2112 przekład 23.doc

(55 KB) Pobierz
Epizod 23

Epizod 23

LONDYN, WIELKA BRYTANIA

- Dziś będzie cudowny dzień!

Mike Stamford, kołysząc się całym swym ciężkim ciałem, stąpając niepewnie, podchodzi do okna. Przez kilka sekund obserwuje ulicę, a potem odwraca się twarzą do mnie. Widzę jego ciemną sylwetkę na tle jasnego światła. Oczy bolą od tego widoku i zaczynają łzawić. Mike wygląda jak złowieszcza plama na Słońcu…

- Wiesz, co to takiego REST, John?

- Dopiero co mi powiedziałeś.

Nie mogę dojrzeć twarzy Stamforda. Jak on mówi? Jak porusza wargami? Czarna plama wydaje dźwięki człowieczej mowy. Czarna plama pośrodku oślepiającego blasku. Straszne. Czuję silny ból w oczach, mrugam i odwracam się.
- Tak, powiedziałem. REST to nazwa urządzenia. Słowo, zestawione z pierwszych liter nazwisk jej twórców – Reichenbacha i Stamforda. REST.

Reichenbach. Niemiec?
- Richard Reichenbach. Luminarz światowej sławy. Geniusz. Neuropsycholog i neurofizjolog. Pracował w Charité.[1] Po katastrofie w elektrowni Brokdorf przeniósł się do Anglii i zaczął współpracować z nami w Barts. W Berlinie prowadził badania nad aktywnością mózgowia i sposobami wybudzania pacjentów z komy różnego stopnia i etiologii.[2] Osiągnął fenomenalne rezultaty. Pierwowzór REST – urządzenie impulsowe Reichenbacha została stworzona przez niego w trakcie badań klinicznych w Charité. Kiedy Richard znalazł się w Londynie, mój wydział już podlegał MI5. Naszym zdaniem stało się opracowanie metody „przesłuchania bez przesłuchania”. Mówiąc brutalnie, szukaliśmy rozwiązania problemu, jak wleźć do czyjegoś mózgu i wyciągnąć z niego potrzebną nam informację. Richard z jego wiedzą i doświadczeniem jakby spadł nam z nieba. Uprzedzając twoje pytania: w tej kwestii obaj ponieśliśmy fiasko, jednak w toku pracy został stworzony REST. Sir Mycroft zainteresował się urządzeniem. Przed nami otwarły się nowe perspektywy. Mogliśmy nie tylko konstruować rzeczywistość i poddawać testom kandydatów, ale też całkowicie ścierać osobowość – i odtwarzać ją z pomocą fałszywych wspomnień. Nie wolno nie doceniać użytkowego i strategicznego znaczenia tego odkrycia. Przykłądowo: bierzesz terrorystę, „przeprogramowujesz” go i wysyłasz z powrotem do jego komórki, otrzymując takim sposobem oddanego agenta MI5. Oto czym się tu zajmujemy, John. Ja również ratuję świat, jak mogę. Wykonuję swoją część pracy. Próby kandydackie nie są tu najważniejsze.
Jestem wstrząśnięty. Ale…

- A Richard?

- Nasza współpraca została przerwana jakiś czas temu. Bez niego idzie nam ciężko.

Mike nigdy nie był szczególnie utalentowany. Tak, bez Reichenbacha jest zerem.
- Richard był pierwszym, kto przeszedł test na REST. I, nawiasem mówiąc, zawalił go, podobnie jak ty. Po czym… załamał się. Wiesz, jak wszyscy geniusze, był… dziwny. Ale to teście… Całkiem mu odbiło. Wszedł w otwarty konflikt z sir Mycroftem. Stał się jego osobistym wrogiem. Groził ujawnieniem… Pieprzona niemiecka skrupulatność… Uprzedzał, że praktyczne wykorzystanie urządzenia jest zbrodnią. Że będziemy tworzyć potwory lub emocjonalne kaleki… Cały niemiecki ślad, całe to kwilenie o wielkości starej kultury to „echo” pozostałe po Richardzie, pierwszym badaczu. Nie czyściłem REST-u z tego śmiecia. Bach, Goethe i tak dalej… Był namiętnym wielbicielem tych wszystkich bredni. To nikomu nie przeszkadza… Myśli twórcy. Zostawiłem je na jego cześć. On był romantykiem. Zapewne ostatnim. Wiesz, romantykiem w przekonaniach, w gustach, w słowach i postępkach… Romantykiem nauki. Mówił, że nauka powinna służyć człowiekowi, poprawiać jego naturę. Że u podstaw europejskiej kultury leży humanizm. Że bez tego zginiemy, nawet bez wojny… Gówno prawda! Mylił się. Nie rozumiał, że już prowadzimy wojnę. Że etyka jest martwa! Że stare prawa nie działają w nowym świecie! Że wszyscy tak czy inaczej zmieniliśmy się w żołnierzy i miłosierdzie równa się dla nas klęsce i zgubie!
Mike ma zadyszkę. Ociera pot z czoła. Wciąż jeszcze nie widzę jego twarzy, ale rozumiem, że jest wzburzony. Teraz Stamford nie rozmawia ze mną, lecz kontynuuje stary spór z Richardem. Z człowiekiem, którego uważał za przyjaciela. Jak i mnie.

Podoba mi się ów Richard. „Świętoszek Richard”. Odszukam go. Jeszcze nie wiem, dlaczego.
- John! Wszystko, co głosiliśmy po Drugiej Wojnie Światowej… liberalizm, tolerancja… Myliliśmy się! Chrystus się mylił! Uwierzyliśmy, a teraz za to płacimy. Nigdy się nie zastanawiałeś nad tym, dlaczego cała historia ludzkości składa się z wojen? One nigdy nie ustawały. Nie było dnia, żeby gdzieś nie trwała wojna. Dlatego, że to leży w naszej naturze. Okrucieństwo. Ekspansja. Twierdzić coś odwrotnego to znaczy kłamać. Głoszenie dobra zawiodło nas tu, gdzie jesteśmy teraz. Tak zwane dobro zaprzecza samej naturze życia, którego sens polega na walce o przeżycie. Dobro to droga dla słabych. Droga tych, którzy nie potrafią chronić się i napadać… Europa wkrótce zginie. Nie będzie jej. Nie będzie narodów. Popatrz na Anglię! Przyjęliśmy multikulturalizm, mieszane małżeństwa – nasz już nie ma! Zrozum, John, nie chodzi o nasze uczucia! To ostatnia szansa. Nie ma już czasu. To kwestia miesięcy. Potrzebni nam ludzie bez wątpliwości. Nie tacy, jak ty, albo Richard, albo ten twój przyjaciel, Lestrade. Widzicie swój najwyższy cel i ofiarę w służbie. W tym, że ofiarujecie swoje życie. Złuda. Brednie. Głupota. Starczy przystawić nóż do gardła tego, kogo kochacie, a wydacie ojczyznę bez reszty. Widziałes bojowników w Afganistanie? Widziałeś najemników Moriarty’ego? Kogo możemy im przeciwstawić? Co? Ciebie i twój niezbrukany żołnierski honor? Richarda i jego szlachetne poglądy…?

Nie widzę twarzy Mike’a, ale wiem, że jest wściekły.
- Ja nikogo nie kochałem, Mike. Byłem samotny. Do chwili, kiedy…

Do chwili, kiedy poznałem Sherlocka. Nie przechodzi mi to przez gardło.
Manewr się udał. Mike kieruje uwagę gdzie indziej i uspokaja się.
- Testy Elli udowodniły coś wręcz odwrotnego: ciągle o tym myślałeś, John. Nie okłamuj się. Mierziła cię samotność. Gdyby co, nie poświęciłbyś nawet Grega. Samotność to coś, co nas chroni. To, co czyni odpornymi na zranienie. Tak mówi sir Mycroft. Żadnych więzi i związków, gdyż one są słabością. Dzieci, żony, przyjaciele i kochankowie… Nawiązałeś kontakt z Lestrade’em już pierwszego dnia w Bletchley. Zostawiono wam pełną swobodę. I obserwowano. Byliście jedynymi w grupie, którzy nawiązali więzy emocjonalne. Czytałem raport Elli. Ty i twój przyjaciel spędzaliście dużo czasu razem. I mieliście wątpliwości. Ciągle wątpiliście. Ty i Greg – czarne owce. Co też udowodnił REST… Tacy, jak ty, zgubili nasz świat. Ci, którzy nie potrafili zabić w sobie „wartości”. Fałszywe wartości, John. Jak i twój Sherlock.
tak, Stamford ma rację. Dopiero co myślałem o tym, jak zabić bezbronnego człowieka. To niedobrze. Moje wartości są bezwartościowe.
- Przy okazji, John… Zacznij się odzwyczajać od tego, żeby nazywać swój szablon po imieniu. Nawet w myślach.

Tak. Pieszczoty, tortury, nasza praca, jego wyznania, moje marzenia o Gwiazdce w domu, w Londynie – tego nie było. Nie było. Tak.
- Powinieneś spojrzeć na sprawę inaczej: to nie było realne. Chciałbyś żyć w świecie, w którym przez ciebie zginęły miliony ludzi? Nie. Nawet z Sherlockiem. Powinieneś pogodzić się z prawdą – inaczej będziesz się oszukiwać jeszcze bardzo długo.
Nie mam nic do powiedzenia.
- Powinieneś być mi wdzięczny… Nosce te ipsum, pamiętasz? Poznałeś samego siebie, John, prawda? To ja poznałem ciebie z nim. Zapoznałem ciebie z samym sobą. Twój utajony homoseksualizm, przeciwko któremu, naturalnie, nic nie mam, ale… bądź z tym ostrożny. Nie trzeba, żeby ktoś wiedział. Wciąż jeszcze podtrzymujemy liberalizm oficjalnie, lecz… sam wiesz, jak jest. Jeszcze się napatoczy jakiś rozbestwiony fanatyk. To moja przyjacielska rada, John.

Chciałbym zniknąć. Ale wpierw muszę się dowiedzieć, jak odnaleźć Reichenbacha. Czy będzie mógł sprowadzić mnie z powrotem…?

- Richard. Powiedz, Mike, a Richard…
- Był idiotą! Dlatego, że nie chciał iść z nami do końca. Idiota! Zmarnował sobie życie! Gdybyś go widział! Talent. Mógłby zostać wybitnym muzykiem. Interesował się astronomią. Bon vivant. Kolekcjonował reńskie wina, kupował drogie garnitury. Wydawał niesamowite sumy na wodę kolońską i batystowe chustki do nosa. Niczego sobie nie odmawiał. Uwielbiał luksus. Ulubieniec kobiet… i mężczyzn, t-ak… Wszyscy w Barts, jak zwariowani, biegali do nas do laboratorium, żeby tylko na niego popatrzeć. Ale podczas pracy stawał się jak opętany. Nie jadł, nie spał… Uważałem go za swego przyjaciela… Wiesz, John… Z niego stworzyliśmy twój szablon. Wygląd, ubiór, myśli… Prawie. Przeszedł sprawdzian w rzeczywistości, więc postanowiliśmy, że…

Oto dlaczego. Oto dlaczego powinienem się z nim spotkać.
- Wykorzystałeś jego obraz w teście, przeciwko którego protestował? Co on na to?

- Nic. Już go tu nie było.
Herz, mein Herz… On zrozumie.

- Mike, co z nim? Gdzie jest teraz? Mogę go zobaczyć? Porozmawiać?
- Kiedyś – tak, niewątpliwie. W pewnym sensie…
Czy mi się wydaje, czy Mike naprawdę się uśmiecha?
- Cо to znaczy?

- To znaczy, że ten idiota skoczył z dachu Barts. Śmierć na miejscu.
Nie.

Nie, to…

Nie. Pomogli mu. „Stał się przeszkodą”. „Kontrolujemy prasę”. „Możemy zainscenizować nieszczęśliwy wypadek”.
- Mike, ty nie poddałeś się testom na REST. Ty zrobiłeś to w rzeczywistości. Nigdy byś nie przeszedł testu z zakładnikiem i torturami. Znam cię wystarczająco dobrze… jednak udowodniłeś swoje oddanie sir Mycroftowi w inny sposób. Zabiłeś przyjaciela, Mike. Jesteś potworem.
Raptownie czuję wielkie osłabienie. Mogę zabić Stamforda. Mogę wysadzić w diabły cały Barts. Jednak wydaje mi się, że oni są wszędzie. Potwory. Plamy na Słońcu. Ogarnia mnie mrok. Obezwładnia kończyny. Napiera zewsząd.

- John, mój drogi John… Życie, zwykłe, powszednie życie się kończy. Możesz mnie nazywać jak chcesz: mordercą, potworem… Ale kiedy koniec będzie bliski, będziesz mógł powiedzieć z pełnym przekonaniem, że zrobiłeś wszystko – nawet rzeczy niemożliwe – żeby to życie ochronić?
Nie. Nie będę mógł. Nie zabiłem Mike’a Stamforda. Jestem sparaliżowany strachem. Przerażony tym, czego dowiedziałem się o takim zwykłym człowieku, który stoi oto przede mną.
Wstaję powoli. Nie ma o czym dłużej rozmawiać. Trzeba jak najszybciej dotrzeć do domu. Jeszcze jedno…
- Słodycz. Czuję w ustach słodki smak. Co to jest?

- To od iniekcji. Efekt uboczny preparatu. Utrzyma się przez kilka dni.

Stamford odwraca się do okna.
- Jest pan wolny, kapitanie Watson…
…Ochrona odprowadza mnie do wyjścia. Nie patrzą mi w oczy. Jestem przecież zdrajcą. Niemalże…

- Ciebie też?

Kiwam głową. Na razie nie mogę wykrztusić ani słowa. Ściska mnie w gardle. Boję się, że głos mnie zawiedzie, jeśli się odezwę.

- Zasrani popaprańcy!

Greg z pasją kopie w ścianę. Nigdy nie słyszałem od niego takich wyrażeń. Ale po tym, co się stało… W zasadzie to całkiem zrozumiała reakcja. W pełni się z nim zgadzam.
- John. Przykro mi.

Tak, mnie też. Ponownie kiwam głową.
- Co masz zamiar robić?

Wzruszam ramionami. Powinienem iść. Nie ma o czym gadać. Chcę tylko jednego: dotrzeć do domu, zanim nie minęło działanie środków uspokajających.
Greg… Pamiętam, że dostrzegałem, jakie ma piękne oczy. Jak pracują jego krzepkie mięśnie pod materiałem szpitalnego szlafroka. Pamietam, jak czułem wobec niego czułość.

- Utajony homoseksualizm.

- Co, John?

- Lepiej się do mnie nie zbliżaj, Greg. Ustalili, że ja…

Spałem z Sherlockiem. Podobało mi się to. Jego skóra była słodka w smaku. Jego zapach był słodki.

- Miałem kochanka. Tam.
Greg kilka sekund patrzy na mnie z zakłopotaniem, lecz zaraz dochodzi do siebie.

- A niech idą do diabła! John, jesteś moim przyjacielem.

Lestrade wyrzuca papierosa. Skąd go wziął? On nie pali.

Stoimy pod bramą Barts. Czas się żegnać… 

- Greg… A ciebie na kim?
- Córka. Miałem córkę. Sześcioletnią. Pamiętam, jak się urodziła. Miała na imię… Molly.

Oczywiście. Tam imię dla dziecka Greg sam wybierał. Molly Hooper. Ona mu się podobała.
Lestrade mocno pociera zaczerwienione oczy. Nie patrzy na mnie. Nie chcemy patrzeć na siebie. Chcę do domu. Musze zdążyć, nim się zakończy działanie środka uspokajającego.

Obaj z Gregiem żegnamy się krótko i rozchodzimy, każdy w swoją stronę.

Idę.
Wszędzie są żółte liście. Pamiętam, jak Gregory tłukł kijem krzaki w Bletchley. Liście ulatywały, niczym ludzie, rozstający się na zawsze z ojczyzną, by ostatecznie umrzeć na obczyźnie.

Idę.

To było kilka dni temu. Zanim przeżyliśmy z Sherlockiem dwa miesiące.

Idę.
Za to, że wciąż jeszcze jesteśmy żywi.

Idę.
John Watson, niech się pan obudzi!
Idę.

Będziesz tu mieszkał.

Idę.
To uczucia naprawdę rodzą chaos.
Idę.
Podnieś moje biodra wyżej…

Idę.
Zostaniesz w samochodzie.
Idę.
Kiedyś znikniesz.
Idę. Zaczynam utykać.
To nie to, co myślisz.
Idę. Silny ból w nodze. Tam, gdzie była złamana.
Kocham cię, John…
Idę. Już niedługo.

A teraz – wypuść mnie.
Jestem w domu. W domu Harriet. Nie w naszym mieszkaniu.
Sherlocka nie ma.

Jestem metodyczny.

Nie chcę zabijać Stamforda. Nie chcę widzieć Gregory’ego.
Zamykam drzwi wejściowe na klucz. Zasłaniam okna. Siadam na łóżku, zdejmuję buty i kurtkę. Kładę się, nakrywam, zakopuję głowę pod poduszki. Nabieram powietrza w płuca.

Nie chcę szukać pistoletu. Nie chcę nawet spotkać się z Sherlockiem.
Nadal mam w ustach jego smak.
Chcę tylko jednego. I robię to.

Krzyczę.

 


[1] Charité w Berlinie – jedna z największych klinik w Europie[1]. Charité - Universitätsmedizin Berlin jest szkołą medyczną dla Wolnego Uniwersytetu Berlina i Uniwersytetu Humboldtów. Budynek kliniki powstał w 1710 roku w Berlin-Mitte na wypadek epidemii dżumy, po tym, jak epidemia oszczędziła Berlin, z czasem stał się szpitalem dla ubogich. W 1727 roku Fryderyk Wilhelm I Pruski nadał szpitalowi nazwę Charité, oznaczającą „miłosierdzie”.

[2] Etiologia (średniowieczna łac. aetiologia – stwierdzenie przyczyny albo powodu z gr. aitiología – badanie przyczyn od aitía – przyczyna i logia – zbiór, kolekta) – nauka badająca przyczyny zjawisk, procesów i faktów.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin