Zanalizuj wypowiedzi i zachowania bohaterów ukazane we fragmencie LalkiBolesława Prusa. W kontekście całej powieści wyjaśnij, co prezentowana scenamówi o Stanisławie Wokulskim.
LALKAPunkt o drugiej przyprowadzono dwa piękne wierzchowce. Wokulski stanął przy swoim,a w parę minut ukazała się pani Wąsowska. Miała obcisłą amazonkę, kształty Junony,kasztanowate włosy zebrane w jeden węzeł. Końcem nogi oparła się na ręku stangreta i jaksprężyna rzuciła się na siodło. Szpicrózga drżała w jej ręce. Wokulski tymczasem spokojniedopasowywał strzemiona. [...]Kilka minut jechali kłusem. Potem pani Wąsowska położyła rękojeść szpicrózgi na ustach,pochyliła się i poleciała galopem. [...] Nagle pani osadziła konia na miejscu, byłazarumieniona, zadyszana. [...]– Cóż znowu z tym siodłem! – zawołała nagle. – Mój panie, popręg mi się odpiął... proszęzobaczyć... Wokulski zeskoczył z konia. Zaszedł z prawej strony – popręg był mocnoprzypasany.– Ależ nie tam... O, tu... Tu coś psuje się, około strzemienia.Zawahał się, lecz odsunął jej amazonkę i włożył rękę pod siodło. Nagle krew uderzyła mudo głowy: wdówka w taki sposób ruszyła nogą, że jej kolano dotknęło twarzy Wokulskiego.– No i cóż?... No i cóż?... – pytała niecierpliwie.– Nic – odparł. – Popręg jest mocny...– Pocałowałeś mnie pan w nogę!... – krzyknęła.– Nie.Wtedy trzasnęła konia szpicrózgą i poleciała cwałem szepcząc:„Głupiec czy kamień!...”Wokulski powoli siadł na konia. Niewysłowiony żal ścisnął mu serce, gdy pomyślał:„Czy i panna Izabela jeździ konno?... I kto też jej poprawia siodło?...”Kiedy dojechał do pani Wąsowskiej, wybuchnęła śmiechem:– Cha! cha! cha!... Jesteś pan nieoceniony!... – W takiej chwili stu innych na pańskimmiejscu powiedziałoby, że żyć beze mnie nie mogą, że zabrałam im spokój, i tam dalej...A ten odpowiada krótko: nie!... [...] Już określiłam sobie pana: pan jesteś pedant. Co wieczór,nie wiem o której, ale zapewne przed dziesiątą, robisz pan rachunki, potem idziesz spać,ale przed spaniem mówisz pacierz, głośno powtarzając: Nie pożądaj żony bliźniego twego.Czy tak?...– Niech pani mówi dalej.– Nie będę nic mówić, bo mnie już i rozmowa z panem męczy. [...] Prezesowa przez kilkatygodni tłomaczyła mi, że pan jesteś oryginalny człowiek, zupełnie różny od innych,a tymczasem widzę, że pan jesteś najzwyklejszy pedant. Czy tak?– Tak.– Widzi pan, jak ja się znam na ludziach. Może byśmy jeszcze pojechali galopem. Albo –nie, już mi się nie chce, jestem zmęczona. Ach... gdybym choć raz w życiu spotkałaprawdziwie nowego człowieka...– A z tego co by pani przyszło?– Miałby jakiś nowy sposób postępowania, mówiłby mi nowe rzeczy, czasamirozgniewałby mnie do łez, potem sam śmiertelnie obraziłby się na mnie, a potem – naturalniemusiałby przepraszać. O, ten zakochałby się we mnie do szaleństwa! Wpiłabym mu się takw serce i pamięć, że nawet w grobie nie zapomniałby o mnie... No, taką miłość rozumiem.– A pani co by mu dała w zamian? – spytał Wokulski, któremu robiło się coraz ciężeji smutniej.– Czy ja wiem? Może i ja zdecydowałabym się na jakie szaleństwo...
– Teraz ja powiem, co by ten nowy człowiek dostał od pani – mówił Wokulski czując,że zbiera w nim gorycz. – Naprzód, dostałby długą listę wielbicieli dawniejszych, następnie,drugą listę wielbicieli, którzy nastąpią po nim, a w czasie antraktu miałby możnośćsprawdzania... czy na koniu dobrze leży siodło...– To nikczemne, co pan powiedziałeś! – krzyknęła pani Wąsowska ściskając szpicrózgę. [...]– Za pozwoleniem. Przede wszystkim nie używajmy zbyt silnych wyrazów, które wcalenie odpowiadają spacerowej sytuacji. Między nami nie ma mowy o uczuciach, tylkoo poglądach. Otóż, moim zdaniem, w poglądzie pani na miłość istnieją nie dające siępogodzić kontrasty.– Proszę? – zdziwiła się wdówka. – To, co pan nazywasz kontrastami, ja najdoskonalejgodzę w życiu.– Mówi pani o częstej zmianie kochanków...– Jeżeli łaska, nazwijmy ich wielbicielami.– A następnie, chce pani znaleźć jakiegoś nowego i nietuzinkowego człowieka, który bynawet w grobie nie zapomniał o pani. Otóż, o ile ja znam ludzką naturę, jest to celnie do osiągnięcia. Ani pani z rozrzutnej w swoich względach nie stanie się oszczędną,ani człowiek nietuzinkowy nie zechce zająć miejsca pośród kilku tuzinów...– Może o tym nie wiedzieć – przerwała wdówka.– Ach, więc mamy i mistyfikację, dla udania się której potrzeba, ażeby bohater pani byłślepy i głupi. Ale choćby takim był wybrany, czy sama pani miałaby odwagę zwodzićczłowieka, który by a ż t a k panią kochał?...– Dobrze, więc powiedziałabym mu wszystko kończąc w ten sposób: pamiętaj, że Chrystusprzebaczył Magdalenie...– I to by mu wystarczyło?– Ja sądzę.– A gdyby mu nie wystarczyło?– Zostawiłabym go w spokoju i odeszłabym.– Ale pierwej wpiłaby mu się pani w serce i w pamięć tak, ażeby pani nawet w grobienie zapomniał!... – wybuchnął Wokulski. – Piękny świat, ten wasz świat... I miłe są tekobiety, przy których, kiedy im człowiek w najlepszej wierze oddaje własną duszę, jeszczemusi spoglądać na zegarek, ażeby nie spotkał swoich poprzedników i nie przeszkadzałnastępcom. Pani, nawet ciasto, ażeby wyrosło, potrzebuje dłuższego czasu; czy więc podobnawielkie uczucie wyhodować w takim pośpiechu, na takim jarmarku?...Niech pani skwituje z wielkich uczuć, to pozbawia snu i odbiera apetyt. Po co kiedyśzatruwać życie jakiemuś człowiekowi, którego zapewne dziś jeszcze pani nie zna? Po cosobie samej mącić dobry humor? Lepiej trwać przy programie prędkich i częstych zwycięstw,które innym nie szkodzą, a pani jakoś zapełniają życie. [...]– Wszyscy jesteście nędznicy. Kiedy kobieta, w pewnej epoce życia, marzy o idealnejmiłości, wyśmiewacie jej złudzenia i domagacie się kokieterii, bez której panna jest dla wasnudna, a mężatka głupia. [...]Jadąc o kilka kroków za panią Wąsowską, Wokulski rozmyślał:„Więc to taki świat? Jedne w nim sprzedają się ludziom prawie zgrzybiałym, a innetraktują ludzkie serca jak polędwicę. Dziwna to jednak kobieta z tej pani!... bo złą nie jest, manawet szlachetne porywy...”Pani Wąsowska nagle zawróciła konia i bystro patrząc na Wokulskiego spytała:– Między nami pokój czy wojna?...– Czy mogę być szczerym?– Proszę.– Mam dla pani głęboką wdzięczność. W jednej godzinie dowiedziałem się od pani więcejaniżeli przez całe życie.– Ode mnie?... Zdaje się panu. Mam w sobie parę kropli krwi węgierskiej, więc kiedywsiądę na konia, szaleję i plotę niedorzeczności. [...] A teraz pocałuj mnie pan w rękę; jesteśpan rzeczywiście interesujący. Wyciągnęła rękę, którą Wokulski ucałował, szeroko otwierającoczy ze zdziwienia.Bolesław Prus, Lalka, Warszawa 1991
nikas97