Blizny - Katarzyna Michalik-Jaworska.pdf

(1066 KB) Pobierz
Modlitwa bohaterów
Na brednię naszą i na naszą nędzę
Na zatwardziałość w naszym szaleństwie
I na naszego głodu głośny krzyk
Na dom nasz który opuściły sny
Na naszą mowę wielce bełkotliwą
Na rozpaczliwie niedorzeczną miłość
I na znikomość wszelkich naszych prac
Na koszmar nocy i na bezsens dnia
Na naszych mistrzów bezradnych i smutnych
Oraz na sędziów ponuro okrutnych
Na biedne matki dogorywające
Przez nasze winy chcące i niechcące
Na nasze serca obrzękłe wątroby
Na nasze wargi popękane szorstkie
Na roztrzęsione fatalnie ręce
Oraz na mózgi w daremnej męce
I na te płuca co bez powietrza
Na strach bezsenny na koszmarny zegar
Na wszystko co jest udziałem naszym
Błagamy wzgląd miej ironiczna Pani
Rafał Wojaczek
Zaśpiewam wam pieśń…
choć pieśni o umieraniu słuchać nikt nie chce.
Umierałam wiele razy. Śmiercią tragiczną, beznadziejną, bezsensowną
i rozpaczliwą. Oprócz śmierci fizycznej są też śmierć emocjonalna i
śmierć cywilna.
Tragiczne jest to, że po nich się jeszcze oddycha, choć czasem już wbrew
woli.
Śmierć pierwsza
Pierwszy raz umarłam na sali porodowej. Ustawiona pośladkami broniłam
się przed życiem. Pewnie już wiedziałam, że będzie boleć. Szkoda, że
człowiek przychodzi na świat bez pamięci.
5 maja 1968
Niespełna dwudziestoletnia Anna trafiła na porodówkę z zaawansowanymi
skurczami. To jej pierwsze dziecko, nie umiała ocenić momentu, kiedy
powinna jechać do szpitala. Badająca ją pielęgniarka włożyła rękę głęboko,
aby „sprawdzić, czy wszystko w porządku”. Wody płodowe chlusnęły na
podłogę, a Anna prawie straciła przytomność.
– Ooo! Dzieciak ustawił się tyłkiem. Pierwszy poród? – zapytała położna,
nie wyjmując ręki z jej krocza. – Trochę poboli. Musi być dzielna!
Kobieta rodząca obok próbuje dodać jej otuchy. Z włosami przyklejonymi
do ust wykonuje coś na kształt uśmiechu.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptała potwornie zmęczona. – Tylko się
nie denerwuj, bo zaszkodzisz sobie i dziecku.
Położna przyglądała się im przez chwilę, po czym westchnęła i wyszła z
sali, machnąwszy ręką.
– Leżcie spokojnie, dziewczynki. Idę po lekarza – rzuciła na odchodne.
Lekarz, nieco zachmurzony, dotarł po 30 minutach. Niestety, przerwano mu
urodziny pani ordynator. A tam tort i być może wiśnióweczka. Obejrzał
rozhisteryzowaną już Annę zniesmaczony:
– Potrzebne mi tu dzisiaj komplikacje. Nie miała kiedy rodzić?
Ucisnął brzuch jedną ręką, drugą wsadził w krocze.
– Trochę to potrwa. Wołajcie mnie, jak już będzie konkretniej.
Wyszedł pospiesznie i pojawił się dopiero trzy godziny później. Sąsiadka
obok zdążyła już urodzić, ale jej miejsce właściwie natychmiast zajęła
następna kobieta.
– Co jest, młoda damo? Długo nas będziesz jeszcze męczyła? – próbował
rozluźnić Annę kiepskim dowcipem. – Tyłkiem wychodzi na świat, znaczy od
urodzenia ma wszystko w dupie.
Po kolejnych czterech godzinach dowcip mu nieco okrzepł. Anna co
chwilę traciła przytomność.
– Dziecko zbyt długo znajduje się w kanale rodnym. Na pewno się już
udusiło.
Wyjmiemy fragmentami, to chociaż matkę uratujemy. Proszę o kleszcze –
zwrócił się do położnej.
– Nieeee! – krzyknęła słabo Anna. – Urodzę!
– To nie jest czas na dyskusje i głupie bohaterstwo. Po tylu godzinach
dziecko nie ma prawa żyć. Nawet jeśli urodzisz, będzie martwe.
– To urodzę martwe – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Do końca życia
będę kojarzyć matkę z tym zaciskaniem zębów, gdy była wściekła. Nie dziwię
się, że do lekarza ten obraz przemówił równie mocno, jak przemawiał do mnie
przez te wszystkie lata. – Ale urodzę. Nie zgadzam się – zdążyła wyszeptać,
zanim znowu na kilka sekund straciła przytomność.
Urodziła po trzynastu godzinach. Dostałam trzy punkty w skali Apgar.
Walczyli o mnie przez kolejne miesiące w szpitalu. Wszystkiego pilnowała.
Patrzyła lekarzom i pielęgniarkom na ręce. Zanosiła koperty i prezenty. Udało
jej się nawet zdobyć skądś pomarańcze. O te pomarańcze pytali ją na oddziale
Zgłoś jeśli naruszono regulamin