Bolesław Leśmian_ Baśń o Aladynie i o lampie cudownej -Klechdy sezamowe.pdf

(618 KB) Pobierz
Ta lektura,
podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu
Wolne Lektury
przez
fun-
dację Nowoczesna Polska.
BOLESŁAW LEŚMIAN
 
Baśń o Aladynie i o lampie cudownej
Kto pragnie dowiedzieć się szczegółowo o tym, jakim sposobem Aladyn został właścicie-
lem lampy cudownej, ten niech przeczyta uważnie
Baśń o Aladynie i o lampie cudownej.
Łatwo tę baśń odróżnić od innych baśni, ponieważ zaczyna się od słów: „W pewnym
mieście chińskim mieszkał ubogi krawiec Mustafa wraz z żoną Marudą''.
Przepisaliśmy tę baśń dokładnie z olbrzymiej czarodziejskiej księgi, którą pewien cza-
rodziej posiada w swojej bibliotece. Baśń ta była drukowana złotymi literami na czerwo-
nym pergaminie.
Czas jednak baśń tę rozpocząć, gdyż jest nader ciekawa.
*
W pewnym mieście chińskim mieszkał ubogi krawiec Mustafa wraz z żoną Marudą.
Mustafa i Maruda mieli jedynego syna, któremu na imię było Aladyn.
Gdy Aladyn doszedł do dwunastego roku życia, ojciec chciał go kształcić w rzemio-
śle krawieckim. Próżno jednak zachęcał syna do pracy. Aladyn był tak leniwy, że pracy
unikał i dzień cały spędzał na gonitwach i zabawach z ulicznikami. Przez trzy lata Mu-
stafa dokładał wszelkich starań, aby zbudzić w Aladynie zapał do pracy. Wszelkie jednak
starania spełzły na niczym. Aladyn co chwila wymykał się z domu na ulicę i włóczył się
po mieście z rozmaitymi nicponiami.
Mustafa załamywał dłonie i mówił do Marudy:
— Poradź mi, moja Marudo, co mam robić z tym leniuchem Aladynem? Jak prze-
mówić do jego rozumu? Jesteśmy przecie ubodzy i nie zostawimy mu żadnego spadku.
Ma już lat piętnaście, a dotąd nie nauczył się rzemiosła, które by mu pozwoliło zarabiać
na kawałek chleba. Włóczy się po mieście z nicponiami i sam się wkrótce stanie takim
nicponiem, jak jego towarzysze.
Maruda smętnie kiwała głową i odpowiadała:
— Nie ma rady, mój drogi Mustafo, nie ma żadnej rady. Nikt i nic nie zmusi Alady-
na do pracy. Jest to największy leń, jakiego ziemia kiedykolwiek nosiła na sobie. A przy
tym posiada tyle uporu i przekory, że ani groźbą, ani prośbą nie można wpłynąć na jego
charakter. Gdybym przynajmniej miała drugiego syna, pracowitego, mogłabym wów-
czas śmiało powiedzieć, że mam dwóch synów, z których jeden jest utrapieniem, lecz za
to drugi — pociechą. Wszakże nieoględny los obdarzył mnie synem jedynakiem, tego
zaś jedynaka dotknął lenistwem nieuleczalnym. Mogę więc powiedzieć, że mam jednego
tylko syna, a i ten jeden jest moim utrapieniem!
Nieposłuszeństwo i upór Aladyna taką rozpaczą przejęły Mustafę, że dostał dziwnej
i niebezpiecznej choroby, od której oczy wyszły mu zgoła na wierzch, a język, boleśnie
obrzmiały, bez ustanku trzepotał się w ustach, bełkocąc jakieś niewyraźne i niezrozumiałe
słowa.
Przysłuchując się uważniej temu bełkotaniu, można było z trudem rozróżnić, iż biedny
Mustafa chorym i obrzmiałym językiem wciąż powtarza: „Aladyn, Aladyn, Aladyn!''
Mustafa chorował trzy dni i trzy noce, a nad ranem dnia czwartego umarł.
Lenistwo, Syn, Ojciec,
Matka
Książka
Choroba
Po śmierci Musta Maruda została bez środków do życia. Nie miała nadziei na po-
moc syna, bo Aladyn nie znał żadnego rzemiosła i nie potrafił zarabiać. Włóczył się wciąż
po mieście z ulicznikami i wracał do domu albo późno w nocy, albo dopiero nad ra-
nem. Musiała więc Maruda sprzedawać po kolei rozmaite sprzęty domowe i za osiągnięte
ze sprzedaży pieniądze kupowała chleb i mleko, aby wykarmić siebie i swego syna —
nicponia.
Lecz wkrótce i sprzętów w domu zabrakło. Nie było co sprzedać ani za co chleba
kupić. Nędza i śmierć głodowa czekały Marudę i Aladyna.
Doprawdy nie wiadomo, co by się z nimi stało, gdyby nie wypadek szczególny i nie-
spodziany, który zupełnie odmienił ich życie.
Pewnego poranku przybył wprost do Chin z dalekiej Ayki słynny i potężny czarodziej
Roeoender. Był on tak straszny, że nawet imię jego z trudnością można było wymówić.
Kto wymawiał to imię: „Roeoender”, ten albo się jąkał, albo ze strachu tracił pamięć i nie
mógł przypomnieć sobie tego imienia.
Roeoender znał dobrze czarną i białą magię, posiadał też sztukę zaklęć i wróżb oraz
sztukę poszukiwania skarbów podziemnych. Miał on tablicę zaklętą z czarnego marmu-
ru. Tablicę tę posypywał piaskiem — i natychmiast ziarnka piasku układały się na po-
wierzchni tablicy w rozmaite znaki, figury, postaci i kształty. Z tych kształtów, postaci,
figur i znaków Roeoender zgadywał wszystko, cokolwiek chciał zgadnąć.
Pewnego razu, siedząc na samym brzegu Ayki, Roeoender posypał piaskiem swoją
tablicę, aby się dowiedzieć, gdzie się znajduje lampa cudowna, o której istnieniu opo-
wiedział mu jeden złoty wąż aykański. Piasek na tablicy zaczął się poruszać, skakać,
tańczyć i wirować aż wreszcie ułożył się w kształt chińskiego miasta. Na tablicy zjawiły
się malutkie domki z piasku, a pod domkami — napis też z liter piaskowych. Napis był
taki:
LAMPA CUDOWNA ZNAJDUJE SIĘ W MIEŚCIE CHIŃSKIM, W PODZIE-
MIACH ZA OGRODAMI. WYDOBYĆ JĄ Z PODZIEMI MOŻE TYLKO PEWIEN
CHŁOPAK, KTÓRY SIĘ NAZYWA ALADYN. NIKT INNY PRÓCZ ALADYNA
NIE MA PRAWA ZEJŚĆ W PODZIEMIA, ABY STAMTĄD WYDOSTAĆ LAMPĘ
CUDOWNĄ. KTOKOLWIEK PRÓCZ ALADYNA DOTKNIE SWĄ DŁONIĄ TEJ
LAMPY, TEN UMRZE NATYCHMIAST.
Roeoender przeczytał uważnie napis, zdmuchnął piasek z tablicy zaklętej, schował ją
w zanadrze i postanowił zaraz udać się do miasta chińskiego. W tym celu rozpędził się
wzdłuż brzegów Ayki i uczynił tak wielki i czarodziejski skok w powietrze, że przeskoczył
od razu z Ayki do Chin. W Chinach kupił bystrego rumaka i zaczął konno podróżować
z miasta do miasta tak długo, aż wreszcie znalazł miasto podobne do tego, które zjawiło
się na tablicy zaklętej.
Było to rzeczywiście miasto rodzinne Aladyna.
Aladyn, jak zazwyczaj, wałęsał się ze swymi towarzyszami po ulicach miasta.
Jeden z towarzyszy rzucił w Aladyna piłką i zawołał:
— Aladynie, Aladynie! Od czasu śmierci twego ojca Musta posmutniałeś bardzo.
Błąkasz się z nami po mieście, ale nie chcesz bawić się z nami w piłkę. Do domu też
nie chcesz wracać, bo czeka cię tam głód i nędza. Czyś widział się dziś ze swoją matką
Marudą?
Roeoender przechodził właśnie przez ulicę i posłyszał te słowa.
Zanim Aladyn zdążył odpowiedzieć swemu towarzyszowi, Roeoender zbliżył się do
niego i rzekł:
— Mój drogi chłopcze, opuść na chwilę swych towarzyszy i chodź ze mną, bo mam
ci coś ważnego do powiedzenia.
Aladyn spojrzał na Roeoendra i odrzekł:
— Nie znasz mnie wcale, ani ja nie znam ciebie, więc jakim sposobem masz mi coś
ważnego do powiedzenia?
Roeoender uśmiechnął się dobrotliwie, pogłaskał Aladyna po głowie i rzekł głosem
łagodnym:
— Mylisz się, mój roztropny chłopcze. Wszak nazywasz się Aladyn?
— Tak — odparł Aladyn — rzeczywiście jest to moje imię.
    
Baśń o Aladynie i o lampie cudownej
Czary, Omen
Podstęp, Rodzina, Fałsz
— A więc widzisz, że znam cię dobrze — ciągnął dalej Roeoender. — Powiem ci
nawet więcej: matka twa ma na imię Maruda, a ojciec twój, który już umarł, nazywał się
Mustafa. Byłeś dawniej weselszy, a teraz po śmierci ojca posmutniałeś bardzo.
— Wszystko to prawda — rzekł Aladyn. — Widzę teraz, że znasz mnie dobrze, więc
chętnie pójdę z tobą. Ciekawy nawet jestem, co masz mi do powiedzenia?
— Zaspokoję twoją ciekawość, gdy będziemy sam na sam — rzekł Roeoender i skie-
rował kroki w boczną ulicę, gdzie było pusto i samotnie.
Aladyn poszedł za nim.
Przystanęli w bocznej ulicy, i Roeoender rzekł do Aladyna:
— Zdziwi cię zapewne to, co ci powiem w tej chwili. Jestem bratem twego ojca
Musta, a więc twoim stryjem. Dwadzieścia lat temu wywędrowałem z Chin do Ayki
i odtąd nie widywałem mego brata Musta. Nie wiedziałem nawet, co się z nim dzieje.
Zawsze jednak tęskniłem do niego, bom¹ kochał go z całego serca. Pewnego razu przy-
śnił mi się mój brat Mustafa i powiedział mi we śnie: Jestem chory i wkrótce umrę.
Wróć do Chin i zaopiekuj się moją żoną Marudą i moim synem Aladynem. — Sen ten
wzruszył mnie bardzo. Natychmiast wyruszyłem z Ayki do Chin, wprost do naszego
rodzinnego miasta. Tu, błąkając się po ulicach, spostrzegłem ciebie i poznałem od razu,
kto jesteś, boś² podobny z twarzy, jak dwie krople wody, do mego brata nieboszczyka.
Wykapany Mustafa! Te same oczy, ten sam nos, ten sam podbródek! Po tyloletnim po-
bycie w Ayce, z dala od swoich, ucieszył mnie niezmiernie widok twej twarzy, która
mi przypomniała twarz mego brata nieboszczyka! Podszedłem więc do ciebie, aby ci po-
wiedzieć, że jestem twym stryjem. Wiem, że brat mój Mustafa umarł, gdyż osobiście
powiadomił mnie o swojej śmierci — we śnie, jeszcze na brzegach Ayki. Tyś mi je-
den pozostał na świecie. Wprawdzie pozostała mi nadto twoja matka Maruda, wdowa
po moim ukochanym bracie. Wszakże w twarzy jej nie znajdę tego podobieństwa, które
znalazłem w twojej. Mimo to kocham twą matkę, ponieważ była żoną mego brata. Idź
do niej i powiedz, że odwiedzę ją jutro; a tymczasem daję ci kilka dukatów, bo wiem, że
jesteście w potrzebie. A więc — do jutra, mój miły Aladynie!
Roeoender na pożegnanie ucałował Aladyna w czoło, pomiędzy oczy, Aladyn zaś po-
kłonił mu się i pobiegł do domu, ściskając w garści dukaty, otrzymane od czarodzieja.
*
Maruda siedziała w chałupie smutna, myśląc nad tym, jak tu i skąd dostać kawałek
chleba. Sprzedała już wszystkie niemal sprzęty, i wnętrze chałupy świeciło pustkami.
Nagle ujrzała przez okno Aladyna, który biegł wesoło, uśmiechając się i podskakując.
Po chwili Aladyn wbiegł do chałupy, stanął przed matką i, oddając jej złote dukaty,
zawołał:
— Nie martw się, matko, bo mamy teraz dość pieniędzy. Starczą nam na dni kilka
albo i więcej. Kupimy za nie dużo chleba, mleka, mięsa i owoców i nasycimy głód, który
nam dokucza.
— Skąd masz te dukaty? — spytała Maruda.
— Dał mi je mój własny stryjaszek — odpowiedział Aladyn.
— Jaki stryjaszek? — spytała znowu Maruda.
— Rodzony! — zawołał Aladyn. — Rodzony stryjaszek z Ayki! Bardzo miły i uczyn-
ny stryjaszek. Dziś właśnie przybył z Ayki do Chin i spotkał mnie na ulicy. Poznał mnie
od razu, bo jestem jak dwie krople wody podobny do mego ojca. Ucieszył się serdecznie,
ucałował mnie w czoło, pomiędzy oczy, i dał mi te dukaty, które ci przyniosłem. Obie-
cał, że jutro odwiedzi ciebie. Z niecierpliwością będę wyczekiwał dnia jutrzejszego, ażeby
znów zobaczyć mego stryjaszka.
— Opowiadanie twoje dziwi mnie bardzo! — rzekła Maruda. — Ojciec twój nie
miał żadnego brata. Prócz tego nie jesteś wcale podobny z twarzy do twego ojca: on miał
twarz człowieka poważnego i pracowitego, ty zaś masz twarz lenia i lekkoducha. Ponieważ
¹
om oc a
— dziś: bo kochałem. [przypis edytorski]
²
oś podo ny
— dziś: bo jesteś podobny. [przypis edytorski]
Syn
    
Baśń o Aladynie i o lampie cudownej
jednak człowiek, którego przezywasz stryjaszkiem, ma zamiar odwiedzić mnie jutro, więc
sama na własne oczy przekonam się, co to za jeden.
Maruda wyszła na miasto, aby kupić chleba, mięsa i owoców za dukaty, które przy-
niósł Aladyn. Jedli oboje z apetytem, gdyż byli głodni. Potem, gdy noc nadeszła, położyli
się spać, lecz zasnąć nie mogli — tak ich niecierpliwiło wyczekiwanie dnia jutrzejszego
i odwiedzin owego człowieka, którego Aladyn nazywał stryjaszkiem, a którego Maruda
nie chciała uznać za brata Musta.
*
Wreszcie nastał dzień wyczekiwany.
Maruda sporządziła sute jedzenie, aby gościa uraczyć godnie. Aladyn od rana stał we
drzwiach i spoglądał na drogę, by zawczasu wybiec na spotkanie stryjaszka.
Czekali oboje, czekali, aż się w końcu doczekali.
Roeoender ukazał się na zakręcie ulicy. Spostrzegł go natychmiast Aladyn, pobiegł
na spotkanie i zawołał:
— Stryjaszku, stryjaszku! Chodź prędzej, bo czekamy na ciebie od rana i już nie
mamy sił czekać dłużej. Matka moja aż pobladła z ciekawości, ja zaś aż poczerwieniałem
z niecierpliwości.
Roeoender uśmiechnął się dobrotliwie, ucałował Aladyna w czoło i wszedł z nim
razem do wnętrza chałupy.
Maruda pokłoniła się Roeoendrowi i nic nie rzekła.
Roeoender pokłonił się Marudzie i rzekł te słowa.
— Droga Marudo, żono mego brata, a moja bratowo! Zapewne Aladyn zdążył ci
już powiedzieć, kto jestem, więc tym śmielej wchodzę do twego domu, jako brat twego
męża, a stryj twego syna. Wiadomość o śmierci Musta rozpaczą napełniła moje serce.
Bez odpoczynku i bez wytchnienia spieszyłem z Ayki do Chin w tej myśli, że zastanę
go jeszcze przy życiu i zdążę się z nim pożegnać! Lecz zawiodły mnie nadzieje moje! Brat
mój leży w grobie, i nigdy go już nie zobaczę! Jedynym moim życzeniem było odwiedzić
to miejsce, tę ulicę, ten dom i ten pokój w domu, gdzie umarł mój ukochany Mustafa!
— Mamy jeden tylko pokój w chałupie — odrzekła Maruda — toteż mąż mój w tym
właśnie pokoju jadł, pracował, spał, rozmyślał i wreszcie umarł. Nie mógł umrzeć w innym
pokoju, bo innego nie mamy.
— Więc to w tym właśnie pokoju umarł mój biedny brat Mustafa! — zawołał Ro-
eoender, załamując dłonie. — Pozwól mi, droga Marudo, obejrzeć dokładnie ten pokój,
abym go mógł na zawsze przechować w pamięci.
— Owszem! — rzekła Maruda — obejrzyj ten pokój i przechowaj go w pamięci.
Roeoender z przesadną uwagą jął³ się przyglądać podłodze, ścianom i sufitowi, a potem
rozpłakał się głośnym, przesadnym płaczem.
— O mój bracie, mój biedny bracie! — zawodził chytry Roeoender. — Więc nic
lepszego nie miałeś do roboty na tym świecie, jak właśnie umrzeć w tym samym pokoju,
gdzieś jadł, spał, pracował i rozmyślał! Czemużeś nie dożył przynajmniej tej chwili, gdy
ja osobiście przybyłem do Chin, aby cię pożegnać! Spokojniej byś umierał, otrzymawszy
ode mnie ostatni pocałunek i ostatnie uściśnienie dłoni. Jaka szkoda, żeś mnie nie wi-
dział przed śmiercią i żeś nie zdążył nasycić swych konających oczu drogim ci widokiem
mych rysów! Najnieszczęśliwszym chyba ze wszystkich ludzi na ziemi jest ten, co umiera
w Chinach, posiadając brata w Ayce!
Tak zawodził przebiegły Roeoender.
Maruda uwierzyła w szczerość łez Roeoendra i, wzruszona jego zawodzeniami, sama
płakać zaczęła.
— O mój szwagrze z Ayki! — jęczała, dławiąc się od płaczu. — Nie wierzyłam
dotąd, że jesteś bratem mego męża. Wszakże teraz widzę twoje łzy i ufam ci z całej duszy.
Tak płakać potrafi tylko brat rodzony nad grobem rodzonego brata. Wprawdzie mąż mój
za życia mówił mi kilka razy, że nie ma brata, ale zapewne rozumiał przez to, że znajdujesz
się w Ayce i jesteś tak daleki, jakby cię wcale nie było. Lecz teraz nareszcie wróciłeś do
³j
(daw.) — tu: zacząć. [przypis edytorski]
Baśń o Aladynie i o lampie cudownej
Brat, Fałsz, Łzy, Żałoba
    
Zgłoś jeśli naruszono regulamin