Henning Mankell - Chinczyk.pdf

(1588 KB) Pobierz
HENNING Mankell
Chioczyk
przełożyła EWA WOJCiECHOWSKA
Tytuł oryginału: KinesenCopyright 2008 by Henning MankellPublished by agreement
with Leopard Forlag AB, Stockholmand Leonhardt Heier Literary Agency A/S.
CopenhagenCopyright for the Polish edition by Wydawnictwo W.
A.B., 2009’ Copyrightfor the Polish translationby Wydawnictwo W.
A.B.,2009Wydanie IIWarszawa 2010
Akc.
CZĘŚD I
Cisza(2006)
Ja, Birgitta Roślin, uroczyście ślubuję wymierzadsprawiedliwośd wedługmej najlepszej
wiedzy isumienia, bezstronnie,zarówno bogatemu, jak i biednemu, zgodnie z
przepisamiprawa Szwecji.
Ślubuję przepisów prawa nigdy nie obchodzidi nie czynid niesprawiedliwości, czy to z
powodu pokrewieostwa, powinowactwa, przyjaźni,zazdrości, złej woli, czystrachu, czy
dla łapówek, podarunków lub z jakichkolwiekinnych przyczyn.
Ślubujęniewinnegoza winnego nie uznawad ani winnego niewinnym nie czynid.
Ślubuję przed ogłoszeniem wyroku, a także po nim, tym, którzystanęli
przedsądemlubinnym, nie ujawniad niczego, co wydarzyło sięprzed sądem
zazamkniętymidrzwiami.
Wszystkiego tegochcę i będę jako uczciwy i sumienny sędzia przestrzegad.
Kodeks postępowania karnego,rozdz.
4, 11Przysięga sędziowska.
Epitafium
Ostry mróz.
Środek zimy.
W pierwszych dniach stycznia 2006 roku samotny wilkprzekracza nieoznaczoną granicę i
przechodzi z Norwegiido Szwecji przez dolinę Vaul.
Człowiekowi, któryjedzie naskuterze, wydaje się, że dostrzega go przed Fjallnas,
wilkjednak znika w lasach na wschodzie, zanim ktokolwiek zdążysię zorientowad, dokąd
zmierza.
Daleko, w głębi norweskichdolin Óster, znalazł kawałek zamarzniętej padliny łosia, a
naniejjeszcze trochę kości do ogryzienia.
Ale to było ponaddwie doby temu.
Wilk jest coraz bardziej głodny i znówszuka jedzenia.
To młody samiec,który wybrał sięnawędrówkę, żeby wytyczyd swoje terytorium.
Nieprzerwanie zmierza na wschód.
W okolicach Nayjarna, na północ od Linsell,znajduje kolejną padlinę łosia.
Całą dobę leży spokojnie i je do syta,po czym znówrusza w drogę.
Całyczas na wschód.
PodKarbole przebiega przezzamarzniętą Ljusnę,a potem podążawzdłuż rzeki, drogą
wijącą się w kierunku morza.
Pewnejksiężycowej nocy przechodzi bezszelestnie przez most podJarvsó, a potem zbacza
w głębokie lasy, które ciągnąsięku morzu.
Wczesnym rankiem 13 stycznia wilk dociera do Hesjóvallen, małej wioski na południe od
Hansesjón w regionie Halsingland.
Przystaje i węszy.
Czuje zapach krwi.
Rozgląda siędokoła.
W domachmieszkają ludzie.
Ale z kominów nieunosi się dym.
Wyostrzony słuch wilkanie rejestruje teżżadnych dźwięków.
Zapach krwiczud jednak wyraźnie wilk jest tego pewien.
Czeka na skrajulasu, próbując zwietrzyd, skąd dochodzi.
Po chwili zaczyna powoli biecprzez śnieg.
Coraz silniejszyzapach dolatuje zjednego z domów położonych nakoocuwioski.
Wilk jest ostrożny, w pobliżu ludzi musizachowadzarówno czujnośd, jak i cierpliwośd.
Ponownie się zatrzymuje.
Zapach ma źródło na tyłach domu.
Wilk czeka.
W koocu znów rusza.
Podchodząc bliżej, widzi padlinę.
Odciągaciężką zdobycz naskraj lasu.
Wciąż nikt nie odkryłjegoobecności, nie zaczęły nawet szczekad psy.
Tego zimnegoporanka panuje całkowita cisza.
Na skraju lasu wilk zaczynajeśd.
Ponieważmięsonie jestzamarznięte, przychodzi muto z łatwością.
Jest teraz bardzo głodny.
Udaje mu się zerwad skórzany but i wgryza sięw nogę.
Zaczyna od stopy.
W nocy padał śnieg, potem na jakiś czas przestał.
Teraz,gdy wilk je,lekkiepłatki śniegu znów zaczynają spadad nazamarzniętą ziemię.
2
Karsten Hóglin przypomniał sobie po obudzeniu, że śniłamu się pewna fotografia.
Leżał bez ruchu i czuł, że obrazpowoli powraca, zupełniejak gdyby negatyw snu przesyłał
kopię dojego świadomości.
Rozpoznałobraz.
Był czarno-biały i przedstawiałmężczyznę siedzącego na starym żelaznymłóżku; na
ścianie wisiała strzelba myśliwska,a u stóp mężczyzny stał nocnik.
Kiedy Karstenzobaczyłobraz po raz pierwszy, jego uwagę przykuł smutny uśmiechstarca.
Była w nim jakaś nieśmiałośd i wyczekiwanie.
Dużopóźniej Karsten poznał historię tej fotografii.
Kilka lat przedjej powstaniem ów mężczyzna przez pomyłkę zastrzelił swojego jedynego
syna podczas polowania na ptactwowodne.
Po tymwypadku powiesił broo naścianie i w miarę upływuczasu stawał się corazwiększym
odludkiem.
Karsten Hóglin pomyślał, żespośród tysięcy zdjęd i negatywów, które widział, tego
zdjęcia nigdy nie będzie mógłzapomnied.
Żałował, że nie zrobił go sam.
Zegar na szafce nocnej wskazywał wpół do ósmej.
Zazwyczaj Karsten Hóglin budziłsię dużowcześniej.
Tej nocy spałjednak źle,łóżko i materac były niewygodne.
Postanowił, że
poskarży sięna nie, kiedy będziewyjeżdżał i płacił rachunekw hotelu.
Był to dziewiąty i ostatni dzieo jego podróży.
Sfinansowałją dzięki stypendium, które umożliwiłomu uwiecznianieodludnych wsi i
małych, coraz bardziej wyludniającychsię społeczności.
Był teraz w Hudiksvall i pozostała mu dosfotografowania już tylko jedna wioska.
Wybrał właśnietę, ponieważ pewien stary człowiek, któryprzeczytało jegoplanach,
napisałdo niego i opowiedział o miejscu,w którymmieszka.
Karsten Hóglin był pod wrażeniem tego listu i postanowił tam właśnie zakooczyd swoją
podróż.
Wstał i rozsunął zasłony.
W nocyspadł śnieg.
Było wciąższaro, nad horyzontem nie pojawiło się jeszczesłooce.
Ulicąprzejechałana rowerze opatulona kobieta.
Odprowadził jąwzrokiem, zastanawiając się, czy jest bardzo zimno.
Minuspięd, może siedem stopni.
Nie więcej.
Ubrał się i zjechał do recepcji powolną windą.
Samochódzaparkowałna hotelowymdziedziocu.
Tam mógł stad bezpiecznie.
Torby zesprzętem fotograficznym zabrał jednak zesobą do pokoju.
Zawsze to robił.
Jego największym koszmarem byłamyśl, że podejdzie kiedyś do samochodu i odkryje,że
aparaty zniknęły.
W recepcji siedziała młoda kobieta, prawie jeszczenastolatka.
Zauważył,że jest niedbaleumalowana.
Zrezygnowałz poskarżenia się na łóżko; i tak nie wróci już do tegohotelu.
W sali, w której podawanośniadanie, siedziałokilku gości pochylonych nad gazetami.
Przez chwilę poczuł pokusęfotografowania tego cichego pomieszczenia.
W jakiś sposóbwidokten sprawił, że pomyślał oSzwecji jako o kraju, który zawsze
wyglądał właśnie tak.
Cisi ludzie, pochyleninadgazetami i kubkamiz kawą, każdy sam na sam ze
swoimimyślami, swoim losem.
Odegnał tę myśl, nalał sobie kawy,zrobił dwiekanapkii wziął jedno jajkona miękko.
Ponieważ nie znalazł żadnejwolnej gazety, jadł szybko.
Nie znosił samotnegosiedzeniaprzystole, gdy nie miał nic do czytania.
Kiedy wyszedł, okazało się, że jest dużozimniej,niż przypuszczał.
Stanął na palcach i spojrzał na termometr umocowany przy oknie recepcji.
Minus jedenaście stopni.
Na dodatek temperatura dalejspada, pomyślał.
Zima, którą mieliśmydotej pory, była zbyt ciepła.
Teraznadchodzi mróz, na którytak długo czekaliśmy.
Położył torby na tylnymsiedzeniu,zapalił silnik i zacząłskrobad przednią szybę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin