STONE IRYING - UDRĘKA I EKSTAZA II.doc

(1926 KB) Pobierz
IRYING STONE UDRĘKA I EKSTAZA

IRYING STONE UDRĘKA I EKSTAZA

Tłumaczyła Aldona Szpakowska

2

|

Czytelnik • Warszawa 1990

Tytuł oryginału angielskiego

THE AGONY AND THE ECSTASY Copyright © 1961 by Doubleday & Company, Inc.

Sonety Michała Anioła tłumaczył Leopold Staff

Sonety Vittorii Colonny tłumaczyła Jadwiga Dackiewicz

Okładkę i kartę tytułową projektował Władysław Brykczyński

© Copyright for the Polish edition by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik", 1965

„Czytelnik" Warszawa 1990 Wydanie IV

Ark. wyd. 26,3; ark. druk.29

Prasowe Zakłady Graficzne w Łodzi

Zam. wyd. 731; druk.3042/89

Printed in Poland

ISBN 83-07-02114-6

Księga szósta GIGANT

Gorące czerwcowe słońce zalewało mu twarz, gdy spoglądał przez okno na brunatny dom nadzorcy florenckich cechów. Powróciwszy z Rzymu bez żadnych zleceń ani pieniędzy, musiał odesłać Argienta z powrotem do jego wioski rodzinnej koło Ferrary, a samemu przejść na ojcowskie utrzymanie. Dano mu najlepszy frontowy pokój obszernego mieszkania, które zajmowała obecnie jego rodzina. Lodovico bowiem zrobił dobry użytek z części rzymskich zarobków syna. Zakupił domek w San Piętro Maggiore, a za dochody z niego oczyścił z długów dom Buonarrotich koło kościoła Santa Croce. Podniósł też pozycję socjalną rodziny wynajmując jedno piętro domu w bardziej eleganckiej dzielnicy, na ulicy Świętego Prokula, o parę domów od wspaniałego, kamiennego pałacu Pazzich.

Lodovico posunął się znacznie od śmierci Lukrecji, twarz miał szczupłą, policzki zapadnięte, a za to włosy gęstą falą spływały mu na ramiona. Jak przepowiedział Jacopo Galii, nadzieje Michała Anioła, że uda się umieścić w sklepie Buonarrota i Giovansimone'a, okazały się płonne. Buonarroto osiadł w końcu w sklepie wełnianym Strozzich w pobliżu Porta Rossa; Giovansimone jednak był wykolejeńcem, przyjmował od niechcenia różne prace, a po paru tygodniach gdzieś znikał, Sigismondo, zaledwie umiejący czytać i pisać, zarabiał parę skudów jako najemny żołnierz w wojnach Florencji z Pizą. Lionardo ukrył się w jakimś klasztorze, nikt nie wiedział gdzie. Ciotkę Cassan-drę i stryja Franceska nękały różne dolegliwości.

Michał Anioł i Granacci padli sobie w objęcia uszczęśliwieni spotkaniem. W ciągu ubiegłych lat Granacci wszedł w posiadanie połowy swego maj ątku i - j ak ze śmiechem opowiadał plotkarz Jacopo z pracowni Ghirlandaia - utrzymywał kochankę w willi na wzgórzach Bellos-guardo, nad Porta Romana. Miał on nadal swą główną kwaterę w pra-

cowni Ghirlandaia pomagając Dawidowi Ghirlandaio, po śmierci jego brata Benedetta, w zamian za co miał prawo prowadzić tu swe własne prace. Pochylił się nad rysunkami leżącymi na stole roboczym Michała Anioła.

-  No, widzę, że jesteś gotów do załatwiania interesów.

-  Mam najlepiej wyposażoną pracownię we Florencji.

-  Są jacyś klienci?

-  Ani jednego. Pójdę w ślady Soggiego.

-  A on odnosi sukcesy - zaśmiał się Granacci. - Kupił właśnie plac na jatkę rzeźniczą na Nowym Rynku.

-  Zastosuję rzeźbiarskie metody Bertolda przy krajaniu cieląt. Poszli pod drzewami do osterii, skręcili na lewo na Via del Procon-

solo, minęli pełen wdzięku kościół Badiów, szli Borgo dei Greci, gdzie stał piękny pałac Serristorich, projektowany przez Baccia d'Agnola, a potem Via dei Benci. Wznosił się tu stary pałac Bardellich i pierwszy z pałaców Albertich, mający dziedziniec z kolumnami, projektowanymi przez Giuliana da Sangallo.

Florencja mówiła do niego. Kamienie mówiły. Przemawiały do niego swoim charakterem, bogactwem struktury, zwartością pokładów. Jakże cudownie być znowu w mieście, gdzie pietra serena służy za budulec. Dla niektórych ludzi kamień był rzeczą martwą, mawiali „twardy jak skała", „zimny jak głaz". Ale on, gdy znowu głaskał palcami kamień, czuł, że j est to najtwardsza ożywiona substancj a na świecie, że posiada swój rytm, że reaguje, da się kształtować, jest ciepła, prężna, barwna, pulsująca życiem. Był zakochany w kamieniu.

Restauracja znajdowała się na Lungarno, w cieniu figowego sadu. Właściciel, a zarazem kucharz, poszedł nad rzekę, wyciągnął koszyk na sznurach, wytarł o fartuch butelkę trebbiano i otworzył ją przy stole. Wypili, by uczcić powrót Michała Anioła.

Pojechał do Settignano do Topolinów. Bruno i Enrico ożenili się, dobudowali dla swych nowych rodzin po jednej kamiennej izbie w starym domu. Po domu biegało pięcioro dzieci, a obie żony były znowu w ciąży.

-  Cała pietra serena dla Florencji przechodzić będzie przez ręce Topolinów, jeśli utrzymacie to tempo - zauważył Michał Anioł.

-  Utrzymamy - odparł Bruno, a matka dodała:

-  Twoja przyjaciółka, Contessina, straciła córkę, ale ma już drugiego syna.

Wiedział przedtem, że Contessinę skazano na wygnanie i że mieszka wraz z mężem i synkiem w chłopskiej chacie na północnym zboczu Fiesole. Ich dom i majątek uległy konfiskacie, kiedy jej teść, Nicolo Ridolfi, został powieszony za udział w spisku, mającym na celu obalenie Republiki i uczynienie Piera królem Florencji. Uczucia Michała Anioła do Contessiny nie zmieniły się, chociaż nie widział jej od lat. Nigdy nie czuł się pożądanym gościem w pałacu Ridolfich, więc nie odwiedzał ich. Jakże więc mógł iść do niej teraz, po swym powrocie z Rzymu, gdy żyła na wygnaniu, w ubóstwie? Czy udręczona nieszczęściem nie widziałaby w jego wizycie dowodu litości?

W samym mieście zaszedł również szereg zmian w ciągu tych bez mała pięciu lat jego nieobecności. Ludzie kłonili w zawstydzeniu głowy, mijając na Piazza delia Signoria miejsce, gdzie spalono ciało Savo-naroli. A jednocześnie tłumili wyrzuty sumienia żywiołową aktywnością, starając się przywrócić to, co zniszczył Savonarola, wydając ogromne sumy u złotników, jubilerów, krawców i hafciarek oraz na rzeźby w terakocie i drzewie, na instrumenty muzyczne i inicjały w manuskryptach. Piero Soderini, którego Lorenzo kształcił w polityce jako najzdolniejszego z młodych ludzi i którego Michał Anioł nieraz widywał w pałacu, stał na czele Republiki Florenckiej jako gonfalonier, czyli burmistrz Florencji i zarządca całego miasta-państwa. Jemu pierwszemu udało się utrzymać w pewnej zgodzie stronnictwa polityczne, śmiertelnie z sobą powaśnione od czasu sporu Lorenza i Savona-roli.

Artyści florenccy, którzy uciekli ze swego miasta, dostrzegli teraz możliwość pracy i wracali z Mediolanu, Wenecji, Portugalii, Paryża. Wrócił Piero di Cosimo, Filippino Lippi, Andrea Sansovino, Benedet-to da Rovezzano, Leonardo da Vinci, Benedetto Buglioni. Ci, którym wpływy i siła Savonaroli przerwały pracę, tworzyli znowu. Botticelli, Pollaiuolo, architekt znany jako // Cronaca, Rosselli, Lorenzo di Cre-di, Baccio da Montelupo, żarto wniś i plotkarz z ogrodu rzeźbiarskiego Medyceuszów. Utworzyli „Kompanię Kociołka", a choć ilość jej członków ograniczona była do dwunastu, każdemu wolno było przyprowadzać czterech gości na obiad, wydawanych co miesiąc w olbrzymiej pracowni rzeźbiarskiej Rusticiego. Należał też do nich Granacci i zaraz zaprosił Michała Anioła, ale ten odmówił, gdyż wolał poczekać, aż będzie miał zamówienie.Miesiące po powrocie nie były przyjemne. Wyjechał do Rzymu jako chłopak, wrócił jako mężczyzna i czuł w sobie siłę, by rzeźbić góry marmuru, ale gdy kierował roztargnione spojrzenie na swą Madonnę z Dzieciątkiem i Bitwę Centaurów zawieszone na ścianie swej sypialni a zarazem pracowni, myślał z udręką, że Fłorencj a zda się nic nie wiedzieć o tym, że wyrzeźbił Bachusa i Piętę.

Jacopo Galii dbał o jego sprawy: pokazał Piętę braciom Mouscron z Bruges, którzy importowali do Rzymu angielską wełnę. Chcieliby mieć Madonnę z Dzieciątkiem i Galii sądził, że za następnym ich przyjazdem uda mu się doprowadzić do zawarcia korzystnego kontraktu. Namawiał także kardynała Piccolomini, aby zlecił Michałowi Aniołowi wyrzeźbienie figur potrzebnych do ukończenia ołtarza rodzinnego postawionego w katedrze sieneńskiej przez rodzinę ich wuja, papieża Piusa II.

-  Bez Gallego - szepnął Michał Anioł - nie dałbym sobie rady. Nim słońce wzejdzie, rosa oczy wyje.

Zaraz po powrocie udał się na dziedziniec Duomo, aby przyjrzeć się pięciometrowej kolumnie Duccia, którą nazywano „cienkim kawałkiem" lub „wychudzonym". Szukał w jego wnętrzu natchnienia, poddawał go próbom i mówił do starego Beppe:

-  // marmo e sano. Ten marmur jest zdrowy.

W nocy, przy świeczce, rozczytywał się w Dantem i w Nowym Testamencie, szukając nastroju i heroicznego tematu. A potem się dowiedział, że członkowie Cechu Wełniarzy i Komitet Budowy Katedry nie mogą podjąć żadnej decyzji w sprawie tego ogromnego bloku. „Ale to i tak nie ma znaczenia" - myślał Michał Anioł, słyszał bowiem, że wielu jest za tym, aby dać to zamówienie Leonardowi da Vinci, który niedawno powrócił do Florencji, a zdobył sobie rozgłos modelem pomnika konnego, wykonanym dla uczczenia Sforzy, oraz freskiem Ostatnia Wieczerza w refektarzu Santa Maria delie Grazie w Mediola-

mem

Michał Anioł nie znał Leonarda, który wyj echał z Florencji do Mediolanu jakieś osiemnaście iat temu, kiedy to uznano go winnym obrazy moralności. Artyści florenccy twierdzili jednak, że jest najlepszym rysownikiem we Włoszech. Rozdrażniony i zaciekawiony Michał Anioł udał się do Santissima Annunziata, gdzie wystawiono karton do obrazu Leonarda Święta Anna Samotrzecia. Gdy stał przed nim, serce waliło mu jak młotem. Nigdzie dotychczas - poza własnymi dziełami,

10

zvwiście - nie widział takiej siły i autentyczności w rysunku, tak nie-drartej prawdy postaci. W teczce na ławie znalazł szkic nagiego mężczyzny, widzianego od tyłu, z wyciągniętymi rękami i nogami. Nikt dotąd nie przedstawił męskiej postaci w ten sposób, tak pełnej życia i przekonującej. Był pewien, że Leonardo też musiał dokonywać sekcji zwłok! Przyciągnął ławkę przed obraz i pogrążył się w kopiowaniu Wychodząc z kościoła czuł się oczyszczony. Jeśli Komitet odda zlecenie Leonardowi, któż będzie krytykować ich decyzje? Przecież nie on, skoro skąpe wiadomości o Bachusie i Pięcie, świadczące o jego talencie, dopiero zaczynają przenikać na północ.

Lecz Leonardo odrzucił zlecenie. Oświadczył, że gardzi rzeźbieniem w marmurze, jako sztuką podrzędną, dobrą tylko dla rzemieślników. Gdy Michał Anioł dowiedział się o tym, ogarnęły go sprzeczne uczucia. Cieszył oię, że blok Duccia jest wolny, że Leonardo odpadł z konkursu, ale te słowa, powtarzane przez całą Florencję, wzbudziły w nim gniew na Leonarda.

Wstał kiedyś w mroku nocy, przed brzaskiem, ubrał się spiesznie i pustą Via del Proconsolo popędził na dziedziniec Duomo. Stanął przy kolumnie o świcie. Skośne promienie padające na marmur wydłużyły jego własny cień na całą długość kolumny, powiększyły jego postać -zamieniły go w olbrzyma. Wstrzymał oddech, przypomniał mu się Dawid z opowieści biblijnej. „Tak musiał się czuć Dawid - pomyślał -owego poranka, kiedy stanął twarzą w twarz z Goliatem. Niech więc on będzie symbolem Florencji!"

Wrócił do domu i z wyostrzoną wrażliwością odczytał rozdział o Dawidzie. Całymi dniami rysował z pamięci silne męskie postaci, szukając Dawida godnego biblijnej legendy. Zarzucał projektami swego dawnego znajomego z pałacu Medyceuszów, gonfaloniera Soderinie-go, a także Cech Wełniarzy i Komitet Budowy Katedry. Lecz nic się nie działo. Nie mógł znaleźć wyjścia z tej sytuacji, choć cały płonął gorączką marmuru.

Ojciec oczekiwał go siedząc na czarnym skórzanym fotelu w pokoju, w głębi mieszkania. Na jego kolanach spoczywała koperta, przywieziona pocztą z Rzymu. Michał Anioł rozciął ją nożem. Zawierała kilka

11

arkusików gęsto zapisanych pismem Jacopa Galii, który donosił mu, że wkrótce uzyska podpis kardynała Piccolomini na umowie. „Jednakże muszę cię ostrzec - pisał Galii - że to bynajmniej nie jest umowa, jakiej oczekujesz albo jakiej jesteś godzien".

-  Przeczytaj ją! - zawołał ojciec, a w jego ciemnobursztynowych oczach błyszczało zadowolenie.

Michałowi Aniołowi twarz się wydłużyła na wiadomość, że będzie musiał wyrzeźbić piętnaście ubranych od stóp do głów małych figurek, dostosowanych do wąskich nisz tradycyjnego ołtarza, który wykonał Andrea Bregno. Rysunki miały być zatwierdzone przez kardynała, a rzeźby poprawione, jeśli w ostatecznym wykonaniu nie spodobałyby się jego eminencji. Zapłata wynosić miała pięćset dukatów. Michałowi Aniołowi nie wolno będzie przez trzy lata przyjmować innych zleceń, a pod koniec tego okresu ostatnia rzeźba ma być gotowa i uzyskać aprobatę kardynała.

Lodovico zatarł ręce, jak gdyby stał przed piecykiem.

-  Pięćset dukatów za trzyletnią pracę. To gorzej, niż zarabiałeś w Rzymie, ale dodane do moich dochodów zapewni skromne utrzymanie.

-  Niezupełnie, ojcze, bo ja płacę za marmur. A jeśli kardynałowi nie spodobają się moje prace, będę musiał je przerobić albo wyrzeźbić nowe.

-  A od kiedy to nie potrafisz dogodzić kardynałowi? Galii, sprytny bankier, gwarantuje, że robisz najpiękniejsze posągi we Włoszech, a ty jesteś taki niemądry, by się niepokoić? Ile płacą z góry? Kto szybko daje, ten dwa razy daje.

-  Nic nie płacą z góry.

-  Jakże więc wyobrażają sobie, że kupisz marmur? Czyżby myśleli, że ja daję pieniądze?

-  Nie, ojcze, jestem pewien, że tak nie myślą.

-  Bogu dzięki! Galii musi wprowadzić do kontraktu warunek, że sto dukatów wypłacą ci przed zaczęciem roboty. Wtedy będziemy bezpieczni!

Michał Anioł rzucił się na krzesło.

-  Trzy lata na rzeźbienie draperii i ani jednej figury mojego wyboru.

Zerwał się i wybiegł z pokoju trzasnąwszy drzwiami. Poszedł krótszą drogą, za Bargello i Piazza San Firenze, i wkrótce znalazł się na

12

os

lepiającej blaskiem Piazza delia Signoria. Skręcił przy kopczyku szarego popiołu, usypanym w mrokach nocy przez wiernych pamięci Sa-vonaroli, aby uczcić miejsce, gdzie go spalono. Szerokimi stopniami wszedł na dziedziniec Signorii. Po lewej stronie kamienne schody -które przeskakiwał po trzy na raz - prowadziły do majestatycznej, wysoko sklepionej Sali Obrad, gdzie odbywały się spotkania Wielkiej Rady Florencji i mogło się pomieścić tysiąc Florentyńczyków. Przestronna sala była zupełnie pusta, tylko na podium w głębi stał stół i dwanaście krzeseł.

Zwrócił się ku drzwiom na lewo, wiodącym do pokoi, które zawsze zajmował podesta. Ongiś był nim jego przyjaciel, Gianfrancesco Al-dovrandi, obecnie zajmował je Piero Soderini, ostatni spośród szesnastu Soderinich, piastujących urząd gonfaloniera.

Michała Anioła natychmiast wprowadzono do gabinetu Soderinie-go, wspaniałej narożnej sali, z widokiem na plac i dachy miasta. Ściany tej sali były pięknie wyłożone ciemnym drzewem, sufit zdobiły lilie Florencji. Za masywnym orzechowym stołem siedział najwyższy urzędnik Republiki. Podczas ostatniej podróży do Rzymu tamtejsi Floren-tyńczycy opowiedzieli Soderiniemu o Bachusie i pokazali Piętą w bazylice.

-  Ben venuto! - rzekł Soderini. - Cóż was w to gorące popołudnie sprowadza do siedziby rządu?

-  Kłopoty, gonfalonierze - odparł Michał Anioł. - Ale nie przypuszczam, aby ktoś przychodził tutaj dzielić się swymi radościami.

-  Dlatego to właśnie siedzę za tak szerokim stołem, aby mogły się na nim zmieścić wszystkie problemy Florencji.

-  To raczej wasze ramiona są szerokie.

Soderini pochylił głowę powątpiewająco - a nie była to bynajmniej piękna głowa. W pięćdziesiątym pierwszym roku życia jego blond włosy - które zakrywał przedziwnego kształtu czapką - przetykała siwizna, broda była długa i zaostrzona, nos haczykowaty, cera żółtawa, brwi nieregularnie sklepione nad łagodnymi orzechowymi oczami, w których nie było ani zuchwalstwa, ani przebiegłości. We Florencji mówiono, że Soderini posiada trzy zalety, jakich nie spotyka się już u współczesnych mu Toskańczyków: jest uczciwy, brzydki i potrafi nakłonić skłócone frakcje do współpracy.

Michał Anioł opowiedział Soderiniemu o proponowanym kontrakcie z Piccolominim.

13

-  Nie chcę tego zamówienia, gonfalonierze! Palę się do tego, by rzeźbić giganta! Czy moglibyście, panie, zmusić zarząd Duomo i Cech Wełniarzy, aby wreszcie wydali decyzję w sprawie konkursu? Jeśli nie ja dostanę blok, przynajmniej znajdzie się poza zasięgiem moich możliwości. Przyjmę wtedy kontrakt z Piccolominim jako coś nieuniknionego.

Dyszał ciężko. Soderini patrzył na niego łagodnie zza szerokiego blatu stołu.

-  Obecnie nie czas na to, by cokolwiek wymuszać. Jesteśmy wyczerpani wojną z Pizą. Cezar Borgia grozi podbiciem Florencji. Wczoraj wieczorem Signoria musiała złożyć mu okup. Trzydzieści sześć tysięcy złotych florenów rocznie - przez trzy lata - trzyletnie jego pobory jako głównodowodzącego wojsk florenckich.

-  To szantaż! - rzekł Michał Anioł. Twarz Soderiniego poczerwieniała.

-  Niejeden musi całować rękę, którą wolałby widzieć uciętą. Miasto nie ma sposobu dowiedzenia się, ile jeszcze będzie musiało płacić Cezarowi Borgii. Cechy muszą dostarczyć tych pieniędzy Signorii. Rozumiecie więc, dlaczego Cech Wełniarzy nie jest teraz w nastroju do omawiania konkursu rzeźbiarskiego.

Zapadła pełna napięcia cisza.

-  Czy nie lepiej byłoby, gdybyście przychylniej się odnieśli do propozycji Piccolominiego? - doradzał Soderini.

Michał Anioł jęknął.

-  Kardynał Piccolomini chce wybrać wszystkie piętnaście postaci. Nie wolno mi rzeźbić, dopóki nie zatwierdzi projektów. A honorarium! Trzydzieści trzy i jedna trzecia dukata za każdą figurkę... wystarczy, by zapłacić komorne, kupić marmur...

-  Od jak dawna nie rzeźbiliście w marmurze?

-  Od przeszło roku.

-  A otrzymaliście zapłatę?

-  Przed dwoma laty - Michałowi Aniołowi drżały wargi. - Wy tego nie rozumiecie. Ołtarz zrobił Bregno. Wszystkie figury będą całkowicie ubrane, staną w ciemnych niszach, skąd widzieć się je będzie tylko jako martwą naturę. Jakże ja mogę związać sobie życie na trzy lata, aby dodać jeszcze trochę dekoracji do ołtarza Bregna i tak już bogato ozdobionego!

Ten bolesny krzyk ciężko zawisł w komnacie.

14

Róbcie dzisiaj to, co musicie robić dzisiaj - rzekł Soderini uspo-kaiaiacym głosem. - Jutro zrobicie to, co będziecie musieli robić jutro. Mv złożyliśmy okup Cezarowi Borgii. Z artystą jest tak samo jak z państwem, obowiązuje jedno prawo: trzeba przetrwać.

W Santo Spirito przeor Bichiellini, siedzący za biurkiem w swym pełnym rękopisów gabinecie, gwałtownym ruchem odepchnął od siebie papiery, a oczy rozbłysły mu za okularami.

-  Przetrwać? W jakim znaczeniu? Pozostać żywym, tak jak zwierzę pozostaje żywe? Wstyd! Michał Anioł, którego znałem przed sześciu laty, nigdy by nie pomyślał: „lepsza marna praca niż żadna". To oportunizm, niegodny wielkiego talentu.

-  Zgadzam się, ojcze.

-  A więc nie przyjmuj zamówienia. Rób najlepsze, na co cię stać, albo nie rób nic.

-  Na dalszą metę, ojcze, macie rację, ale wydaje mi się, że na krótszą metę rację ma Soderini i mój ojciec.

-  Nie ma „dalszej mety" i „krótszej mety"! -zawołał przeor oburzony. - Jest tylko dany nam przez Boga okres lat, w którym mamy pracować i doskonalić się. Nie marnotraw tych lat!

Michał Anioł zwiesił głowę w zawstydzeniu.

Jeśli mówię jak moralista - dodał przeor spokojniej - pamiętaj, proszę, że moim zadaniem jest troszczyć się o twój charakter.

Michał Anioł wyszedł na blask słoneczny, siadł na krawędzi fontanny na Piazza Santo Spirito i spryskał twarz zimną wodą, podobnie jak w tamte noce, gdy wychodził z trupiarni. Jęknął głośno:

-  Trzy lata! Dio mio!

Kiedy wrócił do pracowni, Granacci nie chciał go nawet słuchać.

-  Bez pracy, Michale Aniele, jesteś najnieszczęśliwszą istotą pod słońcem. I cóż to ma za znaczenie, że każą ci rzeźbić kukiełki. Najgorsze twoje dzieło byłoby i tak najlepszym kogo innego.

-  Doprowadzasz mnie do szalu, obrażając mnie i pochlebiając jednocześnie.

Granacci pokazał zęby w uśmiechu.

-  Zrób tyle figurek, na ile ci starczy czasu. Każdy mieszkaniec Florencji pomoże ci okpić Sienę.

-  Okpić kardynała? Granacci spoważniał.

-  Próbuję tylko zastanowić się realnie. Chcesz rzeźbić, ergo przyj-

15

mij propozycję Piccolominiego i zrób, co będziesz mógł. Kiedy nadarzy ci się coś lepszego, będziesz rzeźbił coś lepszego. Teraz chodź i zjedz obiad ze mną i z Kompanią.

Michał Anioł potrząsnął głową: -Nie!

Powrócił do deski rysunkowej, robił szkice dla braci Mouscron, próbował rysować świętych dla Piccolominiego. Ale nie mógł myśleć

0 niczym innym, tylko o kolumnie Duccia i o gigancie Dawidzie.

„A duch Pański odstąpił od Saula i miotał nim duch zły od Pana...

1 rzekł do sług swoich: »Upatrzcie mi tedy kogo dobrze grającego, a przywiedźcie go do mnie«. I odpowiadając jeden ze sług rzekł: »Otom widział syna Izaja Betlejemczyka, umiejącego grać na harfie i potężnego siłą, i męża walecznego, i roztropnego w mowie, i męża pięknego, a Pan jest z nim«".

W jakiś czas później, gdy Saul kwestionował zamiar potykania się Dawida z Goliatem w bitwie, Dawid odpowiedział:

„Pasał sługa twój trzodę ojca swego, a przychodził lew albo niedźwiedź i porywał barana spośród trzody: i goniłem je, i biłem je, i wydzierałem z paszczęki ich; a one rzucały się na mnie, i ujmowałem gardło ich, i dusiłem, i zabijałem je -bo i lwa, i niedźwiedzia zabijałem ja, sługa twój..."

Siedział wpatrując się w słowa: „lew albo niedźwiedź... i ujmowałem gardło ich, i dusiłem, i zabijałem je". Czyż był w Biblii bardziej bohaterski pokaz siły i odwagi? Młodzieniec bez broni i zbroi ścigał najpotężniejsze ze zwierząt, chwytał je i dusił gołymi rękami.

Czyż któryś z Dawidów, jakich widział we Florencji, mógłby nawet wpaść na taki pomysł, a cóż dopiero go wykonać? Rano stanął przed obrazem Castanga, patrzył na młodzieńczego Dawida o szczupłych ramionach i nogach, drobnych dłoniach i stopach, ładnej delikatnej twarzy okolonej gęstwą włosów. Wydał mu się jakby na wpół kobiecy. Poszedł następnie zobaczyć Dawida Zwycięzcą Pollaiuola, który był nieco starszy niż Dawid Castagna, stojący mocno stopami na ziemi, ale palce miał drobne, kobiece, zgięte, jak gdyby zabierał się do jedzenia owocu. Miał dobrze rozwiniętą klatkę piersiową i zdecydowanie w postaci, ale był ubrany niczym florencki wielmoża w ozdobiony koronką

16

łaszcz i odpowiednią koronkową koszulę. „Niebywale kosztownie i arystokratycznie odziany pastuch" - myślał Michał Anioł.

Pośpieszył do Palazzo delia Signoria, wszedł do Sali dei Gigli. Przed drzwiami stał brązowy Dawid Verrocchia, zamyślony młodzieniec wewnątrz znajdował się pierwszy Dawid Donatella, rzeźbiony w marmurze. Michał Anioł nie widział go przedtem i aż usta otworzył z podziwu nad miękkością i gładkością ciała. Dłonie były silne, noga widoczna spod długiej, kosztownej szaty, mocniejsza niż na obrazach Castagna i Pollaiuola, szyja grubsza. Lecz oczy nie mówiły nic, usta były słabe, podbródek obwisły, twarz bez wyrazu, na głowie wieniec z liści i jagód.

Zszedł po kamiennych schodach na dziedziniec i stanął przed brązowym Dawidem Donatella, którego przez dwa lata oglądał co dzień na dziedzińcu Medicich, a którego po rabunku pałacu miasto sobie przywłaszczyło. Zawsze gorąco podziwiał tę rzeźbę, krzepkie nogi, dość silne, by udźwignąć ciało, barczyste ramiona i silny kark. Ale teraz, patrząc na niego krytycznie, dostrzegł, że podobnie jak reszta flo-renckich posągów Dawida i ten miał ładne rysy, twarz niemal kobiecą pod strojnym kapeluszem, długie loki zwisające na ramiona. Mimo że miał genitalia młodzieńca, miał także piersi młodej dziewczyny.

Wrócił do domu, w głowie kłębiły się myśli. Te posągi, zwłaszcza dwie ukochane rzeźby Donatella, to byli młodzi chłopcy. Żaden z nich nie zdołałby dusić lwów i niedźwiedzi ani też zabić Goliata, choć każdy z nich miał jego głowę leżącą pod stopami. Dlaczego florenccy artyści przedstawiali Dawida albo jako niedorostka, albo dobrze zadbanego ełeganta? Czyż wyczytali o nim tylko, że był „różowych policzków, pięknej twarzy i przyjemnego wyglądu"; czy nie doszli do słów „a one rzucały się na mnie i ujmowałem gardło ich, i dusiłem, i zabijałem je -bo i lwa, i niedźwiedzia zabijałem ja, sługa twój..."

Dawid był mężczyzną! Dokonał tych czynów, zanim Bóg go wybrał. Co czynił, czynił sam, swym wielkim sercem, wielkimi dłońmi. Taki człowiek nie zawahałby się stanąć przed olbrzymim Goliatem, którego zbroja ważyła prawie pięćset kilo. Czymże był Goliat dla młodego człowieka, który przebywał wśród lwów i niedźwiedzi i potrafił je pokonać w walce?

O świcie szedł ulicami, jeszcze mokrymi po szorowaniu, i niósł na ziedziniec Duomo przybory do mierzenia. Wymierzał postacie na ko-*, obliczał^fcee-HHi&kszą dokładnością odległość pomiędzy pun-

17

 

ktem najgłębszego wyżłobienia a przeciwległą ścianą, aby się przekonać, czy da się zaplanować Dawida, którego biodra, zajmujące najmniejszą szerokość, zmieszczą się w pozostałym marmurze.

-  Niedobrze - mówił Beppe. - Od pięćdziesięciu już lat się przyglądam, jak rzeźbiarze mierzą ten kamień. Zawsze mówię: „Źle. Żadna postać się tu nie mieści".

-  To sprawa pomysłowości, Beppe. Narysuję ci la sagoma, profil boku. Ta kropka pokazuje punkt najgłębszego wyżłobienia w połowie wysokości kolumny, teraz wyobraźmy sobie, że skręcimy postać, wydobywając biodra z tej wąskiej przestrzeni, a dla zrównoważenia wysuniemy przeciwległą ręką czy napięstek.

Beppe podrapał się w pośladek.

-  A! - wykrzyknął Michał Anioł. - Uważasz, że to może chwycić! Wiem, że jesteś zadowolony, bo widzę, w jaką część ciała się skrobiesz.

Mijały tygodnie. Dowiedział się, iż Rustici sam uznał, że to zadanie go przerasta. Sansovino uważał, że potrzeba jeszcze dodatkowego złomu marmuru, aby móc coś wydobyć z bloku Duccia. Kilku innych rzeźbiarzy, między nimi Baccio, Buglioni i Benedetto da Rovezzano, wyrzekło się kolumny, stwierdzając, że ponieważ głębokie wyżłobienie znajduje się w połowie jego długości, blok z pewnością pęknie na dwie części w miejscu tego przewężenia.

Kurier przywiózł pocztę z Rzymu, zawierającą kontrakt Piccolomi-niego.

„...Przewielebny kardynał z Sieny zleca Michałowi Aniołowi, synowi Lodovika Buonarroto-Simoni, rzeźbiarzowi florenckiemu, wy konanie piętnastu postaci z marmuru kararyjskiego, który ma być nowy, czysty, biały i bez żył, a tak doskonały, jak trzeba, aby móc z niego wyrzeźbić figury najpierwszej jakości, z których każda ma być wysoka na dwa braccia i które mają być ukończone w ciągu dwu lat, za opłatą pięciuset dużych złotych dukatów..."

Jacopo Galii zapewnił mu zaliczkę stu dukatów, jednocześnie gwarantując kardynałowi zwrot tych pieniędzy, jeśliby Michał Anioł zmarł przed ukończeniem ostatnich trzech posągów. Ale kontrakt zawierał zdanie, stanowiące szczyt obrazy dla Michała Anioła: „Ponieważ Piętro Torrigiani zaczął rzeźbić figurę świętego Franciszka, lecz pozostawił suknie i głowę nie wykończone, Michał Anioł ukończy figurę w Sienie, tak aby mogła ona stanąć wśród innych jeszcze nie wy-

18

„eźbionych { by nfet nie mógł powiedzieć, że to nie jego ręce ją wy-

C^ Nie miałem pojęcia, że Torrigiani zaczynał tę pracę! -zawołał Michał Anioł do Granacciego. - Pomyśl, jakie to poniżające, bym żywił się padliną po nim.                               ;

Ostre słowa-odparł Crranacci. -Powiedzmyraczej, ze lorngia-' nie umiał wykończyć ani jednej postaci i dlatego kardynał Piccolo-mini musiał zwrócić się do ciebie, abyś ty to naprawił.

Galii nalegał, aby Michał Anioł podpisał kontrakt i zaczął pracę od razu. „Na wiosnę, gdy bracia Mouscron przyjadą z Bruges, zdobędę dla ciebie zamówienie na Madonnę z Dzieciątkiem. Przyszłość przyniesie lepsze rzeczy".

Zabrał całe naręcze nowych szkiców do Dawida i ponownie odwołał się do Soderiniego. Na pewno otrzymałby zlecenie, gdyby gonfalo-nier zmusił Cech Wełniarzy do działania.

-  Tak, mógłbym to przeprowadzić siłą -zgodził się gonfalonier. -Ale wtedy Komitet, działając wbrew swej woli, byłby wam niechętny. Trzeba, aby sami chcieli, by wyrzeźbiono posąg z tego bloku, i aby sami was wybrali. Czy dostrzegacie różnicę?

-  Tak - odparł Michał Anioł ze smutkiem. - Ale nie mogę już dłużej czekać.

Zeszedłszy z Via del Proconsolo, o parę kroków od kościoła Ba-diów, napotykało się sklepione przejście, wyglądające tak, jakby prowadzić miało na dziedziniec pałacu. Michał Anioł przechodził tędy niezliczoną ilość razy po drodze z domu do ogrodu rzeźbiarzy i wiedział, że znajduje się za nim plac rzemieślników, świat sam w sobie, zamknięty tyłami pałaców, wieżami o ściętych szczytach i dwupiętrowymi domami. Chroniło się tutaj około dwudziestu warsztatów garbarzy skóry, brązowników, tkaczy lnu i nożowników, którzy wytwarzali towary dla sklepów na rynkach i na uczęszczanych ulicach, takich jak Corso i Pellicceria. Tutaj, na południowej stronie owalnego placu, w miejscu dobrze oświetlonym, znalazł sklep do wynajęcia, który przedtem zajmował szewc. Zapłacił za trzy miesiące z góry, posłał list do Argienta, na adres jezuitów w Ferrarze, aby przyjechał do pracy. Ku-Pił łóżko składane, aby Argiento mógł spać w warsztacie.

W czerwcowym upale rzemieślnicy pracowali na ławach przed wą-

19

skimi drzwiami swych warsztatów. Farbiarze mieli poplamione ręce błękitem, zielenią i czerwienią, krzepcy kotlarze zasłaniali się skórzanymi fartuchami, nadzy do pasa, cieśle piłowali, heblowali, wypełniali powietrze świeżym zapachem trocin i wiórów. Każdy hałasował na sobie właściwy sposób, a dźwięki te mieszały się razem w zamkniętej | przestrzeni, tworząc muzyczne tło .wspólnej pracy, dzięki czemu Mi-1 chał Anioł czuł się tu dobrze. Był tu otoczony prostymi rzemieślnika-1 mi i ten warsztat zapewniał mu - podobnie j ak w Rzymie pokój z widokiem na ruchliwy zajazd „Pod Niedźwiadkiem" - odosobnienie, a zarazem kontakt z życiem.

Zjawił się Argiento, pokryty kurzem, z obolałymi stopami, i przez cały ranek zszorowywał ślady pobytu szewca, rozmawiał, niezdolny i ukryć, jak wielką było dla niego ulgą, że mógł opuścić gospodarstwo I brata.

-  Argiento, nie pojmuję cię. Gdy byłeś w Rzymie, co niedziela chodziłeś na wieś, by zobaczyć konie...

Chłopak uniósł znad kubła mydlin twarz, po której spływały strużki wody.

-  Wieś jest dobra, gdy się przychodzi w odwiedziny, alenie wtedy, gdy się na niej pracuje.

Cieśla z przeciwka pomógł mu zrobić stół rysunkowy, który staną tuż przy drzwiach. Argiento przemierzył całą ulicę kowali, szukają używanej kuźni. Michał Anioł kupił pręty żelazne i dużą ilość wiśnie wego drzewa, by zrobić dłuta. Znalazł w mieście dwa bloki marmur posłał do Carrary zamówienie na trzy dalsze. Potem bez modelowania w glinie lub wosku, nie patrząc nawet na aprobowane przez kardynała Piccolomini plany, ustawił przeszło metrowy blok i z radości, że znóv może przyłożyć ręce do marmuru, wyrzeźbił świętego Pawła z brodą, z pięknymi rysami twarzy, świadczącymi o rzymskiej przynależność narodowej pierwszego misjonarza chrześcijaństwa i o jego kontakcie z j grecką kulturą. Ciało jego, choć okryte zwojami szat, było muskularne i sprężyste. Potem, nie czyniąc żadnej przerwy, zabrał się do świętego   Piotra,   najbliższego  ucznia   Chrystusa,   świadka  jego  zmartwychwstania, opoki, na której został założony Kościół. Ta postać była spokojniejsza zarówno w wyrazie twarzy, jak i w ruchu, cechowała ją refleksyjność. Posiadał interesujące ułożenie szat, bo miękko układająca się pozioma szarfa, biegnąca przez piersi i ramiona, kontrastowała z pionowymi fałdami.

20

Pracujący mężczyźni napiazza przyjęli go do swego grona jako je-e jednego wyszkolonego rzemieślnika, który zjawiał się w swym Soboczym stroju o świcie, w chwilę potem jak czeladnik kończył zmy-°anie wspólnego placu, i który odchodził o zmierzchu mając włosy, twarz i suknię, kolana i stopy pokryte białym marmurowym pyłem, podobnie jak oni pokryci byli trocinami czy odpryskami farby, ścinkami skóry czy włóknami lnu. Czasami, gdy dłuto Michała Anioła grało w marmurze pieśń podobną do pieśni pługów, krających wiosną rolę, któryś z nich wołał do niego, starając się przekrzyczeć brzęczenie pił, stuk młotów i skrzypienie noży:

-  Toż to cud! Całe miasto omdlewa w upale, a u nas zamieć śnieżna!

Nikt nie wiedział, gdzie jest warsztat Michała Anioła, z wyjątkiem

Granacciego, który go odwiedzał, idąc na obiad w południe, i przynosił mu nowiny z miasta.

-  To wprost nie do wiary! Podpisałeś kontrakt dziewiętnastego czerwca, teraz dopiero połowa lipca, a już ukończyłeś dwa posągi. Są całkiem dobre, na przekór tym jękom, że nie będziesz mógł wyrzeźbić nic godnego uwagi. Gdy tak dalej pójdzie, ukończysz piętnaście figur w siedem miesięcy.

Michał Anioł spojrzał na swego Świętego Piotra i Świętego Pawła i odparł spokojnie:

-  Te dwie figury nie są złe, bo byłem stęskniony za pracą. Ale gdy je umieści w tych wąskich niszch, umrą spokojną śmiercią. Następne dwie postacie to papieże Pius II i Grzegorz Wielki, w papieskich tiarach i długich sztywnych szatach.

-  Dlaczego nie pojedziesz do Sieny - przerwał mu Granacci - i nie uwolnisz się od Torrigianiego? Zaraz poczujesz się lepiej.

Tego samego dnia Michał Anioł udał się do Sieny.

Toskania to kraj łaski. Krajobraz jej jest tak pięknie zarysowany, ^e spojrzenie ślizga się po wzgórzach i dolinach nie potykając się o ża-

en kamień. Pełen wdzięku rytm sfałdowanych zielonych wzgórz, strzelistych cyprysów, tarasów kształtowanych przez całe pokolenia,

°re ze zręcznością i miłością wypieściły te skały, pola, ułożone syme-

21

trycznie, jak gdyby nakreślone kredką rysownika, z myślą nie tylko o zysku, lecz i o pięknie; na wzgórzach blanki zamków z wysokimi szaro-niebieskimi i złocistopiaskowymi wieżami, wznoszącymi się pośród lasów. Powietrze jest tu tak przejrzyste, że widać dokładnie każdy skrawek ziemi. Niżej dojrzewa na polach lipcowa pszenica i owies, fasola i buraki. Po obu stronach drogi, uginając się pod ciężarem gron, winorośl formuje szpaler wśród poziomych gałęzi szarozielonych oliwek i tworzą razem przedziwnie splątane sady, poezję koronkowego listo- i wia, zapowiadając obfitość wina i oliwy.

Michał Anioł doznawał uczucia fizycznej rozkoszy, gdy koń jego stąpał granią, wspinając się coraz wyżej na tle niepokalanego błękitu włoskiego nieba. Wdychał powietrze tak czyste, że zdawało się uszlachetniać całą jego istotę, oczyszczać z wszystkiego, co małoduszne i niegodne. Takie uniesienie przeżywał tylko wtedy, gdy rzeźbił w marmurze. Piękno Toskanii wprowadzało harmonię do dusz ludzkich, wymazywało wszelkie zło ze świata. Bóg i ludzie zjednoczyli swe siły, aby stworzyć to arcydzieło. Pod względem malowniczości, myślał Michał Anioł, mógłby to być Ogród Edeński, wprawdzie bez Adama i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin