Odcinek 46 – Lizzy kontra Tajemnicze Zniknięcie.odt

(24 KB) Pobierz

Odcinek 46 – Lizzy kontra Tajemnicze Zniknięcie

Wbiegłam do pokoju i z trzaskiem otworzyłam szufladę biurka i pośpiesznie wrzuciłam do niej dwa Snickersy, które kupiłam po drodze. Zaraz potem wzięłam do ręki komórkę i odblokowałam ekran. Cmoknęłam z dezaprobatą, próbując jakoś wyjść z aplikacji, dzięki której mogłam czytać E-Booki w PDFie. Wiedziałam, że właśnie czytana strona „Opowieści o dwóch miastach” się „zgubi”, ale nie dbałam teraz o to. To było zupełnie nieważne.

Pośpiesznie wykręciłam numer do Sary i usiadłam na łóżku. Wywróciłam oczami, kiedy bez ani jednego sygnału włączyła się poczta głosowa.

-Cześć, to ja. - powiedziałam niepewnie, jednocześnie pełna zażenowania. - Słyszałam co się stało. Czy mogłabyś się do mnie odezwać? Trochę się martwię.

Odkąd John powiedział, że Sarah wpadła na trop mordercy tego przemytnika, ale nie zdążyła powiedzieć, kto to jest, zaczęłam się niepokoić. To zabrzmiało, jakby została porwana, albo i gorzej. Sarah to Sarah, ma różne odparły, ale nigdy nie rozłącza się bez słowa.

-Carina! - wrzasnęłam. - Carina!

Wyszłam na korytarz, wciąż trzymając w dłoniach Komórkę. Carina pojawiła się kilka minut później. Rozczochrana i w wymiętolonej koszuli nocnej.

-Co się dzieje? - wymamrotała, przeczesując dłonią włosy.

-Spałaś? - zmarszczyłam brwi. - Jest czwarta po południu. Kto normalny śpi do tak późna? Dobra, nie ważne. Nie wiesz co z Sarą? Nie odzywa się od rana.

-A co miałoby się stać? - wzruszyłam ramionami. - Sarah jest dorosła, umie o siebie zadbać.

-Możliwe, ale mamy powody do niepokoju. - powiedziałam i puściłam jej nagranie, które John przysłał mi MMSem.

-Już wiem, kto jest mordercą. - usłyszałyśmy zdenerwowany głos Sary. - Wyślę Chuckowi profil sprawcy, tylko...

Później był tylko szum i jakiś głuchy krzyk. Po kilku uderzeniach połączenie zostało przerwane, jakby ktoś celowo rozwalił telefon.

-Masz rację, jest źle. - powiedziała, nagle się ożywiając. - Co robią Casey i Carmihael?

-Próbują namierzyć nadajniki GPS. - odpowiedziałam. - Sarah miała przynajmniej trzy niewykrywalne.

-A pod skórą? - zapytała pośpiesznie wkładając jeansy i bluzę.

-W płaszczu. - skrzyżowałam ramiona, czekając, aż się ubierze. - Nie zgodziła się na wstrzelenie nadajnika. A ten w ubraniu...

-Mógł zostać uszkodzony. - dokończyła, prędzej oznajmiając, niż pytając. - Co mamy robić?

-Jechać do bazy i czekać na dalsze rozkazy. Ciocia nie podała żadnych wskazówek. Kazała czekać, aż Chuck cokolwiek namierzy.

-Macie tu jakąś broń? - zapytała, na co się skrzywiłam. Podobnie jak Chuckowi nie podobało mi się trzymanie w domu śmiercionośnej broni.

-Sarah trzyma jakąś pod kanapą i...

Nie dokończyłam, bo zapikał mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni, nie pamiętając, żebym go wcześniej tam chowała. Spojrzałam na wyświetlacz.

-SMS? - zapytała Carina już kompletnie ubrana.

-Nie, przypomnienie. - pokręciłam głową, gasząc wyświetlacz.

-O czym?

-Muszę iść na trening szermierki. - odpowiedziałam, zatrzaskując komórkę w torebce.

-To idź. - odparła, jakby nie widziała w tym żadnego problemu.

-Ale Sarah...

-Tym zajmą się wyszkoleni agenci, w tym ja. - przerwała mi, a ja już otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć, ale ona uciszyła mnie dłonią. - Poinformuję Cię, gdyby coś się zmieniło. Po treningu przyjdź do bazy.

Wypuściłam powietrze z cichym jękiem, dając tym upust swojej irytacji. Poprowadziłam ją do kanapy, gdzie Sarah trzymała noże i pistolety.

-Jesteś pewna, że...

-Idź! - oznajmiła stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Musisz przynajmniej uważać, że wszystko jest normalnie. Nie opuściłaś żadnego treningu. Cywile zaczną coś podejrzewać, jeśli chociaż się spóźnisz. A szczególnie w tej sytuacji nie możesz sobie na to pozwolić.

-Co co jak...

-Wtedy osobiście wyciągnę Cię z sali. - powiedziała, jakby z góry wiedziała o co chcę zapytać. - Bierz sprzęt i zmykaj.

Spojrzałam na nią spode łba i wyciągnęłam swój treningowy ekwipunek, który trzymałam za telewizorem, w taki sposób, żeby nikt go nie widział.

-Aż boję się zapytać, gdzie trzymasz prawdziwe ostrza. - skomentowała, wkładając sobie za pasek jeden z pistoletów.

-W kuchni, pod kuchenką. - odpowiedziałam spokojnie.

Nie poczekałam na jej odpowiedź, tylko wyszłam, chociaż teraz wolałabym iść do bazy. Martwiłam się o Sarę, nie tylko dlatego, że to moja przyszła szwagierka. Spędziłyśmy ze sobą już tyle czasu, że w końcu stała mi się bliska. Wybiegając z mieszkania, natknęłam się na Din, która wsiadała do samochodu swojego taty.

-Idziesz na trening? - zapytała, wskazując na mój pokrowiec z floretem.

-Tak, właśnie idę na przystanek. - odpowiedziałam. - Za kwadrans odjedzie mój autobus.

-Wcale nie musisz iść na autobus. - usłyszałam gruby głos pana Lensona. Podskoczyłam lekko.

-Dzień Dobry panu. - powiedziałam uprzejmie. - Dziękuję, ale nie chcę robić problemu.

-Nie zrobisz. - pokręcił głową i uśmiechnął się szeroko. - Mamy po drodze, więc to żaden kłopot.

W końcu dałam się przekonać i wsiadłam do samochodu zajmując miejsce z tyłu obok Din. Teraz odgradzał nas tylko mój floret w pokrowcu. Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to zapach. W samochodzie ostro pachniało lawendą i kokosem, od czego lekko zakręciło mi się w głowie. Połączenie tych dwóch zapachów trochę drażniło mój nos. Jednak nic nie powiedziałam. Przyjemniej przez grzeczność.

Kiedy jechaliśmy, okazało się, że tata Din słuch Kashy i Britney Spears. I wszystko byłoby okey, gdyby w tym samym czasie głośno nie śpiewał. Din wcale to nie przeszkadzało. Po prostu włożyła słuchawki kanałowe i SMSowała z Jamesem. Z drugiej strony, miło wiedzieć, że w końcu oddali mu komórkę.

Kiedy wysiadłam z samochodu, pożegnałam się z z Din i jej tatą i z ulgą odetchnęłam świeżym, czystym powietrzem.

-Jak zwykle punktualnie. - usłyszałam ze plecami głos Kendalla i zobaczyłam, jak idzie z Loganem ramię w ramię.

-Inaczej być nie mogło. - odpowiedziałam z uśmiechem. Na jego widok podejrzanie szybko poprawił mi się humor. - A co Ty tu robisz? - zwróciłam się do Logana. - Przecież jesteś zawieszony.

-Tak, ale wolno mi obserwować. - uściślił. - Nie mogę aktywnie uczestniczyć w zajęciach, ale wciąż mogę być na nich obecny. Gadałem z innym prawnikiem, niż mój tata, czy mama. Wszystko mi powiedział. Złamię zakaz tylko, jeśli dotknę floretu. A tego robić nie zamierzam.

Dałam za wygraną i westchnęłam. Wtuliłam się w ramię Kendalla. Rozstaliśmy się dopiero przy szatni. Tam mogłam włożyć swój kostium.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin