż poprzednio).

Ale zanim poszła, powłóczyła się wokół zamku, rozważając całą sprawę i naradzając się sama ze sobą (bo jej gorsza połowa postanowiła się z nią zjednoczyć na tę okazję, skoro jej życie znów się miało stać ciekawe).

- Czy naprawdę chcę to zrobić? - pytała samą siebie Metria.

- A czemu nie? W końcu nie masz tu nic ważnego do roboty.

Mentia oddzieliła się od niej, zdegustowana, kiedy Metria wyszła za mąż, dostała połowę duszy i zakochała się (w takiej właśnie kolejności). Gorsza połowa twierdziła, że uczestniczyła w wielkiej przygodzie z gargulcem i pomogła ocalić Xanth przed szaleństwem; ale to z całą pewnością była przesada. Zlała się z nią natychmiast, jak tylko Metria przestała być tak obrzydliwie słodziutka dla swojego męża.

- Jeżeli masz połowę duszy, to powinnaś mieć inną nas... inne nastawienie.

- Dzięki ci, Demonie X(A/N)th, że nie skaziła mnie ani cząsteczka duszy - rzekła Mentia (ich rozmowa toczyła się w milczeniu, bo to był wewnętrzny dialog; nikt nie mógł go podsłuchać). Wskazała wspólną lewą ręką: - Tam jest piaskowy robal, rozdepcz go.

- Nie zrobię tego - odburknęła Metria. - To by nie było w porządku.

Ostrożnie podniosła robala wspólną prawą ręką i przyjrzała mu się. Faktycznie był z piasku; gdyby przypiekło go słońce lub obmyła woda, toby się rozsypał w pył albo rozpuścił. Położyła go na suchym, ocienionym miejscu i patrzyła, jak odpełza.

- Obrzydliwe - oznajmiła nikomu w szczególności Mentia.

- Ale możesz odkupić swoją demoniczną naturę, zgniatając tego czerwcowego robaczka.

- Mowy nie ma. Zabij czerwcowego robaczka, a rok straci swój najbardziej romantyczny miesiąc.

Mentia wykrzywiła lewą stronę ich twarzy.

- To już bym wolała, żebyś miała pół siedzenia, a nie pół duszy. Rozejrzała się dokoła lewym okiem Metrii. - O, widzę, że owocuje wychodnik.

- Wchodnik też - dodała Metria. - Veleno je lubi, kiedy tak sobie wchodzi i wychodzi.

- A co robi, kiedy jest z tobą sam na sam?

- Przeciwieństwo tego, czego chce od ciebie.

Ale Mentia nie dała się zbić z tropu.

- Oooo, to moje ulubione: pyszne winogrona.

- Kwaśne winogrona - przyznała Metria. - W twoim stylu.

- I czemu się tu pałętasz, zamiast ruszać do zamku Dobrego Maga?

- Bo nie jestem przekonana, czy to dobrze zostawiać męża na połowie racji.

- Wszędzie dokoła zamku rośnie potrzebne mu jedzonko.

- Na połowie racji szaleństwa.

- Och. - Mentia znów się rozejrzała, porządnie zezując w bok lewym okiem. - No to ułatwmy to sobie. Widzisz to drzewo skrzydlatych wariorzechów?

Prawe oko zazezowało.

- Pewnie. Wariorzechy są prawie tak samo wariackie jak ty.

- Jeżeli najpierw odleci prawy wariorzech, to zostajemy. Jeżeli ten lewy, to się kopniemy do Dobrego Maga.

- To zbzikowany sposób podejmowania tak ważnej decyzji.

- No właśnie. Zgoda?

Metria westchnęła. W końcu to równie dobry sposób jak każdy inny.

- Zgoda.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin