Darwinizm – dla bezmyślnych _ Nowe Państwo - Niezależna Gazeta Polska(2).pdf

(47 KB) Pobierz
Darwinizm – dla bezmyślnych | Nowe Państwo - Niezależna Gazeta Polska
Darwinizm – dla bezmyślnych
http://www.panstwo.net/2069-darwinizm-–-dla-bezmyslnych
W tym roku mija dwusetna rocznica urodzin i sto dwudziesta siódma rocznica
śmierci
Karola Darwina.
Jeżeli moja koncepcja powstawania nowych gatunków w drodze stopniowego
nawarstwiania się zmian jest fałszywa, cała koncepcja ewolucji jest fałszywa –
napisał Karol Darwin. Dzisiaj wiemy już z całą pewnością,
że
jego teoria ewolucji, w
ortodoksyjnym kształcie, przedstawionym w dziele „O powstawaniu gatunków”, jest
niezgodna z danymi empirycznymi. W sukurs Darwinowi przyszła natomiast
genetyka. Zamiast o stopniowych zmianach rozciągniętych w czasie, mówi się dzisiaj
(foto. )
o „ewolucji skokowej”, wywoływanej każdorazowo przez czynniki mutagenne. Ale czy
ów nowy darwinizm jest bardziej wiarygodny od ortodoksji?
Weźmy z taśmy produkcyjnej nowy egzemplarz toyoty i zrzućmy go z 30. piętra Pałacu Kultury i Nauki. To, co z niej zostanie,
nazwijmy mutacją. Czy taka mutacja jest w czymkolwiek lepsza od formy wyjściowej? W zestawieniu z nieporównywalnie bardziej
złożonymi organizmami zwierząt – a nawet pojedynczą komórką – taki zabieg daje i tak miliony razy większe
prawdopodobieństwo udoskonalenia pierwotnej formy auta. Mimo to doktrynerzy ewolucjonizmu wmawiają nam,
że
„mutacjonizm” jest poprawną metodą wyjaśniania „pojawienia się” złożonych organizmów biologicznych – w tym człowieka.
Tymczasem w całej historii nauki nie znamy ani jednego pewnego przypadku pojawienia się nowego gatunku istot
żywych.
Jedyne zmiany, o jakich wiemy, to – tak jak w przypadku darwinowskich zięb i słynnych muszek owocowych drosophila –
powstawanie różnic w obrębie tego samego gatunku.
Gadający wodór
Co jest istotą teorii ewolucji Karola Darwina? Odpowiedź na to pytanie jest expressis verbis zawarta w tytule jego sławnego
dzieła – „O powstawaniu gatunków”. Stanowisko Darwina jest radykalnie sprzeczne z poglądem Arystotelesa, którego filozofia
bytu i niektóre wnioski z badań przyrodniczych zostały zaakceptowane przez teologów chrześcijańskich. Arystoteles, podobnie
jak doktryna chrześcijańska, przyjmował,
że
wszystkie gatunki istot
żywych
istnieją od początku
świata.
Wykluczał
przepoczwarzanie się jednych gatunków w drugie. Tymczasem Darwin – darząc skądinąd Stagirytę wielkim szacunkiem – głosił
myśl, której rewolucyjności często nie doceniamy. Twierdził on bowiem,
że
w historii
świata
mamy do czynienia z nieustannym
procesem przemiany organizmów – przemiany zupełnie szczególnej: jednych gatunków w inne, całkowicie odrębne gatunki.
Zatem na Ziemi pojawiają się coraz to nowe – nowe!!! – gatunki istot. Empiria jednak nie potwierdza tego opisu. W warunkach
naturalnych z reguły odrębne gatunki nie krzyżują się ze sobą. W warunkach laboratoryjnych tego rodzaju eksperymenty są
podejmowane, ale ich efekty nie spełniają kryteriów nałożonych na nowy gatunek. Na tej zasadzie krzyżuje się konia z osłem, ale
muł nie jest gatunkiem, nie jest bowiem zdolny do płodzenia potomstwa. Nowymi gatunkami nie są także różne odmiany słynnej
muszki owocowej, której kolor można zmienić w laboratorium z zielonego na dowolny inny. Nie udało się natomiast podczas
milionów eksperymentów z drosophilą wykształcić z niej odmiennego gatunku owada.
Można więc zapytać, jak to się dzieje,
że
tak najtępsi uczniowie podstawówek, jak i najtężsi postępowi intelektualiści wierzą dziś
jeszcze w ortodoksyjny darwinizm? Czy dlaczego,
że
na
świecie
powstały już i przynoszą sowite dochody tysiące „muzeów
historii naturalnej”, w których zainscenizowano wygląd siedlisk „praczłowieka” z najdrobniejszymi detalami? Za kilkadziesiąt
dolarów można cofnąć się w przeszłość, zobaczyć, jak się ubierali, co jedli i jak społecznie byli zorganizowani „praludzie”. Wielka
uciecha dla całej przybyłej tam podczas weekendu rodziny. Gigantyczny biznes nie lubi krytyki Darwina. Nie znoszą jej wydawcy
milionów barwnych albumów i encyklopedii, pomocy naukowych i gadżetów (por. jak archaicznie i niedorzecznie przedstawia
darwinizm polska Wikipedia:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Charles_Darwin).
Nie znoszą takiej krytyki instytuty naukowe, których
pracownicy całą swoją reputację zbudowali na teorii ewolucji. Podobnie jak ideolodzy scjentystycznej i technokratycznej lewicy,
którym krytyka Darwina psuje materialistyczny obraz
świata.
Najbardziej zaś wszelkich poprawek w darwinizmie nienawidzą
wrogowie Kościoła. Darwin jest dzisiaj taką samą ideologiczną opoką lewicy, jaką był jeszcze niedawno Karol Marks. Darwina
ruszać nie wolno. Czyni to tylko kołtuneria niechętna nauce, obyczajowej swobodzie i wspaniałym odkryciom Alfreda Kinseya,
Margaret Mead i Karola Darwina, którzy odczarowali człowieka. Nie jest to już stworzenie Boże, lecz produkt przemiany materii
kosmosu. Gadający wodór.
Masowe oszustwo
W monumentalnej pracy (952 strony) „Zakazana archeologia. Ukryta historia człowieka”, Michael A. Cremo oraz Richard L.
Thompson (skrócona wersja: Wydawnictwo ARCHE s.c., Wrocław 1998) na podstawie zbieranych i badanych skrupulatnie przez
kilkadziesiąt lat materialnych dowodów opisali setki oszustw, quasi-naukowych malwersacji, manipulacji w laboratoriach
wykopalinami (manipulacji niezwykle przebiegłych i pomysłowych). Pokazali także formy konsekwentnego zakłamywania przez
współczesną naukę ewidentnych dowodów falsyfikujących teorię ewolucji. Co mają bowiem począć fanatycy darwinizmu choćby
z odkryciami dowodów kostnych, które wskazują,
że
istoty identyczne z Homo sapiens istniały i działały o co najmniej setki
tysięcy lat przed swoimi rzekomymi poprzednikami? Co począć teraz z Homo habilis, Homo erectus, Australopitekiem,
człowiekiem z Cro magnon itp., które to istoty miałyby być przodkami Homo sapiens, a są gatunkami w istocie późniejszymi?
Autorzy pracy piszą: „Naszym zdaniem, pewne kategorie znalezisk po prostu niesprawiedliwie znikają z pola widzenia. Ten rodzaj
ukrywania danych ma miejsce od długiego czasu. W 1880 roku J.D. Whitney, geolog stanu Kalifornia w USA, opublikował
szczegółowy przegląd rozwiniętych narzędzi kamiennych, które znaleziono w kalifornijskich kopalniach złota. Opisane przez
niego artefakty, w tym ostrza włóczni oraz kamienne moździerze i tłuczki, odkryto głęboko w szybach kopalni, poniżej grubych,
nienaruszonych warstw lawy, w formacjach geologicznych datowanych na okres od 9 do ponad 55 milionów lat wstecz. W.H.
Holmes ze Smithsonian Institution, jeden z najbardziej głośnych krytyków znalezisk kalifornijskich, napisał: »Gdyby profesor
Whitney docenił w pełni historię ewolucji człowieka tak, jak rozumiemy ją dzisiaj, wahałby się głosić poglądy, które przedstawił
[zdaniem Whitneya ludzie
żyli
w Ameryce Północnej w bardzo odległych czasach], pomimo imponującego szeregu dowodów, z
jakimi się zetknął«. Innymi słowy, jeżeli fakty nie zgadzają się z faworyzowaną teorią, muszą zostać odrzucone, nawet jeśli
stanowią »imponujący szereg dowodów«”.
Inny z setek przypadków opisanych w książce: „Geolog John Sanford dowodził,
że
najstarsze narzędzia z Sheguiandah mają
przynajmniej 65 000 lat, a mogą mieć nawet 125 000. Zwolennicy standardowych poglądów na temat prehistorii Ameryki
Północnej nie byli w stanie zaakceptować takiego datowania. Przypuszcza się bowiem powszechnie,
że
człowiek przybył po raz
pierwszy do Ameryki Północnej około 12 000 lat temu z obszaru Syberii. Na odkrywcę stanowiska, z którego narzędzia opisywał
Sanford [Lee'ego], urządzono wówczas nagonkę, w wyniku której stracił on swoją posadę w administracji państwowej i przez
długi czas pozostawał bezrobotny. Uniemożliwiono mu publikowanie materiałów, znaleziska zostały zaś fałszywie przedstawione
przez kilku znanych autorów, a wiele artefaktów zniknęło w magazynach Muzeum Narodowego”.
1 of 1
15-09-2012 12:31
Zgłoś jeśli naruszono regulamin