Clarke, Arthur C. - Tajemnice koralowych raf.pdf
(
9722 KB
)
Pobierz
Arthur C. Clarke
Tajemnice koralowych raf
Przełożył: Witold Zubrzycki
Autorzy zdjęć: Mike Wilson i Arthur C. Clarke.
Tytuł oryginału: The Coast of Coral
Wydanie oryginalne 1956
Wydanie polskie 1962
Spis treści:
1. Zamiast wstępu.
.............................................................................................................................................................................
2
2. W pianach przyboju.
.......................................................................................................................................................................
4
3. Śmierć podwodnego łowcy.
.........................................................................................................................................................
11
4. Na scenę wkraczają agenci.
........................................................................................................................................................
18
5. Jak zwabić ośmiornicę.
................................................................................................................................................................
20
6. Pora deszczowa.
..........................................................................................................................................................................
25
7. W drogę do celu.
..........................................................................................................................................................................
33
8. Heron Island.
................................................................................................................................................................................
37
9. Kamienna dżungla.
......................................................................................................................................................................
39
10. Rendez-vous z rekinami.
............................................................................................................................................................
45
11. Podmorski diabeł - manta.
.........................................................................................................................................................
51
12. Wilcze stado.
.............................................................................................................................................................................
54
13. „Iglak".
.......................................................................................................................................................................................
57
14. Na północ ku słońcu.
..................................................................................................................................................................
59
15. Przez Cieśninę Torresa.
............................................................................................................................................................
69
16. Na połów perłowych muszli.
......................................................................................................................................................
74
17. Perły i polityka.
...........................................................................................................................................................................
82
18. Morze zasadzek.
........................................................................................................................................................................
89
19. Rozdział o wypadkach.
..............................................................................................................................................................
93
20. Polowanie na żółwie.
..................................................................................................................................................................
96
21. Grota Aladyna.
.........................................................................................................................................................................
106
22. Ostatnie nurkowanie.
...............................................................................................................................................................
111
23. Spacer w ciemnościach.
..........................................................................................................................................................
116
24. Rafa czeka.
..............................................................................................................................................................................
118
Od tłumacza.
Podwodny świat to kraina wciąż jeszcze prawie nie znana dla Człowieka, lecz, jak wszystko co nie
znane, nieodparcie pociągająca urokiem tajemniczości. Urokowi temu uległ również autor niniejszej
książki.
Arthur Clarke - człowiek o wszechstronnych zainteresowaniach: fizyk i matematyk, astronom i
kosmonauta, jak sam o sobie pisze „odmiany gabinetowej" - porzucił karierę naukowca, by po wojnie
przez wiele lat prowadzić w radio brytyjskim dział podróży międzyplanetarnych a jednocześnie pisać.
Dzięki temu powstał cały cykl powieści fantastyczno-naukowych o podróżach międzygwiezdnych. W
dziedzinie popularyzacji i kosmonautyki osiągnął niemały sukces książką (wydaną również w
tłumaczeniu polskim) pt. „Na podbój przestrzeni", którą przełożono na kilkadziesiąt języków i która
przyniosła autorowi rozgłos na obu półkulach.
- 1 -
Ale widocznie ciągłe przenoszenie się wyobraźni w obszar pozaziemski znużyło w końcu autora
doskonałych zresztą powieści „science-fiction". Rzucił posadę w BBC, zamknął mieszkanie na klucz i
pojechał na drugą półkulę, by w towarzystwie młodego nurka Mike'a Wilsona wykraść trochę tajemnic
krainie równie mało znanej, co dalekie planety. Clarke na cały rok przedzierzgnął się w kierownika
dwuosobowej ekspedycji do wód Wielkiej Rafy Koralowej, płetwonurka i fotografa podwodnego.
Pominąwszy drobne na ogół niedociągnięcia, które tłumacz starał się w miarę swoich możliwości i
posiadanych źródeł skorygować lub uzupełnić w odsyłaczach, książka „Tajemnice koralowych raf" jest
rzetelnym źródłem informacji o wszystkim, co dotyczy wód Wielkiej Rafy. Pisana żywo, z humorem,
który nie oszczędza nikogo, nawet osoby autora, daje obraz przeżyć obu członków wyprawy nurkowej,
namalowany ciekawie i z talentem. Tłumacz pozwolił sobie opuścić ostatni rozdział, a właściwie post-
scriptum dla fotografów podwodnych, gdzie autor relacjonuje wady i zalety różnych filmów biało-
czarnych i barwnych produkcji amerykańskiej, jak również opisuje szczegółowo sprzęt fotograficzny
podwodny obcej i nieznanej u nas produkcji. Pominięta została także długa lista nazwisk osób, którym
autor wyraża wdzięczność za pomoc w organizowaniu i przeprowadzeniu wyprawy, nazwiska te
bowiem nic Kolskiemu czytelnikowi nie mówią.
W. Z.
Naszym nowym przyjaciołom na najstarszym kontynencie.
A. C. C.
M. W.
1. Zamiast wstępu.
Niektóre słowa zawierają ładunek magiczny, tak że gdy się je wypowiada, wyobraźnia zaczyna
błąkać się w mgłach zaczarowanych marzeń. Słowo złoto jest być może najbardziej potężne wśród
tego rodzaju słów-talizmanów. Równie zapalnie na imaginację działają nazwy licznych klejnotów, gdy
je ktoś głośno wypowiada w naszej obecności. Opal, ametyst, szmaragd - to pojęcia, które jarzą się
własnym światłem w naszej wyobraźni, słowa, które stanowią cząstkę świata bajecznego, całkowicie
odrębnego od szarzyzny świata codzienności.
Takim magicznym słowem jest także koral. Posiada moc oddziaływania na wyobraźnię,
współzawodniczącą z jakąkolwiek nazwą ze słownika drogich kamieni. Ale bo też koral jest w gruncie
rzeczy klejnotem; w ciągu stuleci używano go w zdobnictwie, chociaż niemal całe jego piękno umiera,
gdy go się wyrwie z przyrodzonego żywiołu.
Tu właśnie kryje się tajemnica szczególnego uroku koralu. W przeciwieństwie do szlachetnych
kamieni, które rodzą się pod wpływem ognia i niepojętych ciśnień głęboko pod powierzchnią ziemi,
koral jest tworem życia, powstającym jedynie w nasyconych słońcem płyciznach mórz tropikalnych.
Jest dzieckiem świata organicznego i, jak odległe nie byłoby nasze pokrewieństwo, jest nam mniej
obcy niż błyszczące minerały, które nigdy nie zaznały tchnienia ŻYCIA.
Nierozdzielnie związane ze słowem koral jest słowo rafa, z którym kojarzy się tak wiele wyobrażeń
o niebezpieczeństwie i przygodzie. Nie wszystkie koralowce są budowniczymi raf, ale rafa stanowi ich
szczytowe osiągnięcie. Nigdzie indziej w świecie zwierzęcym nie ma większej dysproporcji między
istotą żyjącą a jej tworami.
Spośród wszystkich raf koralowych najpotężniejsza jest koralowa ławica ciągnąca się ponad tysiąc
mil wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii - dokładnie na całą długość stanu Queensland. Wielka
Rafa Koralowa nie jest jednakże pojedynczą, ciągłą ścianą koralu, lecz stanowi złożony labirynt wysp i
raf, których naniesienie na mapy daje zajęcie kartografom już od niemal dwustu lat. Jeśliby całą
długość Rafy objąć wzrokiem z lotu ptaka, zepchnąwszy równocześnie wody Pacyfiku dla odsłonięcia
rzeźby dna, Wielka Rafa Koralowa ukazałaby się nam jako łagodnie pagórkowate wzniesienie
wypiętrzone ponad krawędzią kontynentalnej płyty Australii. Miejscami szerokość wzniesienia nie
przekraczałaby dziesięciu mil, gdzie indziej jednak aż ponad sto mil dzieliłoby łagodny stok zachodni
- 2 -
od wschodniego gwałtowną stromizną opadającego w głębię właściwego oceanu. Ten łagodnie
sfałdowany płaskowyż usiany jest nielicznymi drobnymi „pagórkami", niekiedy samotnymi, niekiedy
zaś łączącymi się w długie łańcuchy.
Właśnie owe „pagórki" stanowią najbardziej charakterystyczny rys Wielkiej Rafy. Niektóre przezorny
żeglarz dostrzega już z daleka jako niskie wysepki, obecność innych zdradzają tylko pióropusze piany,
wytryskującej wysoko w powietrze, gdy wielkie fale oceaniczne załamują się na skrytej pod
powierzchnią przeszkodzie.
Większe wyspy wznoszące się zwykle znacznie ponad zwierciadło wody, zielenią się wegetacją;
wśród nich liczne stanowią istne królestwa gnieżdżących się tu miliardów ptaków morskich. Z rzadka
tylko spotyka się człowieka, gdyż życie na wyspie tropikalnej może być malownicze, ale ma też swe
ciemne strony - potwierdzi to każdy, kto spróbował tu przeżyć kilka tygodni bez chleba, mleka, gazet,
poczty, świeżego mięsa, ciepłej bieżącej wody i innych błogości cywilizacji.
Te z wysp, do których prowadzą dogodne szlaki żeglowne z portów północnego Queenslandu lub
które mają w pobliżu akweny umożliwiające wodowanie hydroplanów, odwiedzane są każdego roku
przez tysiące turystów i stają się coraz bardziej popularne wśród amatorów świątecznego wypoczynku
na łonie natury. Jednak tych okresowo zaludniających się wysp jest mniej niż tuzin, gdy tymczasem
ponad sześćset wysp Rafy ma powierzchnię wystarczająco dużą, aby ich istnienie zauważono i
odnotowano w spisach State Lands Department. Z kolei nikt nie jest w stanie podać nawet
szacunkowo, ile tysięcy małych wysepek i okresowo wynurzonych skał mieści ogromny obszar
Wielkiej Rafy.
Dziewięć dziesiątych Rafy stanowi w gruncie rzeczy ziemię niczyją. Z rzadka tylko zaglądają tu
statki poławiaczy pereł i rybaków. Ich załogi są zbyt zajęte i zbyt zaabsorbowane niebezpieczeństwem
grożącym na tych wodach zaliczających się do najzdradliwszych na świecie, aby poświęcić choć
minimum uwagi cudom świata, nad którymi żeglują. Najrzadziej odwiedzana jest Rafa Zewnętrzna,
gdzie niewielki statek zaskoczony przez cyklon - a pora cyklonów trwa tu od stycznia do marca -
potrzebowałby więcej niż przysłowiowego łuta szczęścia, aby ocaleć. Każdego roku Rafa ściąga
daninę życia i mienia, ale dla turysty odwiedzającego samolotem wyspy-letniska, sztormy w porze
cyklonów stanowią tylko przygodę, nie zaś prawdziwe niebezpieczeństwo. Może rozmyślać w spokoju
ducha o niebezpieczeństwach, którym muszą stawiać czoła zawodowi żeglarze. Że zaś nie są to
niebezpieczeństwa błahe, świadczy fakt, iż nie ma chyba ani jednej rafy, która nie miałaby swego
wraka.
Dwaj spośród największych żeglarzy wszystkich czasów - kapitan Cook i często spotwarzany Bligh,
dowódca „Bounty", byli pierwszymi Europejczykami, którzy odkryli i zbadali Wielką Rafę. I obaj tylko
szczęściu zawdzięczali, że z napotkanych niebezpieczeństw uszli z życiem. Dla licznych późniejszych
podróżników los okazał się mniej łaskawy i mapy morskie jeszcze dziś ukazują miejsca, gdzie leżą
wraki ich statków. Dawniej z niebezpieczeństwami grożącymi na morzu współzawodniczyły
niebezpieczeństwa czyhające na lądzie. Znane są liczne przypadki, gdy ocalałych rozbitków
dobijających na łodziach do zbawczego w ich mniemaniu lądu nieoczekiwanie masakrowali tubylcy,
wśród których ludożercy nie należeli do rzadkości.
Historię Wielkiej Rafy często znaczy krew, choć niemało tam również kart owianych prawdziwym
romantyzmem, jako że północny kraniec Rafy jest praojczyzną muszli perłowej. Najprawdopodobniej
nigdy nie było zawodu bardziej niebezpiecznego niż zawód łowcy pereł, ale też ludzie zawsze byli
skłonni ryzykować życie dla zdobycia bogactwa. Wiele fortun wyrosło i przepadło w wodach Rafy.
Tylko wskutek ogromnego oddalenia od cywilizacji Zachodu i od wielkich handlowych szlaków
morskich nie powstała legenda Wielkiej Rafy Koralowej taka, jaką czas ubarwił pirackie gniazda na
Małych Antylach; Droga do Australazji została otwarta dopiero w ostatnich latach historii nowożytnej.
Załadowane skarbami galeony nigdy "nie pruły jej wód, zaś nielicznym piratom, pojawiającym się w jej
dziejach, daleko było do sławy, 'którą zdobył Sir Henry Morgan. W rezultacie świat po dziś dzień
jeszcze nie uświadomił sobie w pełni istnienia jednego z największych cudów natury; poza granicami
Australii Wielka Rafa Koralowa rzadko oznacza coś więcej niż nazwę geograficzną.
Życia nie starczyłoby na odwiedzenie wszystkich wysp Rafy i na przepłynięcie wszystkich jej
szlaków wodnych. Ale nawet gdyby ktoś tego dokonał otrzymałby jednostronny obraz. Morze ma dwa
oblicza - to, które ukazuje żeglarzowi spoglądającemu z pokładu i to, które widzi nurek. Tak samo ma
się rzecz z Rafą. Nikt nie może twierdzić, że poznał ją bez reszty, póki nie zszedł pod powierzchnię
wody. W przeciwnym wypadku będzie wiedział o niej tyle, ca przybysz z Kosmosu o Ziemi, którą
ogląda spoza atmosfery nie mogąc zagłębić się w rojne życie tętniące na powierzchni planety.
Niniejsza książka stanowi relację o dobrych i złych przygodach, sukcesach i niepowodzeniach,
towarzyszących niewielkiej ekspedycji podwodnej do wód Wielkiej Rafy Koralowej latem i jesienią roku
- 3 -
1955. Wyprawa składała się z dwóch osób - Mike'a Wilsona, nurka i eks-spadochroniarza, oraz autora
niniejszej relacji, z zawodu pisarza i eks-astronauty (odmiany gabinetowej). Uprzednio przykładaliśmy
rąk do podwodnej eksploracji i fotografowania pod wodą w różnych częściach świata, dochodząc do
zgodnego wniosku, że ostatecznie ukontentować nas może tylko poznanie podmorskich atrakcji
Wielkiej Rafy Koralowej. Nie wiedzieliśmy nic o tym zakątku świata, byliśmy wszakże przekonani, że
stanowi on swego rodzaju unikat i że pewnego dnia stanie się Mekką podwodnych turystów -
chcieliśmy być jednymi z pierwszych, którzy nasycą oczy jego krasą.
Mike opuścił Anglię dla dokonania wstępnego rekonesansu w .początkach roku 1954, zabierając ze
sobą dwa aqualungi
1
.
Gdy spotkałem się z nim w końcu roku, zdążył już poznać większą część
Australii - całą drogę aż do Alice Springs; pracował jako poławiacz pereł, awansując szybko z
pokładowego popychadła na stanowisko kapitana w wyniku śmierci lub kalectwa pozostałych
członków załogi. On sam uniknął losu towarzyszy dzięki szczęśliwej okoliczności, że statek wskutek
doznanych w czasie cyklonu uszkodzeń musiał wrócić do portu. Potem szkolił nurków tubylczych w
posługiwaniu się rewolucyjnie nowym typem aparatu nurkowego - aqualungiem; napisał kilka
pogadanek dla radia, pracował jakiś czas w cyrku, występując w numerze „nurkowym", w którym jego
partnerem był pobudliwy młodzieniec, pozostający obecnie na „wikcie państwowym" w domu o
żelaznych firankach (w rezultacie małego nieporozumienia z policją, ukoronowanego przerzucaniem
dużej ilości bryłek ołowiu w obu kierunkach); wreszcie zdążył pozostawić przynajmniej po jednym
zranionym sercu w każdym z większych miast Australii. Gdy połączyłem się z nim tuż przed świętami
Bożego Narodzenia w 1954 roku, przywożąc ze sobą jeszcze jeden aqualung oraz pięć kamer
podwodnych, Mike zebrał już duży zasób ogólnych wiadomości o Rafie, znał trudności, którym
mieliśmy stawić czoła, tudzież nawiązał niezliczone kontakty ze specjalistami nurkowymi, wytwórcami
aparatów nurkowych oraz różnymi osobistościami z radia i prasy, których pomoc lub wskazówki mogły
mieć dla nas wartość.
Byłoby rzeczą niemożliwą wyliczyć wszystkie osoby pomagające nami w trakcie naszych źle
zaplanowanych wędrówek wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii. O niektórych będzie mowa, gdy
wezmą udział w opisywanych akcjach, ale chcielibyśmy złożyć tu specjalne podziękowanie również
wszystkim tym, którzy tak często oddawali nam usługi wykraczające daleko poza granice ich
służbowych obowiązków.
2. W pianach przyboju.
Niewiele jest miast na świecie, gdzie można by oddawać się łowiectwu podmorskiemu na
przedmieściach, ale Sydney rozsiadł się wokół tak wielu zatok i zatoczek, że morze zdaje się
wyglądać zza każdego końcowego przystanku tramwajowego. Nie wzbudzaliśmy z Mikiem
szczególnego zainteresowania, gdy obładowani płetwami, maskami nurkowymi i kamerami
podwodnymi torowaliśmy sobie drogę (z niejaką pomocą naszych harpunów) wśród tłumów
atakujących tramwaje w porze, gdy kończy się praca w biurach i urzędach.
Przed podjęciem właściwej wyprawy musieliśmy przede wszystkim zapewnić sobie bezbłędną
pracę aparatów nurkowych i dokładnie sprawdzić wartość ekwipunku łowieckiego i fotograficznego.
Naturalnie najważniejsze było to pierwsze, kamery stawialiśmy na drugim miejscu.
Wśród kamer, które przywiozłem ze sobą z Londynu, znajdowały się trzy lajki, jeden „Robot Star"
oraz aparat filmowy „Automaster" szesnastomilimetrowy, firmy Bell and Howell. Prócz tego kupiłem
trzy pancerze wodoszczelne różnego typu do kamer fotograficznych i jeden - do kamery filmowej.
Pancerze miały rozmaitą konstrukcję i wybór mój nie należał do szczęśliwych, były to jednak jedyne
egzemplarze, które mogłem zakupić w tym czasie, a w każdym razie jedynie dostępne pod względem
ceny. Ale nawet mimo to owa niewielka fotokolekcja oznaczała wydatek niemal tysiąca funtów.
Wbrew powszechnemu mniemaniu większość autorów podwodnych zdjęć zupełnie nie używa
aparatów oddechowych. O udanym zdjęciu decyduje wyłącznie sprawność fizyczna fotografującego,
który musi pozostać pod wodą dość długo, aby dopłynąć do fotografowanego obiektu, nacisnąć
migawkę i wrócić na powierzchnie. Nurkując bez skafandra w wodach płytkich można wykonać w ten
1
Aqualung - powietrzny samoczynny aparat oddechowy wynaleziony przez dwóch Francuzów nazwiskiem J. Y. Cousteau i
E. Gagnan, produkowany pod marką fabryczną „Aqualung”, również bez cudzysłowu i z małej litery - nazwa przyjęta ogólnie dla
określenia wszystkich typów i odmian samoczynnych, powietrznych aparatów do nurkowania swobodnego. (Przyp. tłum.).
- 4 -
sposób nawet pół tuzina zdjęć, nim brak powietrza zmusi do wynurzenia się. W mniej sprzyjających
okolicznościach ten czy inny rodzaj ekwipunku nurkowego staje się oczywiście niezbędny - tylko jakiś
nadczłowiek mógłby fotografować na głębokości dwudziestu metrów zdając się wyłącznie na
wytrzymałość własnych płuc.
Jak to już dziś powszechnie wiadomo, głównie dzięki publikacjom kapitana Cousteau, istnieją dwa
zasadnicze typy aparatów nurkowych. Konwencjonalny aparat łączy nurka z powierzchnią za
pośrednictwem długiego, giętkiego węża, którym płynie do płuc powietrze z urządzenia tłoczącego.
Nurek „klasyczny", uzbrojony w charakterystyczny hełm mosiężny, ciężki strój gumowy, ołowiane
ciężarki na piersiach i plecach oraz w ołowiane buty, wciąż jeszcze wykonuje większość robót
podwodnych na świecie. Jednakże nie klasyczny skafander, lecz bardziej nowoczesny, a w czasie
wojny szeroko rozsławiony „samoczynny, autonomiczny aparat oddechowy" znalazł się dziś w
centrum powszechnej uwagi. Ludzie-żaby
2
,
znani z drugiej wojny światowej, i ich cywilni
„spadkobiercy" poruszają się pod wodą swobodnie, całkowicie uniezależnieni od jakiejkolwiek pomocy
z powierzchni. Zapas potrzebnego do oddychania pod wodą powietrza zabierają ze sobą w stalowych
butlach wysokiego ciśnienia, umocowanych na plecach za pomocą jakby szelek z parcianych pasów.
Prototypem wszystkich nowoczesnych powietrznych aparatów nurkowych jest znany na całym
świecie „Aqualung" skonstruowany przez J. Y. Cousteau i E. Gagnana w początkach 1940 roku.
Jednakże, wraz ze wzrastającą ilością entuzjastów urzekającego sportu nurkowego, na świecie
pojawiło się niemal tyleż odmian konstrukcyjnych pierwowzoru, ile niegdyś typów samochodów zrodził
pierwszy „Model T" zbudowany w warsztacie Henryka Forda.
Obaj przywieźliśmy do Australii aqualungi, ale Mike, który spędził w tym kraju cały rok
przygotowując naszą wyprawę, doszedł do wniosku, że bardziej odpowiadać nam będzie
wypróbowany przez niego, produkowany w Australii aparat „Porpoise"
3
.
Nie wchodząc w szczegóły
techniczne, interesujące tylko specjalistę, wyjaśnię tu, że aparat na sprężone powietrze „Porpoise"
różni się od aqualungu Cousteau konstrukcją zaworów regulujących dopływ powietrza do płuc nurka.
W rezultacie aparat ten jest dużo prostszy i wygodniejszy w użyciu, prócz tego zaś ma wbudowane
specjalne urządzenie będące jak gdyby podwodnym odpowiednikiem spadochronu: pociągając linkę
bezpieczeństwa nurek uwalnia się momentalnie od ciężkich butli, uzyskując możność łatwego
wydostania się na powierzchnię.
Dręczyła nas w tym czasie pewna kwestia, co do której, chcieliśmy przede wszystkim zasięgnąć
języka u członków australijskiego bractwa nurkowego. Było to pytanie uprzednio zadawane dziesiątki
razy przez ciekawych i zawsze kwitowane przez nad lekkim uśmieszkiem i pogardliwym wzruszeniem
ramion. „Rekiny? Już niech was o to głowa nie boli!" W naszej dotychczasowej karierze tę pogardliwą
odpowiedź zdawały się potwierdzać doświadczenia poczynione na wodach Florydy i Morza
Czerwonego. Z tego, co usłyszeliśmy dotąd na temat tutejszych rekinów, wynikało jednak
niedwuznacznie, że dotychczas napotkane były łagodne jak baranki w porównaniu z bestiami, które
patrolowały wody Australii.
Tak się zdarzyło, że częściowo odpowiedź na dręczące nas pytanie udało nam się otrzymać już
pierwszego dnia nowego roku.
Nasz pensjonat znajdował się niedaleko Balmorial Beach - sierpowatej łachy gładkiego piasku,
której północnego krańca broniły skały wyrzeźbione przez fale w dziwaczne kształty. Po raz pierwszy
zanurzyłem się w wodach australijskich właśnie opodal tych skał w rozprażony słońcem dzień Bożego
Narodzenia. Miejsce to często odwiedzają początkujący nurkowie, gdyż morze jest tu płytkie, a
piaszczyste dno opada łagodnie aż do głębokości siedmiu metrów. W pobliżu brzegu ciągnie się
zygzakiem pas wód zarośniętych gęsto wielkimi glonami. Aby wydostać się na otwartą przestrzeń,
trzeba przepłynąć ów pas, co nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych. Nieprzerwanie poruszające
się macki glonów oplątują ciało, pozornie ciągnąc do tyłu. Nim się człowiek do tego przyzwyczai,
odczuwa to w sposób zdecydowanie deprymujący. Za każdym lepkim dotknięciem pływak wzdryga się
mimo woli, oko zaś nerwowo szuka czających się za falującą firaną zieleni groźnych kształtów.
Dopiero za trzecim lub czwartym razem można przyzwyczaić się do wielkich glonów, chociaż już przy
pierwszym zetknięciu się po pewnym czasie udało się mi zapanować nad odruchami i nie reagować
dreszczem obrzydzenia na każde dotknięcie podmorskiej macki.
Po raz pierwszy nurkując w Balmoral napotkałem tylko jedno stworzenie zasługujące na miano
groźnego. Była nim mała raja żądlasta
4
,
która z godnością wycofała się z pola widzenia, gdy ukłułem
2
Ludzie-żaby - popularna nazwa oddziałów płetwonurków marynarki wojennej Wielkiej Brytanii i USA stworzonych w czasie
drugiej wojny światowej dla prowadzenia działań dywersyjnych, sabotażowych, rozminowywania wód itp. - pod wodą (Przyp.
tłum.).
3
Porpoise (ang.) - delfin (Przyp. tłum.).
- 5 -
Plik z chomika:
rc51
Inne pliki z tego folderu:
Willis, Connie - Księga Sądu Ostatecznego.mobi
(3229 KB)
Willis, Connie - Remake.mobi
(2635 KB)
Willis, Connie - Nie licząc psa.mobi
(2151 KB)
Willis, Connie - Przejście.mobi
(5250 KB)
Willis, Connie - Przewodnik Stada.mobi
(2700 KB)
Inne foldery tego chomika:
- NOWE, 2015-01
- NOWE, 2015-02
- NOWE, 2015-03
- NOWE, 2015-04
- NOWE, 2015-05
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin