2112 przekład 36.doc

(55 KB) Pobierz
Epizod 36

Epizod 36

LONDYN, WIELKA BRYTANIA


Jezu!

Tabliczka, która wydawała się wtopiona w ścianę, odchodzi od niej i z łagodnym szelestem odsuwa się na bok. Skrytka! Skrytka Richarda!

Oznajmiasz zwycięsko:

- Ha! W wywiadzie Mycrofta Holmesa służą sami idioci!
Zrywam się i rzucam ku skrytce.

- Boże, Sherlock! Ale… jak…?

Karl protestuje, machając rękami:

- Najn! Żadnych imion, młodzi ludzie! Żadnych imion! Staremu Karlowi niepotrzebne są problemy! Dalejże! Bierz ją, geniuszu! Bitte!
Wydostajesz ze skrytki ni to szkatułkę, ni to szufladkę. Słowem, niewielkie metalowe pudełko z zameczkiem. Kładziesz je na stole.

Powers odczepia od wiązki maleńki klucz, przygadując:

- Stary Karl nigdy nie ufał czarodziejskiej elektronice. Richard skonstruował tę skrytkę, tak! Ale biednemu Karlowi na nic ten cały rozgardiasz
Otwiera szkatułkę i gestem zaprasza nas, byśmy wzięli jej zawartość. W środku są koperty. Wyjmujesz jedną za drugą. Na każdej jest lakowa pieczęć ze staroświeckim monogramem RR. Próbujesz przełamać pierwszą, lecz Karl cię powstrzymuje.

- W domu, młody człowieku! Wszystko w domu! Karl nie musi wiedzieć, co tam jest! Stary Karl nie chce znać wszystkich sekretów tego smutnego świata! W domu! Wszystko w domu, młody człowieku! Richard, mój biedny chłopiec, powiedział, że przyjdziesz. I to mi wystarczy. Stary Karl czyta z twarzy. Wy macie dobre twarze. Wpuściłem was, tak. Ale stary Karl dowierza tylko takim, jak Richard. To za mało mieć serce w tych smutnych czasach – trzeba mieć rozum, inaczej straci się głowę. A pan masz jasną głowę!
Nigdy nie widziałem cię tak szczęśliwego. Ja pewnie też się teraz uśmiecham, jak idiota… Powers ciągnie dalej:

- Pan mi się podoba, młody człowieku! Tak samo jak pański skromny przyjaciel z pistoletem. Jest pan lekarzem, prawda? Lekarzem wojskowym. Niedawno spotkało pana wielkie nieszczęście… I jesteście zakochani – obaj! Karl może jest głupi, ale nie ślepy. Wszystko będzie dobrze, będzie dobrze! Macie wyjątkowe warunki i wielką przyszłość przed sobą, tak! Artyzm, kiedy ma się go we krwi, przyjmuje najdziwaczniejsze formy! Uwierzcie staremu Karlowi, który pamięta narodziny świata! Filen danke! Dał mi pan nadzieję, że ten rozpadający się świat nie zginie. Póki są tacy, jak panWybacz staremu człowiekowiWidzę po palcach pańskiej lewej ręki, że niedawno zaczął pan brać lekcje gry na skrzypcach. Pan pozwoliBiedny Karl coś ma

Staruszek drepcze do sejfu, przekręca duży kołowrót, otwiera na oścież drzwiczki, wydostaje tubus znacznej średnicy i… futerał ze skrzypcami?

Powers wykłada te przedmioty na stół.

- Stary Karl nareszcie się doczekał! Żyłem tak długo, że zdaje się, pamiętam początek tego świata. Lecz nie chcę widzieć jego końca! Nie chcę widzieć jego zagłady! Stary Karl niebawem odejdzie... Możemy wybrać dzień, kiedy chcemy umrzeć. Tylko nie wszyscy o tym wiedzą… Dzisiaj jest dobry dzień. Słoneczny… Co w ogóle wiedzą ludzie w naszych czasach…? Richard… Przeżyłem go i spełniłem to, o co prosił. Mój biedny chłopiec… Klara by to pochwaliła… - Karl ociera łzy. - To jego skrzypce! Jego prawdziwe skrzypce, tak! Skrzypce Richarda. Niegdyś należały do Sarasate. Stworzył je mistrz - bardzo dawno temu. W tych latach radość jeszcze nie opuściła naszego nietrwałego świata i ludzie cenili piękno. Umieli słuchać i słyszeć! Mój chłopiec mógłby stać się wielkim muzykiem! Wszyscy mogliby stać się wielcy… W innym życiu… Lecz Richard wybrał inną drogę! Muzyka budzi serce. On - budził rozum. Budził z głębokiego snu… Daję te skrzypce panu! Strzeż ich!

Jesteś wstrząśnięty. Mamroczesz:
- To zbyt wiele… Zbyt wielki zaszczyt…
- Nie chcę słyszeć żadnych protestów, młody człowieku! Inaczej sknera Karl się rozmyśli! To – staruszek podaje mi tubus – obrazy. Moje najlepsze obrazy, tak. Bądźcie wyrozumiali dla mej pychy… Kopie starych niemieckich mistrzów. Dobre kopie! Richard lubił na nie patrzeć. Mógłby tak patrzeć godzinami… Oryginały są stracone, jak i wszystko, co znajdowało się w muzeach kontynentalnej Europy.
W gardle rośnie mi kula. Zwracam się do Powersa:

- Mówił pan o tunelach. O podziemnych magazynach. Dlaczego nie chce pan tam ukryć skrzypiec i tych płócien?

Karl oznajmia uroczyście:

- Wszystko, co znajduje się pod ziemią, jest ukryte przed światem. I ludzkim wzrokiem. Pieniądze i klejnoty – wszystko to bardzo prędko zmieni się w bezużyteczne papierki i kamyczki. Skrzypce i obrazy… To są prawdziwe skarby, panowie! Instrumentu powinno się słuchać. Na obrazy patrzeć. Tylko w ten sposób będą żyły. Zostały stworzone przez żywych ludzi – i dla ludzi żyjących! Są prawdziwe. Żywe… Stary Karl zna się na tym… Idźcie już! I nigdy nie zapomnijcie, czym jest honor i sumienie, moi młodzi przyjaciele! Nieważne, jak i kiedy umrzecie. Ważne, jak żyliście. Ważne – czy kochaliście. Czy was kochano… Idźcie! Idźcie, szaleńcy, szczęścia szukajcie!
Karl Powers macha rękami i uśmiecha się. W oczach ma łzy. Pochyla głowę, coś jeszcze mamrocze, lecz słyszę tylko „nie ma”. Mam uczucie, że nas na coś błogosławił… Na co?
Kłaniamy się w milczeniu i wychodzimy.

W holu żegnamy się z milczącą Matyldą. Otwiera nam drzwi wejściowe – i już jesteśmy na ulicy, pod oślepiająco jaskrawym słońcem.
Twoja twarz jaśnieje jeszcze mocniej.

- John! John! To Boże Narodzenie!
Wiem, co chcesz powiedzieć: dobre Boże Narodzenie. Prawdziwe. Zostaliśmy obdarowani prezentami i cieszymy się jak dzieci. Moje serce wybija szaleńczy werbel.

- To niewiarygodne, Sherlock! Fantastyczne!

Ale…
- Sherlock! Chyba nie myślisz, że on poważnie? W sensie „umrzeć”?

- Obawiam się, John, że…
Przyciągasz mnie raptownym szarpnięciem, mocno obejmujesz dłonią tył głowy i całujesz tak głęboko, niepohamowanie, że zapiera mi dech.

Cholera. Sam środek miasta. Całujemy się na oczach przechodniów. Mamy obrazy, skrzypce i koperty od Richarda. Szaleństwo… Euforia… Czuję się wypełniony pragnieniem, by żyć. Pełen pragnienia ciebie. Oto co ze mną zrobiłeś.
Spokojnie, Sherlock! Mamy jeszcze czas… Trzeba znaleźć taksówkę…

 

Jedziemy do domu. Niecierpliwie wiercisz się na siedzeniu. Wiem, że chciałbyś jak najszybciej zobaczyć, co jest wewnątrz futerału, tubusa i kopert, pochowanych w kieszeniach marynarki. Rozumiem, jaka to dla ciebie męka. Jednak potrafię odwrócić twoją uwagę.
- Twoja pierwsza rozwiązana sprawa. Karl Powers. Opowiadaj, Sherlock! Jakim sposobem zrozumiałeś, że tam jest skrytka? Jak odgadłeś kod?

Patrzysz na mnie. Już czuję przedsmak: teraz czarodziej odkryje przede mną sekret swojej genialnej sztuczki. Mnie jedynemu! Tyle, że to nie jest sztuczka.
- „Goethe wie”. Pamiętasz, John? Całą noc studiowałem materiały o Reichenbachu. Goethe nieustannie gdzieś się przewijał. Bez przerwy w oczy wpadały mi daty jego narodzin i śmierci. A mam doskonałą pamięć! Umiejętność zapamiętywania tekstu od pierwszego spojrzenia to zdolność niezbędna w moim zawodzie! Ogromne fragmenty tekstu… khm… Na tabliczce wygrawerowano: 28.08.1749 — 25.06.1832. Ale to błąd! Johann Goethe umarł dwudziestego drugiego marca, a nie dwudziestego piątego czerwca. Błąd? Błąd, do którego dopuścili założyciele Fundacji Goethego? Nonsens! Dysharmonia, John! Ten sam wybieg, co przy fałszywych skrzypcach Reichenbacha. Świat egzystuje dzięki harmonii. Ona jest we wszystkim – w ludzkim ciele i w rozumie, w kosmosie, w przyrodzie i muzyce, w miłości i matematyce. I jeśli harmonia znika ze świata – to sygnał, by ją przywrócić. Znak! Tak było też z tob… Nieważne… Skrzypce, daty… Zrozumie tylko ten, kto wie. Ten, kto ma z tym coś wspólnego. Komu się ufa. Przyjaciel. Tak zrozumiałem, że tam jest skrytka. Zmieniona data śmierci – to przedśmiertna wiadomość. Testament. „Ważne”, pamiętasz? Skrytka to serce. Jego serce, John!

- Nie rozumiem…

- Serce… Karl dał nam podpowiedź. „Miłość… Nowe życie… Stary Karl ma słabe serce… Poraźcie w samo serce…!” Serce! Twoje pierwsze wspomnienie z REST-u. Idealny punkt. Pierwszy wieczór. Przypomnij sobie, John!

- Piliśmy wino z brzegów Renu…

- Nie to! Co on ci powiedział? Myśl, John! „Goethe wie”!
- Ale… - Boże, zrozumiałem! – To genialne, Sherlock…! Ale jak? Jak? Jak to możliwe?

- Jak? Zrozumiałeś! Doskonale! Po co zmienili datę na tabliczce? Żeby dać znak. I jeszcze dlatego, że w dacie nie było potrzebnych cyfr! „Herz, mein…”. „Serce, moje”. Pierwsze dwa słowa wiersza Goethego! Nowa miłość… Nowe życie… Każda litera na swój numer w niemieckim alfabecie. Bez umlautu i ligatury to dwadzieścia sześć liter.
Wyjmujesz kartkę, na której notowałeś w pokoju Powersa. Deklamujesz śpiewnie:

- 8, 5, 18, 26, 13, 5, 9, 14. Dwanaście cyfr. To kod. Lecz w datach narodzin i śmierci Goethego nie ma piątki i szóstki. Więc po prostu zmienili cyfry. „Kogo obchodzi Goethe w naszych czasach?”. O, Richard był dobry! Ludzie Mycrofta Holmesa nie zauważyli tego. Lecz ja zauważyłem!
- To… Mój Boże… Jesteś niesamowity, Sherlock! Niesamowity!
Chwytam cię za rękę i mocno ściskam. Nie widzę konnych patroli, gigantycznych portretów lorda-protektora i cierpiących ludzi na ulicy. Nie słyszę dźwięków wojskowego marsza… Świat jest pełen magii, rozlanej w powietrzu. Magii, która była na koniuszku pędzla Karla Powersa - lecz mu się wymykała…

Twoja rozpromieniona twarz…

Rozum rodzi pragnienie. Pragnienie stymuluje rozum. Tak zawsze było i będzie z tobą. To ty…

Lgniemy do siebie. Mamy gdzieś taksówkarza, niech sobie będzie nawet samym diabłem wcielonym…! Wydaje się, że już ze sto lat tak cię nie całowałem…

Tyle w tobie miłości…

Tyle…
Ale w domu, oczywiście… W domu rzucasz się nie do mnie.

Wszystko w porządku, Sherlock. Mamy jeszcze czas…

Wpadasz do mieszkania, zrzucasz płaszcz, szalik i rękawiczki na podłogę, biegniesz do salonu, strącasz ze stołu szczątki podrobionych skrzypiec i narzędzia.

Oto jest!

Otwieramy futerał i zamieramy. Skrzypce! Prawdziwe skrzypce Richarda Reichenbacha! Skrzypce, które kiedyś należały do mistrza. I które stworzył mistrz. Czuję promieniującą z nich moc czasu…
Lekko przesuwasz palcami po gładkiej, lśniącej powierzchni i szepczesz:

- Nigdy się nie ośmielę na nich zagrać…
- Powinieneś brać więcej lekcji przed Bożym Narodzeniem.

Uśmiechasz się. Zamykasz futerał.

- Teraz płótna, John.

Ledwo cię słychać. Jakbyśmy odprawiali święty rytuał…
Wyjmuję z tubusa i rozwijam płótna.

Pamiętam je… Widziałem je, były w REST. Bach, Beethoven, Schiller i Goethe. Te portrety istnieją. Powinniśmy je chronić za wszelką cenę.

Kręci mi się w głowie…
Siadamy w fotelach i patrzymy na siebie. Czeka nas coś bardzo ważnego. Być może to zmieni nasze życie.

- John… Jesteś gotowy?

- Tak, Sherlock.

Wyjmujesz koperty z kieszeni. Rozkładasz na stoliku. Co w nich jest? Po plecach przebiega mi dreszcz. Jak wtedy, gdy przyszedłem do gabinetu Mike’a Stamforda.
Decydujesz się. Bierzesz pierwszą kopertę, najgrubszą i najcięższą. Rozpieczętowujesz.

W środku są dokumenty. Ledwo rzucasz na nie okiem i zmieniasz się na twarzy. Bledniesz. Podajesz mi je w milczeniu. Patrzę i…

…nie wierzę własnym oczom.
Niemożliwe. To po prostu niemożliwe.

Nie mówimy ani słowa, tylko patrzymy na siebie, wstrząśnięci.
Oprzytomniałeś. Wziąłeś drugą kopertę, najlżejszą. Otwierasz ją i wyciągasz cienką przezroczystą płytkę, nie dłuższą, niż człon palca. Wpasowany jest w nią chip. W milczeniu podajesz mi płytkę.

Obracam ją w rękach. Niczego nie rozumiem. Wszystkie odpowiedzi muszą być w trzeciej kopercie…

Ty już rozłamujesz pieczęć.
Wyjmujesz arkusze papieru, zapisane atramentem. Nawet z daleka rozpoznaję pismo. List od Richarda Reichenbacha.

Przełykasz ślinę i zaczynasz czytać głośno…
Kończysz po kilku minutach i przekazujesz mi kartki. Papier pachnie słodyczą…

…W głowie mam pustkę…

…To, co usłyszeliśmy, może zupełnie wywrócić życie…

Jesteś głęboko zadumany.

Decyduję się odezwać pierwszy.
- Sherlock! Powinniśmy to zrobić! Teraz nawet nie potrzebujemy urządzenia! Zrobimy to, Sherlock! Jesteś ze mną? Zgadzasz się zaryzykować? Jeżeli nie, zrobię to sam! Tu i teraz, w naszym mieszkaniu!

Nareszcie wyszedłeś ze swojego transu. Zaczynasz mówić, bardzo powoli.

- Nie, John. Za wcześnie... Nie wiemy, z czym mamy do czynienia... Trzeba się w tym zorientować… To, co napisał Richard… Nie jestem pewien… Nie możemy tak ryzykować - ty i ja... Zrobić to - znaczy spalić za sobą mosty. Nigdy, John…

- Ale to nasza szansa! Niepowtarzalna, idealna szansa zmienić wszystko! Zdecydować o naszym losie, uwolnić się od tej okropnej egzystencji, od tego koszmaru! Jak chcesz, Sherlock! Ja to zrobię!

- Nie, John. Nie! Posłuchaj głosu rozsądku! Po prostu pomyśl. Pomyśl! Nie śpiesz się. Mamy jeszcze czas… Zrobimy to razem. Potem…

- Sherlock! To jedyne wyjście!

- Czy ty rozumiesz, co to jest? Idiota! To jest niebezpieczne! Naprawdę niebezpieczne!...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin