Odcinek 42 - Lizzy kontra Pierwsza Gwiazdka.odt

(27 KB) Pobierz

Odcinek 42 – Lizzy kontra Pierwsza Gwiazdka

Boże narodzenie w końcu nadeszło. W taki dzień nawet terroryści dają sobie spokój. Przynajmniej taka miałam nadzieję. A teraz mogłam spokojnie, pomóc Chuckowi w przygotowaniu corocznych prezentów pod choinką. Tak naprawdę zawsze było ich bardzo dużo i chociaż wszyscy dokładali swoje już w Wigilię, to mogliśmy je otworzyć dopiero rano. Mamy trochę inne zwyczaje niż większość Amerykanów. O dziwo wszyscy zjeżdżali się do Echo Parku właśnie w Wigilię, nawet, jeśli nasza rodzina nie była zbyt liczna. Oczywiście miałam nadzieję, że dzisiaj wieczorem przyjedzie Ellie i mama.

John powiedział, że przenocuje u siebie Dustina i Mamę. O ile przyjedzie. Chyba, że może zrobić tak, jak co roku. Przyśle czek i życzenia, chociaż w głębi duszy liczę, że jednak tak nie zrobi.

Odgarnęłam włosy do tyłu i położyłam pod drzewkiem kolejną wielką paczkę. Nawet nie patrzyłam do kogo Chuck ją zaadresował.

-Wszystko dobrze? - zapytał, odtrącając mnie z zamyślenia. - Zwykle robiłaś to dwa razy szybciej.

-Co? Nie, wszystko gra, naprawdę. To po prostu będą dziwne święta. Dla Was moje pierwsze id dwóch lat i nie wiem, jak to będzie wyglądać...

-Dlatego nie zdziw się, jeśli dostaniesz trzy razy więcej prezentów niż inni. - przerwał mi ze śmiechem. - Sama widzisz jak to wygląda. I tak jeszcze przez jakiś czas będziesz dziewczyną z najwyższym kieszonkowym w klasie. Musisz nadrobić kilka tych straconych miesięcy. A jest ich całkiem sporo.

-Całkiem sporo do nadrobienia... - westchnęłam, podrzucając pod choinkę kolejną paczkę. - I nie chodzi mi o prezenty. Wiesz, jak małe dzieci rosną w ciągu dwóch lat?

-Aha! - Chuck kiwnął głową, przestając wiązać kokardki. - Więc teraz chodzi Ci o Clarę? Lizzy, mów co jest grane, przecież wiesz,m że możesz mi powiedzieć wszystko. Jestem przecież Twoim bratem. Muszę Ci o Tym przypominać?

-Nie, nie musisz. - odpowiedziałam wprost. - Nawet nie o to chodzi. To wszystko jest... Dziwne.

Na szczęście byłam zmuszona przerwać tę bezsensowną dyskusję, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam otworzyć i zobaczyłam w drzwiach Din i Jamesa.

-Gotowa? - zapytał James i nagle sobie przypomniałam. Przyjacielska Pierwsza Gwiazdka.

-Przepraszam, zupełnie wyleciało mi z głowy. - jęknąłem i odwróciłam się do Chocka.

-Nie ma sprawy. - oznajmił. - Sam dokończę.

Posłałam mu wdzięczny uśmiech i sięgałam po bluzę i swoją małą torebkę. Tego nawet zimą nie można było nazwać. Było bardzo ciepło i nikt nawet nie zastanawiał się nad tym, czy w Los Angeles mógłby choć raz zapadać śnieg.

Wyszłam z mieszkania i wsiadłam do Mustanga, którym jeździła mama Chrisa.

-Pozwoliła Ci go pożyczyć? - zapytałam ze zdziwieniem. - Przecież Twoja mama kocha ten samochód.

-Wiem, ale żeby go dostać na trzy godziny, musiałem przysiąc na wszelkie świętości, że oddam go bez najmniejszego zadrapania. - odpowiedział, siedząc za kierownicą.

Usiadłam z tyłu, obok Kendalla. Z przodu siedział Logan, a obok mnie Madison. Poczułam się trochę jak małe dziecko, bo zajmowałam miejsce w środku, co było trochę niekomfortowe.

Drugi samochód prowadził Carlos. Nie jestem do końca pewna, czy już sobie poradził z tym swoim odrzuconym uczuciem, bo w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie wspomniał ani razu o Din. Zero tekstów, że ją kocha i tak dalej.

Kiedy jechaliśmy do pizzeri, przypomniałam sobie o Arthurze, Ciotce Kate i Wujku Roberto. Oni też będą nocowali u Johna, bo jakimś cudem udało mu się przerobić jeden z pokoi technicznych na trzyosobową sypialnię.

-Tak właściwie, to gdzie jedziemy? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że minęliśmy już nasz stały lokal. - Nasza Pizzeria była przecznicę wcześniej.

-Teraz już dwie. - powiedział Chris, mijając kolejną. - To będzie niespodzianka. Casey nam zapłacił za obiad w jakimś barze dla bogatych nastolatków. Sam nie wiem, co z tego wyjdzie, bo nigdy nie jadałem w takich miejscach.

Poczułam nagłą pokusę, żeby powiedzieć, że ja też nie. Rozbijam się po takich knajpach i poczułam nagłą ochotę, żeby to powiedzieć na głos, kiedy zobaczyłam, gdzie mamy zjeść.

-Jaja sobie ze mnie robicie? - powiedziałam zamiast tego. - Przecież... „Narodowe smaki” to kuchnia dla młodocianych smakoszy.

-O tak, tez byliśmy zdziwieni. - oznajmił James, wysiadając z sąsiedniego samochodu. - Twój sąsiad nam zapłacił i...

-Oj, wejdziemy w końcu do środka? - przerwała mu Mad, biorąc Logana za rękę.

~***~

Musze przyznać, ze było całkiem miło. John wyznaczył nam coś, co się nazywa „Próg cenowy”, co oznaczało, że nie mogliśmy przekroczyć kwoty, którą wpłacił wcześniej na konto restauracji.

-A właściwie, to jak skończyła się sprawa pobicia Jonathana? - zapytałam nagle, zdając sobie sprawę, że nic mi na ten temat nie powiedzieli.

-Przyznałem się do wszystkiego i nie mogę chodzić na zajęcia ze sztuk walki do końca lutego. - odpowiedział Logan, jakby chodziło o wyrwanie zęba. - I przynajmniej nie czepiali się Chrisa.

-Yhym... - mruknęłam, przełykając coś, co było kluskami z makiem. - Już się boję pomyśleć, co na to Twoi rodzice.

-Nic. - odpowiedział natychmiast. - Robiłem kiedyś gorsze rzeczy. Jedyne, co powiedzieli, to, że mieli nadzieję, że ten okres mam już dawno za sobą. Potem powiedziałem im, że chodziło o moją przyjaciółkę, a oni zaczęli paplać, że przemoc nie jest odpowiedzią na problemy i bla, bla bla bla, bla bla... Głównie, to samo, co Ty mówiłaś.

Pokręciłam głową i pochyliłam się nad swoim talerzem. Cały czas rozmawialiśmy o tym, co się zdarzyło w ciągu tego półrocznego semestru.

-Wiecie co... - zaczął w pewnym momencie Carlos. - Nie będzie mi brakować Volkoff. Może i Pan Mondgomery jest trochę postrzelony i miewa dziwne odparły, ale przynajmniej nie jest draniem*.

Zaśmiałam się pod nosem na jego słowa i spuściłam głowę w stronę miski. No oczywiście. Jednocześnie cieszyłam się, że miałam kilka wolnych chwil, kiedy na przykład mogłam obejrzeć powtórkę serialu, który nie widziałam i mogłam się cieszyć takimi beztroskimi chwilami.

-Carlos, właściwie to... - odezwał się James, a ja sięgnęłam do swojej szklanki z wodą. - On jest agentem. Lizzy nam mówiła. I chyba tylko ona i jej brat wiedzą jaki jest naprawdę.

-Serio? - Carlos zmarszczył brwi i odwrócił się w moją stronę. - Jaki?

-Trochę zwariowany. - odpowiedziałam. - Na święta wyjeżdża do swojej mamy. Rodziny nie ma, za to nie liczy sobie kochanek.

W reakcji Din sięgnęła do torby i wyjęła z torebki jakąś karteczkę.

-Pewnie dlatego podpisał mi się z serduszkiem. - powiedziała, pokazując zezwolenie na wypożyczenie rzadkich leksykonów.

Wzięłam od niej karteczkę i przyjrzałam się dokładnie. Rzeczywiście, było tam serduszko, ale bardzo malutkie. Malutkie, ale widoczne.

 

 

 

___________________________________________________________________

* drań – według slangu anglojęzycznego, męska odmawiana wyrażenia „suka”.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Notka świąteczna. Byli wszyscy, chociaż pewnie nie wymieniłam wszystkich... Następna Wypada w moje urodziny, więc na pewno będzie dziwna. Chociaż jeszcze jej nie zaczęłam, to już wiem, bo mam głupi plan. O tak... Za kolejne do końca sezonu też nie ręczę, bo mam głupie pomysły. Mam więc nadzieję, że notka Wam się podobała. Do następnej! Trzymajcie się!

Zgłoś jeśli naruszono regulamin