Szymborska Wisława - Nowe lektury nadobowiązkowe.pdf

(1334 KB) Pobierz
1315834743.001.png
WISŁAWA SZYMBORSKA
NOWE LEKTURY
NADOBOWIĄZKOWE
1997-2002
Wydawnictwo nalegało, żebym w tym kolejnym tomiku Lektur nadobowiązkowych
napisała kilka zdań „od Autorki – do Czytelników”. Ale od autorki jest tu przecież
każdy felieton, łącznie z przecinkami i kropkami. I do kogo zwrócony, jak nie do
Czytelników? Czyli do Was, moi cierpliwi i nie zanadto grymaśni
Marysiu, Tadeuszu, Bonifacy, Piotrze,
Weroniko, Agnieszko, Basiu, Krysiu, Jolu,
Łukaszu, Staszku, Bronku, Olgierdzie, Dawidzie, Zbigniewie,
Małgorzato, Sydonio, Ludmiło,
Ewo, Józiu, Jacenty, Konstanty, Patrycy
i Ty, droga mi bardzo Reszto Kalendarza.
W. S
S zalone kalafiory
Salvador Dali
DZIENNIK GENIUSZA
przekład z francuskiego Jana Kortasa, Wydawnictwo L & L, Gdańsk 1996
Nie tylko sztuka – również i życie codzienne nadrealistów miało być
nadrealistyczne. Nawet zwykłe wejście do sklepiku po puszkę sardynek nie mogło
przebiegać zwyczajnie, należało przynajmniej wejść na rękach. Póki nadrealiści
byli młodzi, brewerie miały charakter spontaniczny, wynikający z nadmiaru humoru
i życiowej energii. Później, z początkiem lat trzydziestych, ich życie zaczęło się
ściemniać – do ruchu wdarła się polityka, konieczność ideologicznych wyborów,
dochodziło do sporów, rozłamów, a wraz z tym wszystkim powoli gasła skłonność do
bulwersujących happeningów. Niektórzy zresztą pozakładali rodziny, szukali jakiejś
stabilizacji. Tatuś nadrealista, przeglądając zeszycik swojej pociechy, zmuszony był
(co prawda z bólem w sercu) mówić: „Widzisz, moje dziecko, dopóki chodzisz do
szkoły, powinieneś twierdzić jak inni, że dwa plus dwa równa się cztery. Dopiero jak
dorośniesz, zrobisz z tym, co chcesz…” Jeden jedyny Salvador Dali żył w dalszym
ciągu i bez przerwy nadrealistycznie. Aż do starości unosił się jak karnawałowy balonik
nad szarą skłopotaną ziemią. Od polityki stronił, wojnę przeżył raczej bezproblemowo
i nie został tatusiem. Jego obrazy sprzedawały się świetnie, toteż zawsze gotów był
wspierać młodych artystów dobrą radą: „Malarze! Bądźcie raczej bogaci niż biedni!”
Dziennikarze go uwielbiali, bo niezawodnie mogli liczyć na sensacyjną fotografię,
wywiad, wydarzenie. Wychodził do ludzi oblany jakimś lepkim płynem, do którego
zlatywały się muchy z całej okolicy. Nurzał przeróżne żaby i kraby w tuszu i ciskał je
na białe płótno. Na znak, że udaje się do toalety, zatykał za ucho gałązkę jaśminu. Na
wykład w Sorbonie zajechał białym rolls-royce'm wypełnionym kalafiorami. A pewnego
razu wypuścił na miasto paru ludzi, którzy z powagą karawaniarzy obnosili po ulicach
Paryża kilkunastometrową bagietkę. Przezabawnych pomysłów miał mnóstwo, ale nie
zmieniał do nich komentarza: jestem geniuszem, przeto cokolwiek tworzę i wyczyniam
1315834743.002.png
jest bezdyskusyjnie genialne. Można powiedzieć, że sam sobie przy każdej okazji bił
rzęsiste brawa. Za lepszych od siebie malarzy, ale tylko troszkę, uznawał Rafaela i
Vermeera. Z żywych jako tako poważał Picassa. Spośród kolegów nadrealistów już
nikogo. A byli tam przecież twórcy nie mniej znakomici, autorzy dzieł zadziwiających.
Chirico, Ernst, Magritte… Obrazy Dalego, zwłaszcza te najgłośniejsze, wydają
mi się przeładowane, oglądam je po kawałku rozbieganym okiem. No, nie wiem, ja
wolę Magritte’a. Jest surowszy, oszczędniejszy w pomysłach i dzięki temu silniej do
skupienia zmuszający. Dali przypomina mi naiwnych poetów, którzy wierzą, że im
więcej napakują do wiersza metafor, tym wiersz będzie lepszy… Dziennik geniusza
został wydany bez przesadnego pietyzmu dla mistrza. Książka od razu rozleciała mi się
w rękach. Takiej niespodzianki nawet sam Dali nie wymyślił.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin