Motywy bożonarodzeniowe w poezji polskiej XX wieku.doc

(57 KB) Pobierz

Motywy bożonarodzeniowe w poezji polskiej XX wieku

 


Kiedy grudniowy wiatr najostrzej chłodzi,

Kiedy hulają zadymki, zawieje,

Gdy pod zaspami śniegu świat truchleje

I życie drętwe z śmiercią już się godzi;

 

Kiedy noc miary najdłuższej dochodzi

I jak najgorzej stworzeniu się dzieje:

Nagle słyszymy - my, Hiperboreje -

Ten nie do wiary okrzyk: Bóg się rodzi!(…)


 

Sonet Leopolda Staffa (1878-1957), z którego zostały wyjęte niniejsze wersy, odsyła nas do tego szczególnego, teraz właśnie przeżywanego czasu i tej wielkiej szansy dla człowieka, jaką stwarzają każdorazowo Święta Bożego Narodzenia. „Radosna nowina” o narodzeniu i dzieciństwie Chrystusa, przekazywana światu przez apostołów oraz ich następców, przez cały Kościół
i jego gorliwych kapłanów od dawien dawna jest wdzięcznym tematem literackim dla głęboko tkwiących w tradycji biblijnej pisarzy polskich. Obierając ją sobie za temat, ubierając w piękne, ciepłe, obrazowe słowa mistrzowie pióra włączają się poniekąd do tej wielkiej misji, jaką w ciągu wieków pełni Kościół, wkraczający już w swoje Trzecie Tysiąclecie.

Temat Bożego Narodzenia w literaturze polskiej mógłby być przedmiotem osobnego rzetelnego studium naukowego. Tu sięgamy poń jedynie okolicznościowo, a więc fragmentarycznie, ograniczając materiał do wybranych tekstów z literatury XX wieku.

Pocieszające jest to, że dla wielu pisarzy inspiracją i tworzywem literackim stają się różne fakty i epizody, dotyczące narodzin
i dzieciństwa Chrystusa. Takie utwory spełniają wiele funkcji: pogłębiają wiedzę mniej wtajemniczonych odbiorców, skomentowane w duchu ewangelicznym przybliżają też istotę całej nauki Zbawiciela, całej wiary chrześcijańskiej, są też źródłem piękna językowego, co niezmiernie cieszy filologów. Może ci, którzy głoszą prawdę i piękno, dobro i miłość operują słowami, dyktowanymi przez samego Boga?

W arcyciekawym i arcygłębokim „Elementarzu Jana Pawła II” (Kraków 2001, teksty wybrał i ułożył K. Dybciak) wśród refleksji na temat Bożego Narodzenia zaakcentowano zwłaszcza myśl, że jest ono: „(…) świętem wszystkich na świecie dzieci. Wszystkich, bez różnicy rasy, narodowości, języka, pochodzenia. Dla nich wszystkich narodził się w Betlejem Chrystus, ich wszystkich reprezentuje. O wszystkich i zarazem o każdym mówi nam jego pierwsza na tej ziemi noc i pierwszy dzień. Pierwsze orędzie dziecka ubogiej niewiasty, które matka po urodzeniu otuliła w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla niego miejsca w żadnym domu”.

Tego dnia Chrystus, rzeczywiście, staje się bardziej bliski i zrozumiały dla dzieci. Będąc małym przechodzi przez wiele doznawanych przez dziecko przeżyć, mówi się o Nim tak spokojnie, łagodnie i pieszczotliwie.

Ale, jak wiadomo, w odniesieniu do Chrystusa wszyscy jesteśmy dziećmi, w dodatku jakże często krnąbrnymi. Nie chcemy, nie umiemy Go naśladować bądź czynimy to zbyt powierzchownie. Nie tylko mówiąc do dzieci trzeba owego Chrystusa niejako „sprowadzać z nieba”, podkreślać to, co jest w Nim najbardziej ludzkie, a nawet, bo to najlepiej przemówi do naszych rodaków, przedstawiać Go nieraz w otoczce narodowej. Taka sytuacja występuje, na przykład, w „Kolędzie” Jana Lechonia (1899-1956). W nazwanym utworze poeta odwołuje się jakby do prehistorii narodzin, do momentu Zwiastowania. Żeby zaś w jakiś sposób przybliżyć, „oswoić”, uczynić bardziej zrozumiałym to, co działo się przed wiekami w oddalonej od nas przestrzeni, posyła anioła Gabriela nie „(…) do miasta w Galilei, zwanego Nazaret” (Łk 1, 26), a do polskiego dworku, odpowiednio stylizując też pozdrowienie anioła:

(…)Wieźć się kazał Archanioł o milkę do wioski,

Przed dworem, przed bielonym stanął Matki Boskiej,

Patrzy w okno komnaty: w oknie kwiaty i kwiaty!

Matka Boska przy krosnach haftuje bez troski.

 

Stanął we drzwiach i rzeknie głośno: „Pochwalony!

Witaj, cudna Waćpanno! Z górnej idę strony!

Wielka Tobie nowina! Będziesz Panno mieć syna!

Bóg każe Ci Królową polskiej być Korony!”

Panna zachowuje się również jak na prawdziwą, cnotliwą szlachciankę przystało:

Upuściła Panienka haft, zmieszana srodze,

Archanioł pomógł usiąść na krześle niebodze.

Srebrnym skrzydłem Jej skronie dla ochłody owionie,

A Panna dała słodkim łzom radości wodze (…)

 

Jednym z ulubionych motywów poezji bożonarodzeniowej jest, mówiąc słowami znanej kolędy, mocno podkreślana przez artystów „radość wszelkiego stworzenia”, wynikająca z faktu oczekiwania bądź samych narodzin Zbawiciela. Cała natura - od najlichszej trawinki do człowieka - oddaje hołd Dzieciątku Bożemu, napełnia się nadzieją wewnętrznej odnowy, odmiany na lepsze. W symbolicznym wierszu L. Staffa „Wigilia w lesie” wszystko jest otoczone nimbem jakiejś słodkiej tajemnicy, atmosferą oczekiwania czegoś nieokreślonego, ale z góry wiadomo, że pięknego, przyjemnego:

(…)Las niemy jest jak tajemnica,

Milczący jak oczekiwanie,

Bo coś się dzieje, coś się stanie,

Coś wyśni się, wyjawi lica. (…)

 

W ogóle twórczość Staffa jest całą kopalnią, nie tylko bożonarodzeniowych, motywów ewangelicznych. Ład, spokój, harmonia wewnętrzna, emanujące z tej poezji, są często właśnie konsekwencją bycia w zgodzie z prawem Bożym.

Jednakże nawet ten harmonijny i łagodny poeta, autor, m.in., „Ucha igielnego”, nie może przecież nie dostrzec otaczającej człowieka i, co gorsza, tkwiącej często w nim samym, nędzy duchowej. Oto wymowne pod tym względem fragmenty staffowskiej „Kolędy”:


Niedobrze się, niedobrze dzieje w mgłach,

w dżdżach zimy!

Myśl mamy złą, markotną, niemrawą, stroskaną,

Lecz dziś, gdy Gwiazdka błysła, w głos zgodnie nucimy:

Oj, siano! Oj, siano!

 

Niedobrze jest, niedobrze! Brud, błoto, ulewa…

Patrzymy, co się dzieje, i w lęku truchlejem,

Lecz uparta nadzieja dziś w duszy nam śpiewa:

Betlejem! Betlejem!

 

Noc dzisiaj się przesila, noc najdłuższa w roku.

Może się też przesili męka, co nas nęka?

Zawodzim co sił w płucach, z dzikim ogniem w oku:

Stajenka!!! Stajenka!!! (…)

 

Pokaż no, Panie Jezu, żeś Pan nad panami!

Żeś darmo się nie rodził, żeś tu nie przybłęda!

Czy chcemy, czy nie chcemy, zrób porządek z nami -

Kolęda! Kolęda!


Jeżeli chodzi o główną myśl, ze staffowską „Kolędą” współbrzmi częściowo „Pasterka” Jerzego Lieberta (1904-1931), z tym, że nazwany poeta nieco innymi ścieżkami prowadzi do odsłonięcia idei swojego wiersza. Już pierwsze wersy rozbrzmiewają wszechogarniającą radością i zdradzają jej przyczynę:

Ptaki niby dzwoneczki cieszą się kolędą -

Chrystus nam się narodził i nowe dni będą.

 

Cała natura wie, co czynić należy. Kwiaty, ptaki, zwierzątka śpieszą złożyć pokłon Nowo Narodzonemu:


Do stajni betlejemskiej aż od brzegów Wisły

Z ptakami smukłe sarny dziwować się przyszły.

 

Wiewiórka zęby szczerzy i w niebo się patrzy,

Jak dwa gołębie płyną na błękitnej tarczy.

 

I kwiaty, choć to zima, czas mroźny i cichy,

Niosą myrrhę, kadzidło i złote kielichy.

 

I pawie przyfrunęły z krajów cudzoziemskich,

By swe pióra przyrównać do skrzydeł anielskich.


I tylko pointa, czyli zakończenie wiersza, wprowadza pewien dysonans, zawiera gorzką refleksję, w niezbyt korzystnym świetle stawiającą tego, kto miałby być przecież wieńcem całego zamysłu Najwyższego, kto jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga:

A mały Chrystus smutny w drzwi patrzy i czeka,

By pośród witających zobaczyć człowieka…

 

Sięgający po bożonarodzeniowe motywy twórcy nie mogą też pominąć samych „okoliczności” przyjścia na świat Niezwykłej Dzieciny. Znamy je, oczywiście, z odpowiednich fragmentów Ewangelii, zwłaszcza św. Łukasza: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2, 7). „Warunki bytowe” narodzenia Chrystusa przywołują też liczne kolędy. Niektóre z nich wyszły, m.in., spod pióra nietuzinkowych kaznodziejów i literatów. Księdzu Piotrowi Skardze (1536-1612) przypisuje się, na przykład, kolędę „W żłobie leży”. Twórcą tak pięknej kolędy, jak „Bóg się rodzi”, jest oświeceniowy poeta sentymentalny Franciszek Karpiński (1741-1825). „Mizerna, cicha stajenka licha” jest związana z nazwiskiem postromantyka Teofila Lenartowicza (1822-1893).

Słowem, niezależnie od tego, skąd czerpiemy swoją wiedzę (a w danym wypadku zawdzięczamy ją także mądrym, natchnionym homiliom naszych księży), orientujemy się w tym, że Bóg przyszedł na świat, mówiąc językiem współczesnym, nie zapewniwszy sobie elementarnych warunków egzystencji. W nawiązującej do takich właśnie okoliczności przyjścia Syna Bożego na ziemię stylizowanej „Kolędzie” J. Lieberta brak niezbędnego przy narodzinach dziecka wyposażenia zastępują troskliwość
i miłość rodzicielska:


Nie płaczże, mój Syneczku, nie płacz,

Woda będzie w balijce ciepła.

Kolebeczki Bóg Ci poskąpił,

Za to Matka ukołysa, ukąpie. (…)

 

Milknie woda i śpiewa Panna:

Licha-ć, cienka-ć koszulka lniana,

 

Ale nie płacz, Syneczku, nie płacz,

Bo u Ojca jest dużo ciepła,

 

Wyprosimy sobie giezłeczko -

Lulaj, Synku, lulaj, Syneczku.


 

Cały świat rzeczy jest w stajence betlejemskiej, rzeczywiście, bardzo lichy, ale jednocześnie i najmniej istotny. Najważniejsze jest to, że mimo wszystko „Matka ukołysa, ukąpie”, że „u Ojca jest dużo ciepła”. A gdzie są obecne miłość i ciepło, czyli sama jakby esencja istnienia, to one właśnie uwznioślają owe marne na pozór rekwizyty. Towarzyszące świętości realia same stają się świętością:

Uwielbiam cię, siano wonne, bo nie znajduję w tobie

dumy dojrzałych kłosów.

Uwielbiam cię, siano wonne, któreś tuliło w sobie

Dziecinę bosą. (…)

(Jan Paweł II)

 

Przychodząc na świat Bóg dał nie tylko siebie, Bóg dał też światu, jako niezastąpiony wzór do naśladowania, Najświętszą Rodzinę. Otwórzmy „Elementarz księdza Twardowskiego” i przekonajmy się, jak prosto, pięknie i pouczająco jest w nim skomentowana nasza więź z Najświętszą Rodziną:

Kiedy Najświętsza Rodzina żyła na ziemi, nie różniła się na pozór od innych rodzin. Nie była ani celem świętych pielgrzymek, ani widowiskiem dla ciekawych gapiów. Była jedną z wielu.

Tyle zwykłych rzeczy łączy nas z Najświętszą Rodziną. Dom, stół, chleb, mleko, owoce. Wszelkie troski dnia powszedniego. (…)

Wiele naszych rodzin mieszka w niedobrych warunkach; nawet metraż stajni może się wydawać nie tak mały, skoro pobożna tradycja zmieściła w nim wołu i osła.(…)

Tyle się wyrzekł Pan Jezus w świętą noc betlejemską. Zrezygnował z ziemskiego majestatu, wygodnego mieszkania z firankami w oknach, ale nie wyrzekł się ziemskiej, ludzkiej miłości.

Matczynej miłości, troski opiekuna, świętego Józefa, serdeczności pasterzy i mędrców.

Uświęcił ludzką miłość w naszych rodzinach.

Dlatego Wigilia to opłatek, życzenia, podarunki, poszukiwanie bliskich pogubionych po świecie, radość spotkania się przy stole. (…)

W Święta Bożego Narodzenia można mówić i o uśmiechu, i o łzach.(…)

Uśmiechamy się do Pana Jezusa, który nie miał nawet M-1 i był bez dachu nad głową. Ciekawe, że wszyscy w stajence betlejemskiej są bez centralnego ogrzewania, firanek w oknie, a są pogodni.(…)

 

Otóż właśnie, w stajence betlejemskiej obchodzą się bez elementarnych wygód, bez których wielu z nas zupełnie nie wyobraża sobie dzisiaj życia, „a są pogodni”. Jak to jest, że mieszkający w okazałej willi, jeżdżący w lśniącej limuzynie, upakowany
w królewskie niemal szaty „bohater naszych czasów” tak dużo nosi nieraz w sobie, mówiąc eufemistycznie, „niepogody”? Czegoż mu w końcu brakuje? Odpowiedź na postawione pytanie zawierają, oczywiście, już cytowane powyżej rozważania ks. Jana Twardowskiego. Piękną jej wersję proponuje także wiersz Jana Kasprowicza (1860-1926) „Przy wigilijnym stole”:


Przy wigilijnym stole,

Łamiąc opłatek święty,

Pomnijcie, że dzień ten radosny

W miłości jest poczęty;

 

Że, jako mówi wam wszystkim

Dawne, odwieczne orędzie,

Z pierwszą na niebie gwiazdą

Bóg w waszym domu zasiędzie.

 

Sercem Go przyjąć gorącym,

Na ścieżaj otworzyć wrota -

Oto co czynić wam każe

Miłość - największa cnota.


 

Motyw miłości wyeksponowany jest także w wierszu poety pokolenia wojennego, poety o dramatycznym losie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1921-1944). Jego „Ballada o Trzech Królach” sugeruje, że mądrość często, niestety, nie chodzi w parze
z miłością. Nawet królów, nawet mędrców, a może ich przede wszystkim, bardziej niż prostaczków, trzeba uczyć tej trudnej sztuki:


A tak śpiesznie biegli, że w pośpiechu

wzięli tylko myśli pełne grzechu.

 

Więc uklękli trzej królowie zdziwieni,

jak trzy słupy złocistego pyłu,

nie widzący, że się serca trzy po ziemi

wlokły z nimi jak psy smutne z tyłu.

I spojrzeli nagle wszyscy trzej,

gdzie dzieciątko jak kropla światła,

i ujrzeli jak w pękniętych zwierciadłach,

w sobie - czarny, huczący lej.

 

I poczuli nagle serca trzy,

co jak pięści stężały od żalu.

 

Więc już w wielkim pokoju wracali,

kołysani przez zwierzęta jak przez sny.(…)

 

I płynęło, i szumiało w nich jak ruczaj.

Powracali, pośpieszali z wysokości

trzej królowie nauczeni miłości.


 

Jeżeli królowie, jeżeli mędrcy z pokorą przyjęli dar miłości, poprośmy o szczyptę tego daru też dla siebie. Pomódlmy się o tę łaskę, a modlić się można nawet czytając „Wiersz staroświecki” wymienianego tu nie po raz pierwszy ks. Twardowskiego:


Pomódlmy się w Noc Betlejemską,

w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,

by wszystko się nam rozplątało,

węzły, konflikty, powikłania.

 

Oby się wszystkie trudne sprawy

porozkręcały jak supełki,

własne ambicje i urazy

zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

 

Oby w nas paskudne jędze

pozamieniały się w owieczki,

a w oczach mądre łzy stanęły


jak na choince barwnej świeczki. (…)

 

Oczywiście, że temat Bożego Narodzenia nie jest obcy także naszej poezji wileńskiej. Stosownym tekstem na zakończenie tych literacko-bożonarodzeniowych refleksji wydaje mi się wiersz Józefa Szostakowskiego „Opłatek”:

biel można zapisać

dobrem albo złem

oto śnieg przykrył

grzechy nasze

zabłysła gwiazda na znak

że czas przełamać opłatek

 

A więc, czas także odłożyć na parę dni pióro i jeszcze raz życzyć nam wszystkim słowami ks. Twardowskiego, „abyśmy świąt nie przeżuwali, ale przeżywali”. Miejmy nadzieję, że w naszym dążeniu do tego celu będą mieli swój udział także przywołani
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin