Rozdział 4
- Do diabła, Mira! - drażnił się Danaus cichym szeptem, a uśmiech unosił kąciki jego ust. - Będziesz potrzebować tej tkanki, czy też ją wyciągniesz?
Posłałam łowcy mroczne spojrzenie, w przeciwieństwie do niego, ja zachowywałam komentarze dla siebie. Uroczystość na małej, leśnej polance miała się wkródce zaczać, a Barrett hojnie pozwolił nam w niej uczestniczyć, ponieważ byliśmy jedynymi ludźmi których James uznawał za przyjacił, a nawet na swój pokręcony sposób za rodzine. Nie chciałam być tą, która zacznie robić problemy.
Aż zbyt dobrze rozumiałam jednak zaczepki Danausa. Staliśmy w cichym lesie, otoczeni przez pierścień wilkołaków, a ja próbowałam się skupić na nagim torsie James'a, obok Barrett'a i reszty rodziny Rainer. Niestety mój umysł zbyt często powracał do niedawno straconej Lily i Tristana. Dwie osoby, które wzięłam do swojej rodziny, do swojego serca, zostały odebrane mi przez przemoc i zdradę zaledwie kilka miesiecy temu. Oglądając jak James staje się członkiem sfory Savannah, próbowałam się uspokoić, że będzie bezpieczny i nikt nie będzie starać się go zranić, by dostać się do mnie. Teraz był częscią Savannah. ale nie było bezpiecznej odległości pomiędzy nami.
Wydrążony ból w mojej piersi. Minęły miesiące, a ja nadal sądziłam, że znajdę sposób, by wszystko mogło się zmienić, dzieki czemu Lily albo Tristan, albo też oboje będą znów żywi. To były daremne marzenia, które tylko wydłużały mój ból, co jeszcze bardziej narażało mnie na świat dookoła, ale miałam chociaż Danausa.
Łowca wrócił ze mną z Wenecji i przeniósł się do mojego rodzinnego miasta w zabytkowej dzielnicy Savannah. Otworzyłam dla niego swój dom poza miastem, ale oznajmił, że zamieszkanie razem to dla niego nieco za szybko. Ale nawet to powiedział z uśmiechem, ponieważ zazwyczaj spędzał większość w moich ramionach w moim domu. Zostawił Themis za sobą i części mnie ulżyło, że uwolnił się z objęć Ryan'a. Czarnoksiężnik, lider tak zwanego społeczeństwa badawczego sprawiał więcej kłopotów, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Nie miałam wątpliwości, że Ryan miał więcej programów, które nas obejmowały, ale narazie pozwalał nam żyć spokojnie w Savannah.
Zdeterminowany by zarobić na swoje utrzymanie, Danaus zatrudnił się jako barman i okazjonalny bramkarz w Ciemnym Pokoju. Ekskluzywny klub, odwiedzany tylko przez nocnych wędrowców i wilkołaki ( likantropów ), był przez niego nieco musztrowany, ale sprawy ponownie toczyły się tak jak powinny. Nie miałam serca powiedzieć mu, że jako właściciel części Ciemnego Pokoju, byłam jednym z tych którzy dawali mu pensje po każdym tygodniu. Danaus musiał czuć się niezależny, a jednak wciąż był przyłączony do innego świata, będącego nierozłączną cześcia świata ludzi.
Ku mojemu zaskoczeniu jego palce musnęły moją rękę, zwisająca przy boku, nim nasze palce spletły się wokół siebie. Przestań o nich myśleć. Pozwól im odpocząć, napominał w mojej głowie.
Będzie bezpieczny?
Będzie bezpieczny.
Troche napięcia w końcu odpłynęło z moich ramion i ścisnęłam go za rękę, opierając się pokusie położenia głowy na jego ramieniu. Danaus stał się moim kamieniem, moją jedyną świecącą latarnią podczas burzy, moją ostatnią deską ratunku w tym świecie. Coraz więcej ciemności i zła czaiło się za horyzontem, ale wiedziałam, że przynajmniej on będzie przy moim boku.
Ciągle sądzę, że będę potrzebować tkanki - dokuczał mi Danaus.
Dupek, odpowiedziałam, mentalnie chichocząc. Powinnam wiedzieć, że będzie cichym widmem w moich myślach. Byłam zbyt mroczna ostatnio, kiedy świat ucichł. Naturi opuściło mój teren i nie było żadnych wieści od sabatu. Nawet mój ojciec, Nick, nie pojawił się w ostatnim czasie by mnie dręczyć. Chodziłam po podłodze i patrzyłam przez okno z założonymi rękoma zgiętymi na brzuchu, czekając. Nie wiedziałam co, ale coś złego nadchodziło.
Na drugim końcu okręgu, Barrett mówił do swojego stada, mniej niż dwudziestu silnych ludzi. Ich liczba zmalała, gdy niegdyś kontrolowanie przez klan zwierzęcy, zmuszone był do ataku na nocnych wędrowców, podczas gdy naturi szukali mnie. Barrett stracił dwóch braci. Pozostał mu tylko młodszy brat Cooper i siostra Erica.
Mówił im o jedności i rodzinie. Mówił o lojalności nie tylko sfory, ale całej rasy. Potem zwrócił się do Jamesa i opowiadał o osiągnięciach młodego mężczyzny. Zaświadczał o niezachwianej determinacji Jamesa i jego poświęceniu dla zrozumienia różnych ras przez całe jego życie, a także o bezgranicznym współczuciu Jamesa i niespotkanej lojalności do przyjaciół. Kiedy do głosu doszli członkowie jego sfory, wypowiedź była jednomyślna. Ale w takich przypadkach, rzadko kiedy ktoś wypowiadał się przeciwko wnioskodawcy, gdy ta osoba miała pełne poparcie alfy.
Wtedy wszystko było oficjalnie. Nie było walki. Nie było krwii, wyczerpującej próby zawarcia porozumienia ze sforą Savannah, tylko stos papierkowej roboty i dokładny wywiad z Barrettem. James był na tyle rozważny, by spytać, czy mam coś przeciwko, jeśli przeniesie się do Savannah, zanim oficjalnie zwrócił się do Barretta. Chciałam po prostu się uśmiechnąć i skinąć mu głową.
Ten, który wcześniej widział formalny proces przyjęcia do sfory Savannah, stanął po mojej prawej, patrząc na postępowanie w milczeniu. Nikolai Gromenko doznał desperackiego aktu z mojej strony. Tkwił w złej sytuacji z Jabarim, jako swoim właścicielem. Miał być przekazany naturi jako ofiara, kiedy wreszcie stanęłam za nim i na własne życie przysięgłam go chronić.
Niestety, to że przenosłam zmiennokształtnego do mojego domu w Savannah oznaczało, że musiał być on również zaakceptowany przez lokalną sforę, aby przetrwać.
Więc na moją prośbę, Berrett zabrał Nicolaia. Ale ten układ nie mógł długo trwać. Nicolai potrzebował własnej sfory, miejsca, które nazywałby swoim własnym. Urodził się, by być alfą i wiedziałam, że część jego została częściowo przytłoczona rządami Barretta.
- Przyprowadziłaś kolejną owce do owczarni - powiedział Nicolai.
Szeroki uśmiech wykręcił moje usta.- Nie miałam z tym nic wspólnego.
- Nie, po prostu wyglądasz jak dumny rodzic, patrzący jak jego dziecko dostaje swoją pierwszą nagrodę.
- Myśl o nas jak o przyjaciołach rodziny - wtrącił Danaus, nie odrywając oczu od Jamesa. Wewnąrz pokręciłam głową. Danausowi tak naprawdę nigdy nie zależało no zmiennokształtnym i mała część mnie pomyślała, że mogło to mieć związek z moją krótką przeszłością z Nicolaiem. Oczywiście przy założeniu, że Danaus był w stanie odczuwać zazdrość. Nie mogłam jednak sprawdzić swoich nadziei.
Na drugim końcu polany rozszedł się krzyk bólu i zawisł w powietrzu, kiedy James rozpoczął proces zmiany w wilka. Szybka rozmowa z Barrettem kilka nocy wcześniej ujawniła, że James spędzi dwa zimowe miesiące w sforze, ucząc się tego co może zrobić, zanim pokrótce powróci do Temidy, z zamiarem życia bez wsparcia sfory.
Chociaż nie zostałam dokładnie poinformowana o świecie wilkołaków, było dla mnie zrozumiałe, że przez pierwszy rok, przemiana człowieka w wilka była bolesna, gdy człowiek uczy się kontrolować mięśnie i skupienie. Ścisnęłam dłoń Danausa, a część mnie chciała zabrać część bólu Jamesa. Słodki, młody mężczyzna zawsze był widzem świata nadprzyrodzonego, nie członkiem.
Danaus, również ścisnął moją dłoń. - Wszystko z nim w porządku.
- Będzie łatwiej - zapewnił mnie Nicolai. - W ciągu kilku miesięcy, będzie w stanie przemienić się w każdej chwili. Na razie, będzie ograniczał się do pełni księżyca i naturi.
Inni dołączyli do Jamesa, a polanę nagle zapełniły wilki różnych barw. Nie odrywałam swoich oczu od Jamesa, kiedy zobaczyłam jak młody, wiotki mężczyzna zmienia się w wilka z grubą, czarną sierścią. Gdy transformacja się zakończyła, otrząsnął się jakby strzepywał ostatnie skrawki bólu i podbiegł do mnie.
Jego długi, różowy język opadł na bok jego pyska, gdy spojrzał na mnie. Czułam jego szczęście. Wydawało się, że w końcu znalazł swój dom, a ja nie mogłam być z niego bardziej zadwolona. Klęcząc, zanurzyłam rękę w jego grubej sierści i podrapałam go za uchem.
- Jesteś pięknym wilkiem - wyznałam z uśmiechem. - Jestem z ciebie bardzo dumna.
James przytulił się do mojej ręki, zanim odwrócił się do członków swojej sfory, którzy kręcili się wokół. Węszyli i warczęli na siebie wzajemnie w zabawie, chętni biegać i polować w pełni księżyca. Kiedy James dołączył do grupy, zauważyłam mniejszą, szaro-białego wilczycę, która chwyciła go za szyję, zanim odeszła i szczeknęła, jakby chciała zachęcić go, by poszedł za nią.
Obok mniett , Nicolai zachichotał.- Zastanawiam się, jak Barrett to załatwi.
- Co?
- Ta która zainteresowała się Jamesem, to jego siostra. Prawie szkoda chłopaka.
Tylko Barrett i Nicolai pozostali w ludzkiej postaci. Zwróciłam uwagę na podobieństwo pomiędzy dwójką mężczyzn, zanim Barrett ostatecznie zamienił się w dużęgo brązowego wilka i poprowadził swoją sforę do lasu. Spojrzałam na niebo po raz ostatni, zapamiętując obraz pełni księżyca, który wisiał nad naszymi głowami. - Jak to jest, że nie jesteś z nimi dzisiaj na polowaniu?
- Będę - mruknął Nicolai, błądząc wzrokiem z dala od mojej twarzy. - Jest coś co chciałbym najpierw z tobą przedyskutować.
- Odchodzisz, prawda?
- Musiałaś wiedzieć, że to sie stanie.
- Wiedziałam.
- Wiem, że uratowałaś mi życie, nie tylko przed naturi ale i Jabarim. Cholera, pewnie chroniłaś mnie również przed moim własnym gatunkiem, biorąc pod uwagę moją przeszłość. Nie chcę byś pomyślała, że odwracam się do ciebie plecami, po tym co dla mnie zrobiłaś.
- Ale dwie alfy nie mogą być w jednej sforze - powiedział Danaus.
- Wiedziałeś?
- Dopiero od niedawna - przyznał łowca. - To jest jak inni zachowują się wokół ciebie. Jesteś urodzonym przywódcą i to sprawia, że niektóre rzeczy... są dla ciebie niewygodne, gdy jesteś zmuszony siedzieć nieustannie pod stopą Barretta.
- Tu nie chodzi o Barretta - wtrącił szybko Nicolai, kręcąc głową.- On jest wielkim przywódcą i niesamowicie chroni swoich ludzi. Ja... po prostu... nie należę do tego miejsca.
Uniosłam brwi. Moja ochrona Nicolaia była daleka od perfekcji, ale zawsze czułam, że jeśli będzie w moim mieście, dotrę do niego na czas. Zawsze byłam obok dla niego. - Gdzie jedziesz?
- Argentyna.
- Jeśli mam być bardziej precyzyjny, Buenos Aires - powiedział Nicolai. - Jest tam bardzo duże stężenie wilkołaków. Dochodzą do mnie wiadomości, że czarnoksiężnicy i czarownice znikają z regionu i ludzie zaczynają wytykać palcami mój gatunek. Mój hiszpański jest solidny i pomyślałem, że mogę tam pójść i przyjrzeć się bliżej sytuacji, zanim zmieni się w ogromne polowanie. Z naturi na wolności nie możęmy sobie pozwolić na straty.
- Co powiedział Barrett? - zapytał za mną Danaus.
- Czy mogę pomóc ci się spakować? - zażartował Nicolai, a ja klepnęłam go w pierś.
- Gdyby kiedykolwiek tak powiedział, obdarłabym go żywcem ze skóry i on o tym wie - warknęłam.
- Nie, powiedział, że ta sfora zawsze będzie stała dla mnie otworem, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się wrócić.
Skinęłam głową, poruszając ramionami i próbując pozbyć się nowoodkrytego napięcia. - Więc?
- Więc kolejne pytanie postawię tobie. Czy mogę jechać? - zapytał Nicolai.
Czując się wyraźnie nieswojo, odeszłam od dwóch mężczyzn i stanęłam na środku polany, zakładając ręce na piersi. Wiosenny wiatr był chłodny i ciągle można było odczuć delikatne ukłucia zimna, jaby zima wciąż resztkami sił utrzymywała się w okolicy. Lecz świat ponownie był zielon, a życie toczyło się wokół nas. Ziemia się przebudziła i ponownie żyła. A dzieki mojemu drogiemu ojcu, mogłam teraz odczuć wszystko, w przeciwieństwie do innych nocnych wędrowców.
- Dlaczego mnie pytasz?- powiedziała defensywnie. - Wiesz, że nie musisz pytać mnie o pozwolenie na wyjazd, ani pobyt w Savannah. Nie należysz do mnie.
- Ubiegałaś się o mnie w Wenecji sprzed sabatem.
Przesunęłam ręką po włosach. - Wiesz, że to tylko dla pozoru. Nigdy nie należałeś do mnie.
- Może ty nie widzisz tego w ten sposób, ale wiem, że chroniłaś mnie ryzykując własne życie, od pierwszej chwili w Wenecji. Nie mogę po prostu odejść bez...- głos Nicolaia się załamał.
- Powiedz te słowa Mira - poinstruował delikatnie Danaus.
- Idź, Nicolai. Pomóż innym wilkołakom - wyszeptałam, nieoczekiwanie czując guz w gardle. Wilkołak podszedł i owinął duże ramiona wokół mnie, ściskając mnie w ciasnym uścisku. Był moim złotym chłopcem, moim ziemskim Adonisem i na stałe odchodził z mojego życia. - Po prostu nie daj się zabić.
Nicolai się odsunął, trzymając mnie na dystans, by mógł spojrzeć i uśmiechnąć się od mnie. - Obiecuję, że uniknę śmierci.
- I nie wdawaj się w walki z innymi nocnymi łowcami.
- Nie ma nocnych łowców w Południowej Ameryce - przypomniał mi Danaus, ale go zignorowałam.
- I trzymaj się z daleka od naturi. Nie wiadomo, gdzie jest teraz Aurora i nie chce abyś wparował do gniazda tych drani. Wystarczy że będziesz trzymać głowę nisko i będziesz mieć czysty nos, podczas pobytu w Argentynie. Jeśli czegoś potrzebujesz...
Moje następne słowa zostały stłumione przez Danausa, który położył rękę na moim ramieniu i ścisnął je mocno, podczas gdy drugą rękę wyciągnął w kierunku Nicolaia. - Bądź ostrożny - powiedział łowca, starannie podsumowując wszystko, podczas gdy ja nie mogłam przestać paplać. Czułam, że kiedy przestanę mówić, Nicolai zniknie.
- Dzięki, będę - powiedział Nicolai, potrząsając ręką Danausa. - Zostawię to tobie, żebyś miał na to oko kiedy odejdę.
- Pieprzcie się oboje - rzuciłam, odwracając się do nich plecami. Danaus cicho zachichotał, a ja usłyszałam jak Nicolai zamienia się z człowieka w wilka. Wpatrywałam się w las, dopóki nie poczułam, że coś dużego naciska na moje udo. Spojrzałam w dół i zobaczyłam ogromnego białego wilka ze złotymi smugami na futrze. Nigdy nie widziałam Nicolaia jako wilka, ale był równie piękny jak w ludzkiej postaci.
- Bądź bezpieczny - szepnęłam, przesuwając ręką po jego głowie. Nicolai podniósł pysk i szybko liznął moją dłoń, rzucając się do lasu. Patrzyłam w ostatnie miejsce, gdzie go zobaczyłam, zanim zniknął w gęstym lesie. Wydrążony ból, który czułam wcześniej, znów odżył w mojej klatce piersiowej.
Danaus pojawił się za mną i owinął ręką wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie. - Nic mu nie będzie.
- W niecały rok, straciłam Michael, Lily i Tristana. Prawie straciłam Valerio i byłam zmuszona do walki z Knox, zagrażając jego życiu. Teraz Nicolai jedzie gdzieś, gdzie nie będę mogła go chronić.
- Nie możęsz chronić całego świata - powiedział Danaus, wyciskając pocałunek na mojej głowie.
- Nie próbuję, nawet jeśli mam na to ochotę.
Danaus chwycił mnie za ramiona i obrócił mnie, zmuszając bym spojrzała mu w oczy. - James jest bezpieczny z dala od Ryana i Temidy. To powinno cie uszczęśliwić. Ja jestem tutaj, w miejscu niedostępnym dla Temidy i gotowy by chronić ciebie i resztę Savannah. To powinno cie uszczęśliwić. Teraz jest cicho. Ciesz się tym.
Niechętny uśmiech uniósł kąciki moich ust, kiedy wpatrywałam się w łowcę. Mniej niż rok temu, byliśmy gotowi skoczyć sobie do gardeł, szukając najlepszego miejsca by uderzyć zaostrzonym nożem. Teraz staliśmy sami w lesie, z wielkim spokojem, głęboko w kościach. Nie chciałam uwolnić Nicolaia, chociaż wiedziłam, że przyjdzie na niego czas. Narazie inne osoby w moim życiu, były bezpieczne.
koniasz13