Wood_Tonya_ W_strone_domu_RPP062.pdf

(480 KB) Pobierz
Wood Tonya (Courtney Ryan)
W stronę domu
Jan McMillan jest zawodowym kaskaderem. Niespodziewanie dostaje spadek po pewnej
ekscentrycznej wielbicielce i w celu objęcia spuścizny wyjeżdża do małego miasteczka Pleasant
Grove.
Już po kilku godzinach pobytu w tym zakątku „na końcu świata" stwierdza, że czeka na niego
znacznie więcej niż odziedziczony dom. W sąsiedztwie spotyka młodą wdowę, matkę
prześlicznych bliźniaczek - Zofię Parrish. Życie jej jest dokładnym przeciwieństwem życia
McMillana. Nie ma w nim miejsca na ekscytujące wrażenia, rozrywki, niespodzianki. Świat
Zofii, to kierat szarej codzienności: praca, prowadzenie domu, opieka nad dziećmi. I dopiero
bliższe spotkanie z Janem uświadamia jej, jak ciekawe i wspaniałe może być życie.
ROZDZIAŁ 1
Jack McMillan prowadził samochód przez całą noc. Obiecywał sobie, że zatrzyma się
w jakimś motelu. Na wschodzie ponad górami rozpościerała się różowa łuna
jutrzenki. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak długo jechał.
Jazda autostradą Wielkiego Dorzecza Montany wymagała uwagi.
Nawet o tak wczesnej porze panował tu niemały ruch. Króliki, sarny oraz inne
dziwne gryzonie, ryzykując życie, ścigały się z samochodem Jacka. Jack omal nie
wpadł do rowu, gdy przed maską jaguara wyskoczyła nagle wiewiórka. Uwielbiał
odważne stworzenia, ich zachowanie przypominało mu jego własne wyczyny przed
kamerami.
Włączył radio. Pierwszy raz od kilku godzin udało mu się złapać jakąś stację.
Czarowny Lasek musiał być już niedaleko.
Czarowny Lasek. Nazwa wydawała się zabawna. Tam skąd Jack pochodził, w Los
Angeles, nie uświadczysz lasku, tym bardziej czarownego. Nie mógł się doczekać,
kiedy zobaczy to miejsce. Przypomniał sobie stare, dobre Mayber-
ry z szeryfem Andym, fryzjerem Hoydem oraz Gooberem ze stacji benzynowej.
Typowe, amerykańskie osiedle, gdzie złe parkowanie samochodu jest wielkim
przestępstwem, a każde dziecko ma nosek usiany piegami.
- Powinienem obciąć włosy - powiedział do siebie. Trzymał kierownicę kolanami,
otwierając kolejną paczkę chipsów. - Długie włosy u mężczyzny nie są tam z
pewnością mile widziane.
Tydzień temu zadzwonił do niego prawnik. Poinformował go, że został jedynym
spadkobiercą po świętej pamięci Agnes Dancie. Ponieważ Jack nie miał pojęcia, kim
była ta kobieta, odłożył słuchawkę, traktując wiadomość jako kawał. Był pewien, że
wymyślił to jego brat -Patryk.
Patryk był wyjątkowym kpiarzem. Z pozoru poważny, ubrany zwykle jak
przedsiębiorca pogrzebowy, nosił w aktówce różne przyrządy do robienia psikusów.
Okazało się jednak, że brat był tym razem niewinny. Pan Heard potwierdził swoje
słowa stosownymi dokumentami. Testament brzmiał: „Agnes Dancie, zamieszkała w
Czarownym Lasku, stan Montana, przekazuje cały swój majątek Jackowi Tate'owi
McMillanowi. Na majątek
składają się: dom, Chevrolet impala - rocznik 1965 - oraz parcela budowlana na rogu
Dwunastej Ulicy i alei Aplle Blossom". Było to niezwykłe zrządzenie losu: tajemniczy
testament, dziwna nieznajoma, miasteczko na krańcu świata. Prawnik poprosił
Jacka, by przyjechał osobiście w celu dopełnienia formalności. Jack postanowił
natychmiast wyruszyć w drogę.
Właśnie miał przerwę w kręceniu filmów, męczyła go już bezczynność, więc
wycieczka ukochanym jaguarem mogła okazać się znakomitym sposobem na zabicie
czasu. Pozostało tylko kilka miejsc na ziemi, których nie odwiedził; Czarow-ny Lasek
był jednym z nich.
W czasie jazdy nucił piosenki country, po mistrzowsku omijał wyboje, wypatrywał
świecących oczu królików - zwierzęta raz po raz wypadały na jezdnię. Wstawał blady
świt.
Podniszczona tablica informowała: COBBLE GREEK ŻEGNA.
Nawet nie zauważył, kiedy wjechał do tej miejscowości.
- Pewnie mieścina - rzekł.
Był już głodny. Z foliowego opakowania wysunął batonik i zjadł w trzech kęsach.
Miał nadzieję, że dotrze do jakiegoś sklepu, zanim skoń-
czą się zapasy. Niektórzy ludzie muszą wypić rano filiżankę kawy, Jack natomiast
potrzebował swej codziennej porcji glukozy i białka.
Spojrzał na mapę. W centrum Montany znalazł Czarowny Lasek. Obliczył, że miał
do przebycia jeszcze kawał drogi.
Na horyzoncie zauważył coś na kształt wielkiej puszki piwa. Prawdopodobnie silos
zbożowy. Minął znak ograniczenia prędkości. Droga wznosiła się, to opadała,
przydrożne drzewa oraz ciągłe zakręty zamieniły ją w parkową alejkę. Opuścił szybę
i wdychał aromatyczną woń lasu, orzeźwiającą mieszaninę zapachu nocy, korzeni i
igliwia.
„Będę musiał zabrać trochę tego do Los Angeles. Świeże powietrze w puszce!
Powinno się przyjąć".
Miejscowość była większa, niż się spodziewał, i bardzo malownicza: farmy otoczone
drewnianymi płotami, czarujące domki ze staroświeckimi fasadami, przy każdym
zadbany ogródek. O wschodzie słońca wyglądało to szczególnie uroczo. Wiatraczki
przeciw szpakom na czereśniach, skrzynki na listy malowane w żółte i czerwone
tulipany. Nazwy ulic także były urzekają-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin