Masakra na wyspie Utoya A - Adrian Pracoń.pdf

(651 KB) Pobierz
Adrian Pracoń
Relacja człowieka, który przeżył
zamach
JEZIORO
Pierwsze dobiegające z lasu strzały rozlegają się zaledwie parę minut po tym, jak
siadam. Wszystkie zmysły się wyostrzają. Przede mną znajduje się jezioro. Za mną
kończy się las. Wokół mnie siedzą przyjaciele, niektórzy przy stole, niektórzy na trawie,
inni na leżakach lub krzesłach kempingowych. Rozmawiają i śmieją się. Nikt nie
reaguje na dźwięki. Czy tylko ja rozumiem, że coś jest nie tak? Serce zaczyna bić
szybciej. Ściska mnie w piersi. Po kolejnej salwie strzałów, szybkiej serii huków
wreszcie udaje mi się powiązać fakty. Przecież Christian mnie uprzedzał.
- Wiesz, że w pobliżu jest strzelnica? - zapytał.
- Tak, tak - odparłem. - W porządku.
Sam nieraz chodziłem na strzelnicę. Dopóki byłem przygotowany, myślałem, że
będzie dobrze, jednak po ucichnięciu drugiej serii strzałów czuję, jakby coś
się przelało, jakbym nie mógł już więcej znieść. Czyżby miał nadejść kryzys?
Zaledwie parę dni temu wyszedłem ze szpitala i od tamtej pory nie spałem. Powrót
do domu, do mojego starego pokoju, tylko pogorszył sprawę. W szpitalu było inaczej -
natłok nowych uczuć, wrażeń. Ale takiego doświadczenia nie dało się zabrać do pokoju
w suterenie w domu mamy. Nie dało się zamknąć oczu i zasnąć. Zażyłem podwójną
dawkę tabletek nasennych, lecz w ogóle mi nie pomogły. Za każdym razem, gdy
zamykałem oczy, pod powiekami pojawiały się nowe obrazy. Po dwóch dniach byłem
wycieńczony.
Przecież nie mogę odmawiać sobie spotkań z przyjaciółmi? Christian zebrał w
swoim domku letniskowym wszystkie osoby z klasy, aby pokazać, że mnie wspierają.
Niezwykła inicjatywa jak na niego. To błazen, który odą zimę spędza, jeżdżąc na
snowboardzie. A teraz nagle chciał okazać troskę, co czyniło jego zaproszenie
wyjątkowo wzruszającym.
Gdy otworzyłem furtkę, większość gości już tam była. Przytulali mnie i pocieszali
Na początku szukali odpowiednich słów, nie wiedzieli, jak się zachować, ale po
pierwszym żarcie atmosfera się rozluźniła.
Wspaniale było znów się śmiać. Wyzwalające uczucie bycia sobą. Siedziałem na
trawie w cieniu drzew i cieszyłem się widokiem wszystkich moich przyjaciół. Mojego
psa Mikea, długowłosego owczarka australijskiego, który leżał przywiązany do drzewa
przy jeziorze. Pomyślałem, że dam sobie radę, że uda mi się zostawić to za sobą, lecz
gdy rozległy się strzały, wszystko od razu wróciło. Brzmiały dokładnie tak jak tamtego
dnia.
Przy trzeciej serii udaje mi się zająć myśli czymś innym. Ktoś chce się kąpać w
jeziorze. Rana na moim ramieniu jeszcze się nie zagoiła, do tego przykrywa ją duży
opatrunek, więc nie mogę się zamoczyć. Za to Mike drepcze za nimi. Chce do wody. Na
brzegu jeziora położyli paletę, która pełni funkcję pomostu. Kilkaset metrów dalej leży
mała wyspa porośnięta świerkami. Mężczyzna, który przez ostatnią godzinę pływał tam
i z powrotem między wyspą a kempingiem, wraca właśnie do brzegu. Przyjaciele
zrzucają ubrania. Koszulki, spodnie i buty zostają na kamieniach. W mojej głowie
rozgrywają się sceny. Są bardzo wyraźne, trudno oddzielić je od tego, co widzę przed
sobą. Obrazy kolegów i koleżanek rozbierających się tego dnia na cyplu. Byli tacy
spokojni. Już wtedy powinienem był zrozumieć, co się wydarzy.
Stawiają pierwsze, ostrożne kroki w wodzie. Gdy byłem mały, w wody tego
jeziora, Heivannet koło Skien, wpadł mi pierścień nastroju, który mama kupiła mi w
Polsce podczas wizyty u krewnych. Miał duże, okrągłe oczko, które zmieniało kolor w
zależności od mojego humoru, a zgubiłem go, bawiąc się na plaży przy kempingu.
- Oddałeś pierścień jezioru - powiedział później tata. - Możliwe, że to jezioro
należy do gminy, ale tylko ty jesteś mu zaślubiony.
Od tamtej pory, przejeżdżając tędy, często myślałem o tym pierścieniu.
Teraz znów o nim myślę. O zmieniającym kolor oczku, które leży gdzieś na dnie.
Moi przyjaciele rzucają się wpław. Ciemna toń otacza ich nagie plecy, a ja
przypominam sobie dziewczynę, która brodziła w wodzie, oddalając się od cypla. Nie
udało jej się uciec. To nie pierwsze wspomnienie z 22 lipca, które bez ostrzeżenia
wypływa na powierzchnię. Myślę o pogrzebach. Jutro mam wziąć udział w pierwszym
z nich, więc dzisiaj muszę zadzwonić do kwiaciarni, zanim ją zamkną.
Ludzie w jeziorze wymachują rękami i nogami. Ochlapują się nawzajem. Szturchają
się pod wodą. Krzyczą. Mike wskakuje do wody i zasapany płynie w ich stronę.
Instynkt podpowiada mu, że trzeba ich ratować. Nie rozumie, że są bezpieczni.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin