Nie 11.2011.pdf

(5156 KB) Pobierz
chleb ze SZMALEM
MACIEJ MIKOŁAJCZYK
Jej pierwsza odsłona to rozpoczęta
w 2008 r. modernizacja linii kolejowej
E-65 z Gdańska do Warszawy. Trasę
modernizowano z taką myślą, że będą
po niej kursować pociągi wyposażone
w system tilt, zwany po naszemu wychyl-
nym pudłem. Dzięki temu ustrojstwu
składy na łukach rozwijają o 35 proc.
większą prędkość w porównaniu z po-
ciągami klasycznymi, co znacznie skra-
ca czas podróży. Lecz żeby stosowanie
wychylnego pudła było możliwe, toro-
wisko – a zwłaszcza łuki – musi speł-
niać wiele rygorystycznych wymogów,
co wiąże się z dodatkowymi kosztami.
Podczas remontu linii E-65 poniesiono
je, bo studium wykonalności zakłada-
ło, że będą po niej kursować pociągi
z mechanizmem wychylnym. Tyle tyl-
ko, że InterCity rozpisało przetarg
na dostawę 20 składów zespolonych
i w Istotnych Warunkach Zamówienia
na temat systemu tilt nawet się nie za-
jąknęło.
Bo, jak się okazało, wychylnych pu-
deł zwyczajnie sobie nie życzy, spółka
bowiem uznała, że sprawdzają się one
wyłącznie w terenie górzystym, wyma-
gają dokładnej i rzetelnej obsługi tech-
nicznej, a na dodatek znacznie pod-
wyższają koszt zakupu pociągów. Istot-
nie – skład z tilt jest droższy o 10 proc.
Tymczasem modernizacja trasy z Trój-
miasta do stolicy pochłonie ponad
10 mld zł. Wskutek rezygnacji IC
z wychylnych pudeł znaczna część
tych miliardów zwyczajnie wyląduje
w błocie, a czas podróży z Gdańska
do Warszawy będzie tylko ciut krótszy
w porównaniu z pociągiem klasycz-
nym (wychylny z Gdańska Głównego
do Warszawy Wschodniej miał je-
chać 2 godziny i 3 minuty; bez pudła
pojedzie 2 godziny i 40 minut – o kil-
W maju zakończy się rozpisany przez PKP InterCity przetarg na dostawę
pociągów zespolonych. Kolej w nędzy straci kolejne miliardy.
Oj Grabarczyk, Grabarczyk!
Pendolino nie popędzi
ka minut krócej niż klasyczny.
Bilet 2. klasy ma koszto-
wać 100–150 zł.
Przetarg na dostawę pocią-
gów formalnie jeszcze się nie
zakończył, ale na placu boju
pozostał tylko jeden dostaw-
ca – francuski Alstom produ-
kujący pociągi Pendolino.
Za 20 takich składów IC ma
zapłacić 400 mln euro, czyli
1,6 mld złotówek. Do tego na-
leży doliczyć koszt budowy
i utrzymania zaplecza technicz-
nego itd. Łącznie: ok. 3 mld zł.
sowność ich zakupu byłaby wątpliwa.
Bo przecież ostatecznie chodzi o to,
żeby wreszcie pasażerowie przestali
podróżować w warunkach urągają-
cych zdrowemu rozsądkowi. O wiele
sensowniej byłoby więc zainwestować
w remont stojących na bocznicach wa-
gonów. Gruntowana modernizacja
jednego kosztuje 100 tys. zł. Sytuację
uzdrowiłoby 800 dodatkowych wago-
nów, a więc łączny koszt to 80 mln zł.
•••
Rzeczywiście – 20 pociągów Pendoli-
no (w każdym mieści się 400 pasaże-
rów) z pewnością nie sprawi, że przesta-
niemy jeździć na korytarzu z mordą
przyklejoną do okna. Wszak IC rocznie
przewozi 37 milionów obywateli (jak
twierdzą fachowcy w ciągu minionego
roku spółce ubyło 15 milionów pasaże-
rów) i według najnowszego rozkładu
jazdy operuje prawie 400 pociągami.
20 składów wobec tych liczb to zaled-
wie kropla. Kropla, ale za to kosztowna.
Tymczasem na początku tego roku pre-
zes InterCity przyznał, że sytuacja fi-
nansowa spółki jest trudna.
W momen-
cie gdy spółka wygenerowała 100 mln zł
straty tylko w pierwszym kwartale, to temat
płynności się robi palący. To nie jest temat,
czy my wydamy na jakieś nowe inwestycje,
tylko jest temat utrzymania normalnego
funkcjonowania firmy
– powiedział
„Rynkowi Kolejowemu”, branżowemu
periodykowi. Dziś IC twierdzi, że spół-
kę stać na zakup gadżetu o nazwie Pen-
dolino. Małgorzata Sitkowska, rzecz-
nik IC, poinformowała nas, że połowa
środków na zakup ma pochodzić z UE,
a resztę skredytuje Europejski Bank In-
westycyjny, co chyba miało znaczyć ty-
le, że spółka swojej kasy nie wyłoży. Ty-
le że kredyty trzeba spłacać, a Czesi,
którzy już wcześniej kupili Pendolino,
dziś plują sobie w brodę, bo pociągi
przynoszą straty.
Rys. HENRYK CEBULA
•••
– Zakup Pendolino bez
pudła wychylnego to absurd.
I to taki, którym powinny za-
jąć się stosowne służby – mówi
Ad rian Fur gal ski z Ze społu
Doradców Gospodarczych TOR.
– Po pierwsze dlatego, że
zmarnowano publiczne pie-
niądze na modernizację linii
E-65 pod składy z wychylnym
pudłem. Po drugie za kwotę,
którą trzeba wydać na Pendo-
lino, można kupić 40 klasycz-
nych pociągów o identycznych
osiągach. Nawet gdyby składy
były wyposażone w tilt, sen-
•••
W latach 90. PKP już raz chciały
kupić składy szybkich pociągów. I to
z wychylnym pudłem. Przetarg za-
kończył się w 1998 r. i wygrał Pendo-
lino, ale do realizacji inwestycji nigdy
nie doszło. Kontrola NIK wykazała
bowiem, że
ogłoszenie i przeprowadze-
nie przetargu na wybór dostawcy pocią-
gów było niecelowe i nosiło cechy niego-
spodarności. Postępowanie przetargowe
w sprawie udzielenia zamówienia pu-
blicznego przeprowadzone zostało z rażą-
cym naruszeniem ustawy o zamówieniach
publicznych.
Przetarg unieważniono.
Do pudła nikt nie trafił.
mikolajczyk@redakcja.nie.com.pl
Polska wystawiona do wiatru
Kulisy energetyki
dmuchanej,
czyli dlaczego tak dużo
płacimy za prąd.
Gdyby nagle jutro do naszej sieci energetycz-
nej podłączyć farmy wiatrowe, na powstanie któ-
rych Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydały
zgodę, nastąpiłby totalny blackout. W całej Pol-
sce zapanowałyby ciemności jak w dupie u Mu-
rzyna siedzącego w bezgwiezdną noc w wykopa-
nej w ziemi jamie.
Dobowe średnie zapotrzebowanie na energię
elektryczną w Polsce wynosi ok. 22 do 24 tysięcy
megawatów. Polskie Sieci Energetyczne wydały
do tej pory zezwolenia na przyłączenie do Krajowej
Sieci Energetycznej farm wiatrowych o łącznej
mocy ok. 14 tys. megawatów. Więcej niż potrzeba.
Nasz system energetyczny byłby skłonny wchło-
nąć energię pochodzącą z wiatraków o łącznej mo-
cy ok. 5 tys. megawatów. W kolejce na otrzymanie
zezwolenia są jednak następni amatorzy.
Według Ministerstwa Gospodarki wnioski
w sumie dotyczą budowy wiatraków dających
ok. 76 tys. megawatów mocy, przy ok. 36 tys. mega-
watów mocy całego systemu. Państwo ma kłopot.
Wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobo-
dzińska wyraziła opinię, że z wnioskami występują
ludzie, którzy nie mają środków na takie inwestycje,
chcąc zaklepać sobie miejsce w systemie, po czym
proponują sprzedaż tego miejsca. Stworzył się bo-
wiem rynek obrotu uprawnieniami do przyłączenia.
czy gospodarczych energetyki wiatrowej, miał-
bym szansę otrzymać od Polskiego Stowarzysze-
nia Energetyki Wiatrowej (PSEW) 10 tys. zł.
Cóż, zmarnowałem tę szansę. Niniejszą publika-
cją także nie poprawię sobie notowań u przyja-
ciół energetyki dmuchanej.
Polskie Stronnictwo Lobbystów
PSEW to lobbystyczna organizacja inwestorów
(lista firm wspierających liczy 84 spółki mniejsze,
większe i olbrzymie) zarabiających na projekto-
waniu i budowaniu farm wiatrowych lub elemen-
tów wiatraków. Obecna jest ona na co dzień w ga-
binetach ministrów, komisjach sejmowych aż
po gabineciki wójtów w poszczególnych gminach.
Stowarzyszenie samo chwali się, że miało wpływ
na kształtowanie prawa w Polsce – w taki sposób,
że przynosi to korzyści stawiającym wiatraki.
Brało udział w pracach nad nowelizacją prawa
energetycznego, doprowadzając do ustalenia mi-
nimalnej ceny wykupu tzw. świadectw pochodze-
nia energii, co powoduje, że ta tzw. energia ekolo-
giczna jest dla odbiorcy ponad 2 razy droższa. Do-
prowadziło też do nowelizacji prawa budowlane-
go i zmiany podstawy opodatkowania podatkiem
od nieruchomości w odniesieniu do turbin wia-
trowych. Zgodnie z tą nowelizacją za budowlę
uznawane są jedynie części budowlane turbin
wiatrowych – podstawa i wieża – a nie całe urzą-
dzenia, co ma zasadnicze znaczenie dla naliczania
wymiaru podatku od nieruchomości; bo najdroż-
szą częścią wiatraka jest turbina, czyli kręcące się
śmigło. W praktyce wójtowie gmin, którzy godzą
się na budowę wiatraków na swoim terenie, są ro-
bieni w bambuko. Myślą, że dostaną 2 proc. od ca-
łości, a dostają 2 proc. tylko od rury.
Trudno się dziwić tej skuteczności PSEW, sko-
ro jedną z osób zainteresowanych w stawianiu
farm wiatrowych jest Stanisław Dobrzański, by-
ły szef Polskich Sieci Elektroenergetycznych
z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Kumpel wicepremiera od gospodarki Waldema-
ra Pawlaka i wiceministra skarbu Jana Burego.
Tego ostatniego jest nawet doradcą ds. energety-
ki. Dobrzański z Józefem Sieniuciem (był za-
stępcą Dobrzańskiego w Polskich Sieciach Elek-
troenergetycznych) założyli spółkę 3DS, która
jest spółką matką dla kilku innych zajmujących
się projektowaniem i budową farm wiatrowych.
Co prawda głoszoną przez Pawlaka idée fixe jest
budowa biogazowni, ale tego nikt nie robił i nie
zrobi z prostego powodu. Budowa biogazowni jest
droższa o jakieś 3,75 raza. Inwestycja w biogazow-
nię o mocy 1 megawata to ok. 4,5 mln euro,
inwestycja w wiatrak o mocy 1 megawata to
ok. 1,2 mln euro.
Przeciwko lobbystom wspierającym stawianie
wiatraków ustawiają się lokalne grupki miesz-
kańców tych miejscowości, gdzie wiatraki mają
powstać. Protestują, bo nie chcą mieć wysokiej
na 120 m wieży za oknem, efektu migotania cie-
nia, nie chcą słuchać hałasu przez cały dzień i ca-
łą noc. Takich protestów, według strony interne-
towej Stopwiatrakom.eu, jest w tej chwili w Pol-
sce 107. Ale to amatorzy w sprawach organizo-
wania i prowadzenia protestów. Ci poczciwcy
uzbrojeni są najwyżej w jakiś film ściągnięty
z YouTube pokazujący, jak wiatrak zabił ptaka
gdzieś w dalekiej Australii, i 50 zł wygrzebane
z własnej kieszeni, aby odbić na ksero egzempla-
rze listu protestacyjnego do wójta gminy. Pawla-
ka widzieli najwyżej w telewizorze, a o Burym
nawet nie słyszeli.
Prąd dobry, bo drogi
Stawianie wiatraków to dobry biznes, bo zakła-
dy energetyczne zobowiązane są odbierać prąd
z tego ustrojstwa w pierwszej kolejności. W 2011 r.
muszą wykazać, że 7 proc. energii, którą produ-
kują, pochodzi ze źródeł odnawialnych. Inaczej
płacą karę. Do roku 2020 ma to być 15 proc.
Inne unijne kraje mają ten wskaźnik ustawiony
jeszcze wyżej – na poziomie 20 proc.
Kilka lat temu unijny komisarz ds. środowiska
Grek Stavros Dimas leżał sobie na plaży ze szkla-
neczką uzo i cygarem i myślał, co by tu wymyślić,
aby było chwytliwe i ładnie wyglądało. I tak mu
przyszło do głowy, że do ładnie wyglądających
w kalendarzu dwóch dwudziestolatek (rok 2020)
warto dorzucić jeszcze trzy dwudziestolatki. I tak
powstało hasło 3x20 do 2020. Do roku 2020 UE
ma zmniejszyć emisję CO
2
o 20 proc., zmniejszyć
całkowite zużycie energii o 20 proc. i zwiększyć
do 20 proc. zużycie energii produkowanej z tzw.
odnawialnych źródeł energii. I pomysł Dimasa
wszyscy klepnęli, bo maniaków wierzących w teo-
rię globalnego ocieplenia jest sporo, a jak różne
korporacje mogą na tej manii zarobić, to dlaczego
miałyby zaniechać zarobku. Dla Polski, która
94 proc. energii elektrycznej czerpie z węgla, te po-
mysły były, są i będą kosztowne. Istnieją wylicze-
nia, że te zabawy będą nas kosztowały tyle szmalu,
ile pobraliśmy i jeszcze pobierzemy z budżetu UE
w latach 2007–2013 na modernizację kraju.
Stawianie wiatraków to dobry biznes, bo ce-
na energii wiatrowej jest ponad 2 razy wyższa niż
normalnie. Producenci prądu z wiatru dostają
podwójnie. Po pierwsze, kasę z zakładu energe-
NIE-interesująco i NIE-rzetelnie
Po publikacji „Zrobić z Polski wiatrak”
(„NIE” nr 3/2011), w której napisałem, że
każdy,
kto mieszka w pobliżu wiatraka, narażony jest
na choroby liczne i tak straszne, że nie wiadomo, któ-
ra straszniejsza,
otrzymałem sporą liczbę listów
z nieprzyjemnościami (spło
dził pan dzieło, które
nie ma nic wspólnego z rzetelnością, skąd takie bred-
nie pan wziął, panie pseudodziennikarzu opłacany
niekoniecznie przez swoją redakcję, do tej pory my-
ślałem, że walczycie z ciemnotą, tymczasem wypisu-
jecie bzdury i mity).
Było tego tyle, że dało mi to
do myślenia. Gdybym napisał artykuł
interesują-
cy i rzetelny o energetyce wiatrowej,
którym przy-
czyniłbym się do popularyzacji idei wykorzysta-
nia siły wiatru do produkcji energii elektrycznej,
ukazania korzyści ekologicznych, społecznych
tycznego za wprowadzone do sieci megawatogo-
dziny. To cena energii wyznaczana na dany rok
przez prezesa Urzędu Regulacji Energetycznej,
tzw. cena urzędowa (198 zł za 1 megawatogodzi-
nę). Po drugie, otrzymują rodzaj papieru warto-
ściowego, który podlega obrotowi na towarowej
giełdzie energetycznej. To tzw. świadectwo po-
chodzenia energii elektrycznej ze źródła odna-
wialnego. Papiery takie kupują zakłady energe-
tyczne, aby wypełnić obowiązek wykazania się
produkcją energii ze źródeł odnawialnych. Bie-
żąca cena to 263 zł za 1 megawatogodzinę.
Ale jest to dobry biznes wyłącznie dla inwesto-
rów stawiających wiatraki. Dla państwa i zakła-
dów energetycznych jest zły. Na tzw. zielone cer-
tyfikaty idzie rocznie od 2,5 do 3 mld zł.
Wiatraki to źródło energii kłopotliwe, bo nie-
stabilne. W Krajowym Systemie Energetycz-
nym musi się zgadzać bilans. Energia wprowa-
dzona musi się równać energii wyprowadzonej.
Wiatraki powodują zakłócenia pracy w sieci
energetycznej. Bo albo wieje, albo nie. Jeśli nie
wieje, operator musi wypełnić tę lukę. Czyli
utrzymywać rezerwy mocy, tak aby w każdej
chwili można było zastąpić lub uzupełnić spa-
dek mocy dostarczanej przez elektrownie wia-
trowe. Uwarunkowania techniczne elektrowni
cieplnych, u nas w 94 procentach węglowych,
sprawiają, że muszą one pracować cały czas
z pewną mocą, mimo że moc w nich produkowa-
na nie jest potrzebna. Daje to dodatkowy koszt.
Do atmosfery, tak czy siak, emitowany jest CO
2
.
Dlatego m.in. mamy w Polsce relatywnie jedną
z najdroższych energii elektrycznych w Europie.
WALDEMAR KUCHANNY
wkuchanny@redakcja.nie.com.pl
NIE 11/2011
5
Rys. HENRYK CEBULA
Zgłoś jeśli naruszono regulamin