2112 przekład 12.doc

(52 KB) Pobierz
Epizod 12

Epizod 12

LONDYN, WIELKA BRYTANIA


Wciąż jeszcze leżysz na brzuchu, a ja - między twoimi nogami. Ocknąłem się jak z omdlenia. Życie rozdzieliło się na „przed” i „po”… Niespiesznie spełzam niżej, przeciskam policzek do twojego pośladka. Chcę popatrzeć… Twój odbyt wciąż jeszcze jest otwarty, drga i kurczy się w postkoitalnych spazmach. To ja zrobiłem! Czy przeżyłeś silny orgazm? Czy było ci dobrze, Sherlock? Bo wiesz, mnie było niewypowiedzianie dobrze. Chcę to robić przez całe życie. Chcę być w tobie zawsze. Teraz po prostu nie mogę tego utracić.

 

Sherlock…

 

Pokój jest przesycony zapachami: słodkim lubrykantu, cierpkim potu, ostrym piżma i nasienia. Jesteś rozpalony, wilgotny, leniwy, ociężały. Senny i gorący. Moja sperma ścieka na twoją mosznę i prześcieradło. Unoszę się, rozsuwam twoje pośladki – i patrzę. W milczeniu, nie odwracając się, podajesz mi chusteczki. Biorę opakowanie, ale nie są mi teraz potrzebne. Wycieram cię ręką… drgasz i wzdychasz głośno. Zaczynam ostrożnie gładzić cię między pośladkami, badać, powoli wodzić palcami i krawędzią dłoni. Przywykam do tego, że mogę dotykać cię tam… obmacywać. Napawam się tobą: soczystym, odkrytym, nabrzmiałym… Pochylam się, wciskam twarz, wdycham głęboko twój zapach. Chcę żeby mnie przeniknął. Chcę się napełnić tobą – aż do bólu w płucach. Od twojego ostrego aromatu brakuje mi powietrza i czuję zawroty głowy. Całuję cię, liżę twój purpurowy, spuchnięty anus, jak rozszarpaną ranę. Próbuję uspokoić i ukoić jego żar. Sięgam językiem możliwie głęboko jesteś rozluźniony i mokry od mojej śliny. Robię wszystko nie śpiesząc się. Delektuję się tobą powoli… długo… Znów wprowadzam palce… Jesteś mój. Teraz już na pewno mój. Całkowicie. Marzę, żebyś zawsze był nabiegły krw i chciwy moich pieszczot - tam, wewnątrz. Byś wciąż pragnął mego członka, moich palców, mojego języka między nogami. Byś chciał przyjmować, ściskać, osadzać się, pochłaniać, ocierać się, ślizgać po mnie. Wiecznie pragnął i był niezdolny obejść się beze mnie… Obaj doszliśmy i teraz po prostu cię pieszczę. Tobie to się podoba, Sherlock. Obaj jeszcze się nie nasyciliśmy. Trudno nam zaspokoić głód - dla mnie niemożliwe, bym zaspokoił głód ciebie. Twoja głowa, biodra i serce, krew, włosy, kości, skóra i muskuły - oto, czego pragnę.

 

Sherlock…

- Masz wyraźną analną fiksację.

To słowa, jakie wypowiadasz po tym, kiedy po raz pierwszy się kochaliśmy. Nie jestem zdziwiony. Nic nie odpowiadam – prawie się z tobą zgadzam.
- Chodź do mnie, John.
Przesuwam się do góry. Wyciągasz spod siebie ubrudzoną spermą poduszkę, rzucasz ją na podłogę. Podkładasz mi rękę pod głowę, przyciągasz i lekko obejmujesz. Drugą rękę przykładasz do mego policzka. Całujesz. Gładzisz mój język swoim – z wdzięcznością, bez pożądania. Pojmuję, że pewnie w ciągu tych kilku minut, kiedy byliśmy razem, jednak przestałeś myśleć.
Gorąco. Przetaczasz się na drugą połowę łóżka, nie wyciągając ręki spod mojej głowy. Oglądam sypialnię. Nie ma tu niczego niepotrzebnego: stół, krzesło, szafeczka, półki z książkami, szafa, łóżko… Wydaje się, że rzadko tu wchodzisz. Salon – oto gdzie toczą się twoje wspaniałe batalie.

Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale nagle przypominam sobie o Gregu.

- Sherlock…?

- Mm?
Masz zamknięte oczy, a na twarzy wyraz oddalenia i zadowolenia. Jak rozumiem, myśli w tej chwili cię nie dręczą, jesteś spokojny. Mogę być z siebie dumny.

- Chcę zadzwonić do Grega Lestrade’a i powiedzieć mu, że wyznaczono mnie na twojego bodyguarda.

Bodyguard – „strażnik ciała”. Podoba mi się to wyrażenie. Będę chronił twoje ciało. Służył mu jako żywa tarcza. Będę dawał mu rozkosz, doprowadzał do seksualnej gorączki, a potem do kompletnego wyczerpania, wybawiając od myślowego dygotu, dreszczy samotności. Pieścić, chronić, leczyć i kochać…
- Moim asystentem. Nie, John. Wyjaśnia mu, że zabrano cię z kursu i wyprawiono na zadanie.

Szkoda. Greg jest moim przyjacielem.

- Zamierzasz wrócić do Bletchley?

- To była jednorazowa akcja, John. Teraz – za nic w świecie. Niech sobie poszukają innego frajera.
Pewnie tak jest lepiej. Prawdę mówiąc, żaden z ciebie nauczyciel – chyba że mowa o seksie.

- Sherlock?

- Mhm?

- Jak się domyśliłeś, że to dziadek nauczył Grega chodzić po lesie?
Bawi cię to pytanie. Mruczysz, rozbawiony, a potem kładziesz się na boku, twarzą do mnie. Mówisz cicho, szczegółowo, konfidencjonalnym tonem. Jakbyś dzielił się jakąś tajemnicą z dzieckiem.

- Obserwowałem was przez okno Bletchley Park. Wybraliście się na spacer do pobliskiego lasu. Długo was nie było – czyli zawędrowaliście daleko. A kiedy wracaliście, inspektor szedł, unosząc nieco głowę i rozglądał się po okolicy. Ty deptałeś mu po piętach, ze spuszczoną głową i pogrążony w myślach. Po prostu szedłeś za swoim przewodnikiem, nie zastanawiając się nad trasą. Lestrade cię wyprowadził: potrafi orientować się w lesie, a ty nie. Greg mieszka od lat młodości w Londynie. Czyli zdobył tę wiedze jeszcze w dzieciństwie. Statystycznie jest bardziej wiarygodne, że poruszania po lesie uczył go mężczyzna. Najprędzej bliski krewny: dziadek, ojciec, starszy brat… Czytałem dossier inspektora i wiedziałem, że jego ojciec zmarł wcześnie, a Gregory jest najstarszym z braci. Jego rodzina żyła w domu za miastem u rodziców pani Lestrade. Jak widzisz, to jest beznadziejnie elementarne – po tym, jak się już wyjaśni.

- Niewiarygodne!
- Oczywiście.

- Śledziłeś nas z Gregiem? Obserwowałeś mnie z okna Bletchley Park? Ale dlaczego? Myślisz, że między nami coś było?
Jesteś zmieszany. Wyraźnie nie takiej reakcji oczekiwałeś. Zrywasz się z pościeli. Cholera… Sam wstydzę się swojego ostatniego pytania. Ja i Greg? Niemożliwe. Absurdalne.
- Khm. Nie. Jestem pewien, że nie. Po prostu… zdobywałem informacje. Zawsze staram się zdobyć maksimum danych o obiekcie, z którym zamierzam nawiązać kontakt – tak czy inaczej.

„O obiekcie”. Piękne dzięki.
- Dlaczego uznałeś, że ja…? Ja nie…

Tak. O tym, że „ja nie”, można już zapomnieć.
Ze zdumieniem unosisz brwi.

- Większość ludzi jest biseksualna, John. Starożytni to wiedzieli. Byli o wiele mądrzejsi od nas.

Spieranie się z tobą nie będzie raczej rozumne. Teraz, kiedy…

- John, chcę, żebyś zrozumiał: wypróbowałem wszystkie możliwe rodzaje seksu. Jestem zdolny do odbycia pełnowartościowego stosunku zarówno z kobietą, jak i mężczyzną, będąc „u góry” – i mieć z tego zadowalające rozładowanie seksualnego napięcia. Doszedłem jednak do wniosku, że najsilniejsze odczucia wzbudza we mnie seks analny. Przy czym nie postrzegam siebie jako partnera pasywnego. Chodzi nie tylko o stymulację prostaty, ale też o podwójnej, potrójnej dozie zadowolenia, o świadomości, że ktoś znajduje się wewnątrz mego ciała. To najprędzej doświadczenie duchowe: zaufanie wobec drugiej osoby. Prawdopodobnie właśnie tego mi brakuje na innych płaszczyznach mojej… działalności. W roli aktywnej może występować kobieta, jednak wolę prawdziwy penis. To mój indywidualny wybór, właściwość mego ciała. Należy tu zaznaczyć, że od dwudziestu do czterdziestu procent homoseksualnych par nie praktykuje seksu analnego. Możliwe, że to dla ciebie będzie odkryciem… Jednak rejon odbytu u większości ludzi obu płci jest bardzo wrażliwy i jawi się jako jedna ze stref erogennych. Tak więc, warto, żebyś spróbował. Nie wyobrażasz sobie, jak to jest, kiedy wewnątrz porusza się członek.

Nie. Na pewno nie. Na razie nie jestem gotowy.
- A jak często „nawiązujesz kontakt”? To przecież brzemienne w skutki…

Wzruszasz ramionami. Wyciągasz skądś skręta, przypalasz. Nielegalny towar. Teraz jestem świadkiem przestępstwa.
- Nie bardziej „brzemienne”, niż wszystko inne w tych czasach.

Stoisz przede mną nagi i palisz. Niebezpieczny typ: harmonijnie zbudowany, o podłużnych mięśniach, do tego słodki zapach marihuany i odurzenie. Pokój rozpływa się od widoku twojego nieskazitelnego ciała i mdłego aromatu.

- Dlaczego mnie wybrałeś, Sherlock? Czy może…

Sherlock…

Niespodziewanie przeszywa mnie bolesne przypuszczenie. Wszystko było idealne… jednak w tej chwili mój nowy, cudowny świat znalazł się na skraju przepaści. Jednorazowy seks ze swoim ochroniarzem – coś takiego dla ciebie może być całkiem naturalne i logiczne.
- …czy zamierzasz kontynuować poszukiwanie innych… „obiektów”?

- Nie. Nie mówiłem, że jestem rozpustny i niedelikatny w związkach. John, bądź tak łaskaw i nie patrz na mnie, jak na wyuzdaną dziwkę, sfiksowaną na tle seksu. Jestem przekonany, że człowiek nie ma prawa lekceważyć wiedzy o własnym organizmie, rezygnować z badania swoich fizycznych możliwości i urzeczywistniania fizycznych pragnień. W przeciwnym razie ogranicza siebie jako pełnowartościową żywą istotę. To dotyczy również dziedziny intelektu. Seks - to część poznania i rodzaj twórczości. Lecz ani jedna sfera aktywności człowieka nie podlegała tak okrutnym represjom. Religia i tak zwane „prawa moralności tak czy inaczej nakładają tabu na ciało. Jak i na procesy myślenia. Przejaw seksualności, jak i niezależny umysł - to forma wyzwolenia, uwolnienia. Forma buntu. Właśnie dlatego była wiecznie ścigana i prześladowana. Wszystko to trwało przez wieki - i obserwuję, jak wstecznictwo odradza się w naszych czasach. Gardzę nim. „Moralność” i wiara w Absolut pozbawiają człowieka woli i możliwości wyboru. Zmieniają go w słabe, pokorne, zastraszone stworzenie, spychają z jasnej i prostej drogi w nieprzebyty, głuchy gąszcz irracjonalności. Odbierają odpowiedzialność za własne czyny, przenosząc je na kogoś innego, stojącego „ponad”. Nade mną nie ma nikogo. Wiara w ludzki rozum – w mój własny rozum – to jedyna możliwa dla mnie forma religii. Nie uznaję ograniczeń i sam tworze dla siebie prawa i zasady, wedle których postępuję ze świętym zapałem fanatyka… Ale prymitywny, pierwotny promiskuityzm[1], John, wzbudza we mnie obrzydzenie. Pozbawiona kontroli zależność od zwierzęcych popędów też jest równa niewolnictwu. Jest przeciwieństwem dyscypliny ciała i ducha. Zawsze starannie wybieram partnerów. Moich związków seksualnych nie można nazwać bezładnymi. Jestem wybredny i chcę być z najlepszymi – albo z nikim. Próbuję tylko powiedzieć ci, John, że jestem biseksualny z natury i w odróżnieniu od innych (na przykład ciebie), mam odwagę to przyznać. Chciałem także powiadomić, że jestem absolutnie swobodny w wyborze seksualnych praktyk. Dla mnie nie ma granic w łóżku - jak zresztą i w całej reszcie. Moje libido ma znacznie wyższy poziom, niż statystyczny wskaźnik dla mężczyzn w moim wieku. Ale mogę nie uprawiać seksu przez kilka miesięcy, kierując swoją witalną energię w inne łożysko - przede wszystkim intelektualne. W razie potrzeby bez trudu jestem zdolny żyć jak mnich. Kontrola, John, rozum i wola takie jest moje credo… Co się zaś tyczy twojego libido, doszedłem do wniosku, że jest ono również znacznie powyżej normy. Uważam, że nadal byłbyś ślepcem i błądził w ciemności, polegając na swoim dobrowolnie błędnym wyborze – nie potwierdzonym ani realnymi faktami, ani eksperymentem – gdybym nie zdarł opaski z twoich oczu. Teraz, być może, jesteś oślepiony światłem, lecz obiecuję, że prędko się ockniesz i zaczniesz przyjmować życzenia swojego ciała i świadomości jak coś oczywistego. Prawda zawsze jest wygodniejsza, niż kłamstwo - zwłaszcza w wypadku, kiedy oszukujesz sam siebie… Więc sądzę, że chociaż jesteś starszy ode mnie o sześć lat, to w pełni zdolny zaspokajać moje seksualne potrzeby. I nie zajdzie konieczność szukania kogoś dodatkowo. Słuszność nie jest kategorią moralności. To swobodny, praktyczny wybór, którego rozumna i efektywna celowość... Och, John, oszczędź mi podobnych grymasów!
Tak, Sherlock. Pewnie to nie jest oczywiste, twój feeryczny wykład – jak i twoje ostatnie oświadczenie – brzmią wyjątkowo obraźliwie. Nie jestem żywym wibratorem, przeznaczonym dla twojego zachłannego zadka. Ani mobilnym automatem do kiełznania twojego nieposkromionego libido.

Ale…

Wiem również, że nigdy nie będę umiał niczego ci odmówić.
- W czym problem, John?
Podchodzisz szybko, wrzucasz jointa do popielniczki, która stoi na stoliczku obok łóżka – i której oczywiście nie zauważyłem… Wdrapujesz się na łóżko i kładziesz na mnie. Całujesz jakoś szczególnie delikatnie i zarazem namiętnie. Twoje usta smakują słodyczą… Jesteś przekonujący. Mówisz zbyt miękko, bym zdołał zachować opanowanie.
- To nie to, co myślisz, John.
Głód. Znów czuję, jak budzi się we mnie głód.

Sherlock…

- Jeśli nie to – to co?
- Jeszcze nie wiem. Mam kilka teorii. Powiem ci dokładnie za miesiąc.
 


[1] Promiskuityzm lub promiskuizm (łac. promisc(u)us - wspólny) – kontakty seksualne pozbawione więzi uczuciowych, podejmowane z przypadkowymi, często zmienianymi partnerami.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin