Mały szary kamień.pdf
(
123 KB
)
Pobierz
P
AIMPONT
M
AŁY
S
ZARY
K
AMIEŃ
T
ŁUM
. A
KOLITKA
— Dlaczego płaczesz? — Mała dziewczynka spojrzała na Molly Weasley, ze zdziwieniem patrząc
na jej twarz.
— Cicho, Marina.— Angelina Johnson otoczyła ramionami swoją młodszą siostrę i przyciągnęła ją
do siebie. — Tak bardzo mi przykro, pani Weasley. Marina nie rozumie jeszcze, czym są pogrzeby.
Jest jeszcze taka mała...
— Och, nie martw się o to, kochanieńka. — Szepnęła Molly łamiącym się głosem. — Oczywiście,
że nie rozumie, ani też nie powinna, mały aniołek. — Zaszlochała w chusteczkę.
Marina spojrzała na Molly w zdumieniu. — Czy ona jest smutna? — Szepnęła do siostry.
Angelina pogładziła włosy dziewczynki. — Tak, jest smutna. My wszyscy jesteśmy, bo zebraliśmy
się tutaj, by pożegnać się z kimś, kogo bardzo kochaliśmy. — Jej głos zadrżał i zamilkła na chwilę
zanim znowu się odezwała. — Ale pani Weasley jest bardziej smutna niż ktokolwiek, bo straciła syna.
— Ukryła twarz we włosach siostry i rozpłakała się.
— Och. — Dziewczynka stała nieruchomo przez chwilę, patrząc na ziemię. Potem wyswobodziła
się szybko z ramion siostry. Pochyliła się i podniosła mały szary kamień, który leżał w trawie. Był to
zwykły, gładki kamyk, ale miał ładny okrągły kształt i lekko błyszczał.
— Proszę. — Wyciągnęła rękę i umieściła kamień w dłoni pani Weasley. — To dla ciebie.
— Co ty robisz, Marina? Dlaczego dałaś pani Weasley kamyk? Odłóż go tam, gdzie go znalazłaś.
— Angelina wymamrotała przez łzy. — Cicho teraz, Marina, bądźmy cicho i posłuchajmy przemówień.
Ale Molly spojrzała na mały kamień w jej dłoni i szepnęła: — Och, nie, wszystko w porządku,
kochana Angelino. Twoja maleńka siostrzyczka była dla mnie taka miła i to jest wielka pociecha w tym,
w dniu takim jak ten. — Jej dłoń zacisnęła się na kamieniu i udało się jej uśmiechnąć przez łzy. —
Dziękuję, Marino. Zachowam ten kamień na zawsze.
***
— Kolejne dziecko? Po tych wszystkich latach? — Artur Weasley spojrzał na żonę z podziwem. —
To wspaniale, ale... czy jesteś całkowicie, zupełnie pewna, Molly? To znaczy, myślałam, że to już dla
nas za późno...
Molly zaczerwieniła się i pojaśniała z radości. — Tak samo jak ja, ale wydaje mi się, że nie mogłam
się pomylić. Wyobraź sobie, Arturze - znowu będziemy rodzicami! Wiem, że to będzie chłopiec!
Rzuciłam już zaklęcie ujawniające płeć dziecka. Urodzi się w marcu. — Pogłaskała powolnym ruchem
swój brzuch. — Jakie to dziwne - czuć w sobie nowe, rozwijające się życie po tej całej grozie i
niezliczonych ofiarach.
Artur położył dłoń na brzuchu Molly. — Przypuszczam, że życie zawsze znajdzie sposób. — Łza
spłynęła po jego twarzy. — Czy ty... Czy uważasz, że powinniśmy nazwać go po Fredzie?
Molly myślała o tym przez chwilę, a potem potrząsnęła głową. — Jestem pewna, że jedno z
naszych dzieci będzie chciało nazwać swojego syna po Fredzie. Ale ja nie mogłabym tego znieść. On
nie będzie taki sam Fred... Czułabym się dziwnie mając drugiego syna o tym imieniu. Ale może
Fabian, po moim bracie? Fred miał dostać imię po Fabianie, ale ostatecznie stało się inaczej. Fabian i
Gideon. Fred i George. Dwie pary bliźniąt, z których każda była tak psotna jak poprzednia.
Artur uśmiechnął się. — Myślisz, że nasz mały Fabian będzie dowcipnisiem, jak oni wszyscy?
Molly roześmiała się. — Nie byłabym tym zaskoczona.
***
Ale okazało się, że mały Fabian bardzo różnił sie zarówno od Freda, jak i od jego dawno zmarłego
wuja Fabiana. Oczywiście miał rude włosy, jak wszyscy Weasleyowie nie, ale jego oczy nie były ani
niebieskie jak u Freda ani brązowe, jak u jego wujka Fabiana, miały interesujący srebrnoszary kolor,
tak jasny, jak szkło. Poza tym zarówno Molly i Artur byli gotowi przysiąc, że Fred zaśmiał się w ciągu
godziny od swoich narodzin, ale Fabian ani nie uśmiechnął się, ani nie płakał - patrzył tylko na
wszystkich tymi swoimi dziwnymi oczami w kolorze żywego srebra.
Kiedy Fabian podrósł, zarówno Molly, jak i Artur byli zaskoczeni jego poważnym usposobieniem.
Czy ktokolwiek słyszał o dziecku, które nie chce się bawić? Wszyscy jego starsi bracia i siostra - oraz
wciąż rosnące stado małych rudowłosych siostrzenic i siostrzeńców - chcieli się z nim bawić, ale mały
Fabian nie zwracał uwagi na ich usiłowania. Wciąż siedział cicho w ramionach matki, patrząc na
figlarne błazeństwa swoich krewnych z lekką dezaprobatą.
Ale kochał książki - och, jak on kochał książki! Molly czasami zastanawiała się, czy Fabian nie
zamierza okazać się jeszcze bardziej inteligentny niż mała Rose, córeczka Rona i Hermiony. W wieku
dwóch lat Fabian przewracał strony swoich książek z taką powagą, jak gdyby rzeczywiście je czytał, a
nie tylko udawał, zawsze powtarzał szeptem wszystkie zaklęcia, jakich używali ludzie wokół niego,
jakby zapisując je w pamięci. Molly, która była przyzwyczajona do śmiejących się i płaczących dzieci,
które budziły ją w środku nocy, czasami spoglądała nas swojego cichego, skupionego syna z
podziwem - skąd się wzięło to jego dziwne dorosłe zachowanie? Może to był brak braci i sióstr w jego
wieku, który uczynił go tak poważnym?
Ale też Fabian nigdy nie dał swojej matce powodu, do najmniejszego niepokoju - z jednym
wyjątkiem, gdy połknął kamień. Molly zawsze była tak czujny przy innych swoich dzieciach, gdy były
małe, dobrze wiedząc, że mogą bardzo zaszkodzić tak sobie, jak i innym, gdyby nie obserwowała ich
jak jastrząb, ale Fabian tak doskonale się zachowywał, że czasem zapominała obserwować go tak
dokładnie, jak powinna. Ale pewnego dnia kątem oka zobaczyła coś zaskakującego - jej syn sięgnął
po mały szary kamień, który leżał na stoliku przy łóżku matki, a następnie wsadził go sobie do ust.
— Fabian! — Molly upuściła ścierkę do kurzu i podbiegła do dziecka. — Och, słodki Merlinie, co ty
zrobiłeś? Połknąłeś to?
Anapneo
!
Ale Fabian nie dusił się, spojrzał na nią tylko swoimi jasnymi oczami, które wydawały się zbyt stare
dla jego cherubinkowej twarzy. Molly otworzyła mu usta i zajrzała do środka, ale niczego w nich nie
było. Wzięła dziecko na ręce i przytuliła go, ale oddychał normalnie.
— Nie wolno połykać kamieni, Fabianie. — Powiedziała drżącym głosem i pogładziła jego włosy.
— To jest niebezpieczne - można od tego umrzeć.
— Moje. — Stwierdził Fabian zdecydowanie i wyswobodził się z jej uścisku.
Gdyby jednak rzeczywiście połknął mały kamień, nie wyrządziłoby mu to żadnej krzywdy. Molly
obserwowała jednak Fabiana o wiele uważniej po tym, ale już nigdy nie widziała, żeby jeszcze raz
zrobił coś niebezpiecznego.
— On jest raczej poważnym chłopczykiem, prawda? — Powiedział kiedyś George, odkładając
brata na podłogę po kolejnej szalonej jeździe na jego grzbiecie. — Wydaje mi się, że z jakiegoś
powodu nigdy nic nie mogę zrobić, żeby go rozśmieszyć. Może pewnego dnia będzie pracował w
Ministerstwie, jak Percy.
Percy roześmiał się i sięgnął po małego chłopca, ale Fabian spojrzał chłodno na Percy'ego i
odszedł.
Ale Fabian wydawał się być całkiem zafascynowany jednym ze swoich krewnych - zawsze krążył
dookoła Harry'ego, kiedy ten przychodził ich odwiedzić, patrząc na męża swojej siostry z jasnymi
szarymi oczami. Kiedy podrósł, Harry raz za razem opowiadał mu historię o tym, jak pokonał
Czarnego Pana.
— On jest tobą zupełnie zauroczony kochanie.— Zaśmiała się Ginny i pogłaskała ogniste włosy
Fabiana. — Być może będzie kolejnym bohaterem Gryffindoru, kiedy urośnie, tak jak ty.
Harry roześmiał się i podał Fabianowi miotłę zabawkę. — Proszę, zobaczmy jak latasz, kolego.
Ale Fabian zaledwie spojrzał na miotłę i dostał książkę.
Artur Weasley uśmiechnął się. — Nie jestem pewien czy będzie Gryfonem, Ginny. Może nasz mały
Fabian będzie pierwszym Weasley'em w historii przydzielonym do Ravenclawu! Na pewno jest na tyle
inteligentny, mały urwis! Znalazłem go wczoraj grzebiącego w książkach Hermiony. Wyglądał tak,
jakby czytał stare francuskie Grimoire - w wieku czterech lat, możecie to sobie wyobrazić?
Fabian wspiął się na kanapę ze swoją książką i usiadł obok Harry'ego. — Powiedz mi jeszcze raz,
jak zniszczyłeś jego horkruksy. — Harry potrząsnął głową i roześmiał się. — Dobrze, Fabianie.
Zobacz, Tom Riddle posiadał kiedyś ten dziennik i kiedy ja byłem na drugim roku i Ginny na swoim
pierwszym...
W nocy, kiedy Molly ułożyła Fabiana do łóżka, chłopiec szepnął sennie do matki: — Dlaczego on
ukrył swą duszę w tych wszystkich dziwnych rzeczach, Mamusiu? To dzięki nim Harry pokonał
Czarnego Pana?
Molly ułożyła kołdrę ściślej wokół szczupłego ciała jej najmłodszego syna i pocałowała go w czoło.
— Ponieważ był bardzo złym człowiekiem, kochanie, i dlatego, że chciał żyć wiecznie.
Fabian patrzył przed siebie przez chwilę, a potem mruknął: — Myślę, że on musiał być bardzo
głupim człowiekiem, Mamusiu.
— Głupim? — Molly była trochę zaskoczona. — Dlaczego? Tak, przypuszczam, że to było głupie z
jego strony być potworem, skoro mógł wybrać bycie kimś dobrym.
— Och, nie o to mi chodziło, Mamo. — Chłopiec podniósł oczy i spojrzał na nią teraz, a jego szare
oczy były tak jasne, jak srebrzyste światło księżyca dookoła. — To było głupotą z jego strony, że ukrył
części swojej duszy w tych szczególnych rzeczach, które ludzie tak łatwo mogą zauważyć, jak jego
własny dziennik, pierścień z cennym kamieniem i diamentowy diadem. Gdybym był Czarnym Panem,
byłbym o wiele sprytniejszy niż on. Ukryłbym kawałek mojej duszy daleko, daleko stąd, w czymś tak
prostym i małym, że nikt nigdy nie będzie zwracał na to uwagi. Nie chciałbym ukryć mojej duszy w
wężu, czy srebrnym medalionie. Chciałbym ukryć moją duszę w czymś malutkim i zwyczajnym, jak
mały szary kamień...
— Co? — Molly siedziała nieruchomo przez chwilę, a jej ciało zamarło. Dotknęła miękkiego
policzka syna, po czym powiedziała z wahaniem: — Co... co ty powiedziałeś, Fabian?
Dziecko spojrzało na nią swoimi jasnymi oczami. — Chciałbym ukryć ostatni kawałek mojej duszy
w małym szarym kamieniu, którego nikt nawet nie zauważy, a potem będę żyć wiecznie...
Molly siedziała nieruchomo przez dłuższy czas. Potem wzięła Fabiana w ramiona i wyszeptała: —
Och, co ty mówisz? Moje dziecko... Moje dziecko. — Pocałowała małą twarz Fabiana rozpaczliwie. —
Ciii, Fabian. Kochasz mnie, prawda?
Fabian skinął głową z powagą.
— Więc obiecaj mi... — Szepnęła Molly, a jej głos był ochrypły. — Obiecaj mi, że nigdy nie
powtórzysz tego Harry'emu, Ginny i tacie ani... ani nikomu... nic z tego co właśnie mi powiedziałeś.
Oni tego nie zrozumieją... Harry jest Gryfonem w każdym calu; nigdy nie wahał się poświęcić siebie
samego, żeby tylko zniszczyć Czarnego Pana, ani Ron ani Hermiona, ani Ginny nigdy nie myśleli,
żeby go przed tym powstrzymać, chociaż tak mocno go kochali. Och, kto wie, co zrobiliby z tobą,
gdyby tylko się dowiedzieli... — Mocno przytuliła chłopca do piersi. — Po prostu już nigdy nic więcej o
tym nie mów, kochanie. Nigdy nie rozmawiaj o tym z żadnym z nich.
Fabian zamknął oczy i skinął głową sennie.
— To dobrze. — Molly wzięła głęboki drżący oddech, a potem jeszcze raz pocałowała swojego
syna. Siedziała tam przez długi czas, obserwując go, jak zasypiał.
— Nie obchodzi mnie to, kim jesteś ani czym się staniesz. — Szepnęła do zapadającego za
oknami mroku. — Jesteś moim dzieckiem i tylko to ma znaczenie. — Pogłaskała kosmyk włosów na
miękkim czole chłopca. — Życie zawsze znajdzie sposób...
Plik z chomika:
Akolitka
Inne pliki z tego folderu:
Twoje łzy nie spadają.pdf
(119 KB)
Puszka Pandory.pdf
(302 KB)
Mały szary kamień.pdf
(123 KB)
Chłopak z ulicy.pdf
(133 KB)
Róża i cis.pdf
(130 KB)
Inne foldery tego chomika:
Ładne wydania
Nowy folder (2)
Prywatne
Zmierzch
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin